[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.?Przy stole zapanowało grobowe milczenie.Janeczka i Pawełek nie odzywali się ze zrozumiałych względów, woleli nie zwracać na siebie zbytniej uwagi, Rafał słuchał z zaciekawieniem.Państwo Chabrowiczowie zaś i ciotka Monika poczuli lekki zamęt w głowie.Już przywykli przecież do myśli, że to ich matka w ten sposób umila życie antypatycz­nej sąsiadce, uwierzyli we własne podejrzenia i teraz niezwykła perfi­dia babci wydała im się wręcz nie do wiary.Czyżby się jednak omylili? W takim razie, co ryczało.?!!!- Nie, nic - powiedziała pośpiesznie pani Krystyna.-Tak się tylko zastanawiamy.Pan Chabrowicz również opanował oszołomienie.- Nie mam pojęcia, jak się fałszuje nadruki na znaczkach, ale kto wie, mamo, czy nie masz racji - rzekł szybko.- Słyszę, że ojciec wspo­minał o jakiś swoich podejrzeniach.- To nie są moje podejrzenia, to waszej matki - sprostował dzia­dek.- Mamy? Niech będzie.Dość, że wspominał.No i zaraz potem mi­licja grzebie na naszym strychu.Bardzo możliwe, że to ma związek.- Ty! W dechę! - ucieszył się szeptem Pawełek.- W razie czego, będzie na dziadka.- W razie czego, dziadek dostanie medal! - wykrzyknął z ożywie­niem Rafał.Babcia zirytowała się i potrząsnęła gwałtownie dziadka za ramie.- Odezwijże się! Wszyscy mówią, a ty nic!- Ja się będę odzywał najwcześniej jutro - odparł stanowczo dziadek, wytrząsając popiół z fajki.- Albo nawet pojutrze.Jak już będzie wiadomo coś konkretnego.Przypuszczenie babci wszystkim w końcu wydało się dość prawdo­podobne.Dobiegające ze strychu hałasy, które skończyły się teraz jak nożem uciął, jakieś tajemnicze supozycje dziadka i wizyta milicji, ra­zem układały się w logiczną całość.Jedyny szkopuł stanowiły owe za­mknięte drzwi, psujące całą koncepcję.Żaden przestępca nie przenika przez mury i ściany, a w trwałe zamieszkiwanie złoczyńców na strychu nikt nie uwierzył.Zagadka ciągle zatem nie była rozwiązana.Nieznośny dla Janeczki i Pawełka spokój panował aż do pojutrza, kiedy wreszcie nadeszła upragniona chwila.Przed szkołą czekał na nich w radiowozie sierżant Gawroński, który z tajemniczą miną zawia­domił, że kapitan przybędzie z wizytą o piątej po południu i razem z nim wejdą na strych.Obejrzą i ewentualnie pochowają, co trzeba, po czym strych zostanie udostępniony rodzinie.Nic więcej nie chciał po­wiedzieć, za to podwiózł ich kawałek radiowozem aż pod sam dom.Dom okazał się pusty.Janeczka i Pawełek obeszli go dookoła.Klucza nie mieli, żadne okno nie pozostało otwarte.Nie było ani babci, ani zmory, zamknięty wewnątrz Chaber popiskiwał pod drzwiami, okazując równocześnie radość z powrotu państwa i rozpacz, że nie może wyjść.Sytuacja była beznadziejna.- Coś okropnego! - powiedziała rozdrażniona Janeczka, stojąc obok furtki, na której niemrawo woził się Pawełek.- Akurat dzisiaj, kiedy nam się śpieszy! Żywego ducha nie ma!- Są żywe duchy - sprostował Pawełek.- My i Chaber.Dlaczego nam się śpieszy?- No, jak to, obiad się spóźni i potem będą krzyki, bo nie zdążymy zjeść.- E tam.Do piątej zdążymy dziesięć razy.- Jeszcze musimy odrobić lekcje, bo też będą krzyki.Gdzie ta bab­cia mogła się podziać?Pawełek uczynił przypuszczenie, że może lata za zmorą po odle­głych ulicach.Na wszelki wypadek obeszli całe sąsiedztwo i znów wró­cili do furtki.Babci ciągle nie było.- Najwyższy czas, żeby już wreszcie wszystko wytłumaczyli - rze­kła z naganą Janeczka, przysiadając na podmurowaniu ogrodzenia i wracając do tematu afery.- Wlecze się to i wlecze, że coś okropnego!- Oni wszyscy mówią, że trzy dni to podobno niedużo - zauważył Pawełek z wyżyn furtki.- Jak to niedużo, wszystkiego się od nas dowiedzieli, a jeszcze dru­gie tyle od dziadka! - zirytowała się Janeczka.- Powinni skończyć w jeden dzień!- Od dziadka się dowiedzieli całkiem czego innego.- Wszystko jedno! Grunt, że się dowiedzieli! Zabrali kufer i zba­dali te swoje ślady i już dawno powinni nam powiedzieć całą resztę.- O, dziadek idzie! - zaraportował Pawełek.- Rany, jak dziadek idzie, to chyba już późno?- A babci jak nie było, tak nie ma - mruknęła Janeczka ponuro.W tym samym momencie ukazała się babcia.Zdążała z przeciwnej strony niż dziadek, śpiesząc się jak na pożar.Chwilami nawet podbie­gała truchcikiem.- Leci, aż się za nią kurzy - zauważył Pawełek, mający z furtki wi­dok na ulicę w obie strony.Janeczka podniosła się z podmurowania i obserwowała przez pręty ogrodzenia obie zbliżające się osoby.- Chce zdążyć przed dziadkiem - zawyrokowała.- Żeby nie było gadania - podsunął Pawełek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •