[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem Lesio wkroczył do biura punktualnie.Od szóstej rano miał najzupełniej dużo czasu na ocucenie żony, uprzątnięcie ruiny w przedpokoju i złożenie odpowiednich wyjaśnień.Zdążył nawet pojechać taksówką na most Poniatowskiego i wrzucić mordercze narzędzie do Wisły, budząc tym duże zdumienie kierowcy.Nie mniejsze zdumienie obudziło teraz zarówno jego punktualne przybycie do pracy, jak i nieco osobliwe zachowanie.Od chwili przekroczenia progów biura Lesio z gorączkowym niepokojem jął się dopytywać o naczelnego inżyniera.Naczelnego inżyniera jeszcze nie było i nikt nie umiał wyjaśnić, co się z nim dzieje.Niepokój Lesia potężniał i rósł.Wspomnienie nocnego koszmaru i irracjonalny lęk o życie niedoszłej ofiary głuszyły w nim wszelkie inne uczucia i odbierały niemal przytomność umysłu.Nie był w stanie nic robić.Trwał w okropnym napięciu nerwowym, tracąc do reszty poczucie rzeczywistości i zarażając zdenerwowaniem współpracowników.Kierownik pracowni po długich i dociekliwych rozważaniach, popartych naradami z niektórymi członkami personelu, doszedł właśnie poprzedniego dnia do wniosków, nader dla Lesia pochlebnych.Uznał, że ma w swojej pracowni talent, który obowiązkiem jego jest kultywować i któremu powinien dopomóc w rozkwicie.Docenił wspaniały, tówrczy zryw Lesia, pojął odrębność jego artystycznej duszy i postanowił wypróbować nową metodę działania.Pani Matylda została delikatnie poinstruowana w kwestii złagodzenia dyscypliny pracy, Lesiowi zaś przyznano nagrodę z okazji święta państwowego, które wprawdzie minęło jakiś czas temu, ale finansowo czczone było dopiero teraz.Zdecydowawszy się na te wszystkie posunięcia kierownik pracowni zwołał zebranie w celu poinformowania pracowników o przyznanych premiach i nagrodach.Przybrał przyjemny wyraz twarzy, wygłosił krótkie przemówienie okolicznościowe, po czym pełen sympatii i życzliwości zwrócił się do Lesia, który na tym zebraniu miał być główną osobą.- Cieszę się, panie Lesiu.- powiedział serdecznie i urwał.Dziki, spłoszony wzrok Lesia, rzucane wokół nieprzytomne spojrzenia, tragicznie blada twarz, zaniepokoiły go i sprawiły, że nieco stracił wątek.- Cieszę się.- powtórzył niemrawo i niepewnie.- Cieszę się.Lesio był u szczytu napięcia nerwowego.Nie rozumiał ani słowa z tego, co mówił kierownik pracowni.Z kierunku jego spojrzenia wywnioskował tylko mgliście, że mówił do niego, a uczynioną przezeń przerwę pojął jako oczekiwanie na odpowiedź.Nie chcąc się zdradzić z dramatycznym stanem ducha, postanowił udzielić jakiejkolwiek.Otworzył usta raz i drugi bezskutecznie i wreszcie udało mu się wydobyć z siebie głos.- Gdzie Zbyszek?!.- wyjęczał chrypliwie z akcentem nieopisanej rozpaczy.Kierownik pracowni poczuł, że mu się robi dziwnie gorąco.Niezrozumiały stan Lesia zaczął mu się udzielać.Utkwił w nim wzrok, w którym osłupienie mieszało się ze zgrozą.- Cieszę się.- powtórzył, zdając sobie sprawę, że mówi coś bez sensu, ale nie mogąc się już opanować.- Cieszę się.Że gdzie Zbyszek.Co?.Jak to, tu Zbyszek! - dodał pośpiesznie, z uczuciem najwyższej ulgi widząc wchodzącego naczelnego inżyniera.Naczelny inżynier wszedł nie przewidując nic złego i zdziwił się, ujrzawszy utkwione w sobie wszystkie spojrzenia.Zaskoczony zatrzymał się w drzwiach i w tym momencie Lesio odzyskał władze fizyczne i umysłowe.- Kochany!!! - ryknął rozdzierająco i padł w objęcia niedoszłej ofiary, pokrywając w upojeniu jej twarz i popiersieszaleńczymi pocałunkami.Naczelny inżynier w pierwszej chwili zupełnie zdrętwiał.W oszołomieniu usiłował wydobyć się spod tej burzy uczuć, ale Lesio trzymał go twardo i z całej siły przyciskał do łona.- Kochany!!! - wykrzykiwał, płacząc niemal ze szczęścia.- Najdroższy!!!.Naczelnemu inżynierowi przeleciał po krzyżu zimny dreszcz, obudziło się w nim bowiem potworne podejrzenie, że Lesio, wraz z utratą zdrowych zmysłów, stracił też zdolność rozróżniania płci, na obiekt uczuć zaś, szczególnym trafem, wybrał sobie właśnie jego.Gwałtownie protestując czynił rozpaczliwe i bezskuteczne wysiłki, aż wreszcie poczuł się zmuszony wezwać na pomoc znieruchomiałych i oniemiałych współpracowników.- Ruszcie się, do cholery! - wrzasnął z wściekłością.- Zabierzcie tego zboczeńca!!! Panie Lesiu, pan zwariował! Idź pan do wszystkich diabłów!! Zamieszanie, które wybuchło w wyniku zespołowego odrywania oszalałego z miłości Lesia od jego ofiary, uspokoiło się po kwadransie.Kierownik pracowni, przyszedłszy nieco do siebie, mógł na nowo przystąpić do nie zakończonego tematu nagród i wyróżnień.Wyjaśnienie Lesia, jakoby miał okropny sen z naczelnym inżynierem w roli głównej, acz chaotyczne, wszystkim wydało się przekonywające.On sam tylko wciąż jeszcze nie mógł całkowicie odzyskać równowagi, jak również nie mógł się powstrzymać od rzucania na naczelnego inżyniera rozkochanych spojrzeń.Kierownik pracowni znów zbliżył się do niego i wyciągnął rękę.- Cieszę się, panie Lesiu, naprawdę się cieszę, żemogliśmy wreszcie wyrazić panu uznanie za pracę - powiedział serdecznie, ściskając jego dłoń.- Mam nadzieję, że to nie ostatni raz.Ufam, iż niejednokrotnie będziemy mieli takie okazje.Oszołomiony Lesio z trudem oderwał na chwilę wzrok od naczelnego inżyniera i popatrzył na kierownika pracowni z nabożnym skupieniem.- Nigdy więcej! - powiedział uroczyście i z mocą.- Za żadne skarby świata! Nigdy więcej!.Kierownik pracowni, który właśnie przed chwilą doszedł do wniosku, że ze strony Lesia nic go już zdziwić nie zdoła, teraz, na te niezwykłe słowa, zwątpił w stan własnego umysłu.Część druga Napad stuleciaOd niejakiego czasu w pracowni zarysował się wyraźny upadek finansowy.Początkiem i bezpośrednią przyczyną tego smutnego stanu rzeczy stał się wspaniały, monumentalny konukrs, w którym kierownik pracowni postanowił wziąć udział wraz z całym zespołem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •