[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stąd Oli przy-kłady powiadają o nas, że jesteśmy eleganckie.Siadajże tutaj, a raczej ułóż się wygodnie.Lecz ona tę ciekawość, przeniesioną w oczach sprzed zwierciadła i luksusu otoczenia całe-go, przeniosła zezem badawczym na strojność negliżu swej przyjaciółki, na jego barwę jakbystonowaną z mgławofioletowym światłem w pokoju, na te jej ramiona jak śnieg białe, zarzu-cone pod szopę włosów, w tym półmroku jak gdyby świecącą.Pręży się oto niedbale, podlekką materią swego stroju zarysem potężnych kształtów prawie widna i na puchach zapa-dłych jak rzezba twarda i wypukła.Zapatrzona ku górze dyszy leniwie torsem jak z marmurukutym, a rozchylonym aż po brodawki nieomal.A mimo to wszystko wydała jej się teraz wła-śnie jakby mało cielesną: nazbyt już wyniosłą czy surową w swych kształtach dużych.I przy-pomniał jej się niespodzianie jej dziad, ów major sędziwy przy stole, po czym brat ponury,który lat dwadzieścia był na onych niepowrotach.Złośliwa myśl podsunęła w tej chwilisztywne baki barona z rybim grymasem warg.I w tejże chwili w otrząsie nagłym zbudziła wpamięci dziś tu słyszaną opowieść o samobójstwie Woydy, tuż w sąsiednim pokoju.Spoglą-dała na przyjaciółkę z chmurną już nieufnością.Ta druga tymczasem nie odmykała powiek, goniąc pod nimi swe udręki dzisiejsze.Jejnerwów dygotka wibrowała w niej wciąż nierównym tętnem pulsów, szły te tajemnicze prądynerwów przez światło czy powietrze, uderzając w zopieszałe i puchem zagrzane ciała tamtychkobiet. A oni tymczasem idą rozległo się znów głucho po chałupach, poddaszach, czwarta-kach zbierają się na swe niepowroty.A niejeden z nich nie wytrzyma może na sobie tego poco? obcym ludziom w miedze pod ich kule iść nie zechce i będzie wolał sam. Na litość boską, pani zamilknąć proszę!Z Niny to piersi wyrwał się niespodzianie ten zgoła obcy głos: o cały ton niższy, piersiowogłębszy i jakby o długie kobiece lata dojrzalszy. Aa?! pochyliła się nad nią Lena. Więc i ty, biedna? Ton był aż za wiele mówiący.Przewinęła się pod jej ręką i ukryła twarz w poduszkach. Hm!.Nie pytam nawet, za kim.Mam smętne wrażenie, że tylko nerwów i wyobrazniwinna ci była oszczędzać Ola.W przeciwnym razie nie byłabyś chyba teraz tutaj, międzynami: lecz tam! gdzie bądz, przy nim.A potem: bodaj za nim. Za markietankę wtrąciła Ola tak niespodzianie trzezwą obiekcją po niedawnym kotur-nie płaczki wojennej.Na te słowa podjęła się Lena prężnie i opuściwszy nogi przysiadła na łóżku. Choćby za psa, jeśli nie można inaczej rzekła spokojnie, lecz z takim zaciskiem szczęk,że każdy wyraz przebijał się powoli i twardo.74To nieoczekiwane jej wystąpienie stropiło ogromnie dziewczyny obie. I psu nie pozwolą. Ale kobiecie, gdy się zatnie na swoim, wzbronić nie mogą i krzyżem naznaczyć muszą czerwonym. Oo!. Matka moja szła za ojcem w tamteż kraje jak pies za jego nogą skutą. To jest co innego! broniła się Ola ze zwieszoną głową. Bo zgodzisz się, że te akceso-ria oraz insygnia siostrzane dla.kozaków? No, przecież chyba rozumiesz? A przy tymsama mówiłaś: bierni, niemi i tępi w musie.Jakąż siłę uczuć w nas to niecić może?. Toteż Bóg litościwy odebrał nam dzisiejszym tę władzę kochania.I dał nam w zamianciekawość, imaginację, egzaltację i nerwy; a w nadmiernej hojności jeszcze i roztropnośćsamozachowawczą jej giętkości uczą nas mężczyzni.O, ja o sobie przede wszystkim mó-wię dorzuciła szorstko; lecz spostrzegłszy, że ta jej szczerość wgnębia znów Olę w jej ner-wowe zatulenie, pocałowała ją na uspokojenie. No, my między sobą możemy być chyba zupełnie szczere.Patrz no lepiej, jak to Ninana nas spogląda, uwięziwszy płacz w zagryzionych ustach bo oczy nie mają czasu: oczyłowią słowa na cudzych wargach, a myśl mota i mota je koło swojej zatajonej udręki.No, coty, ciupa, tak ciągle? Nic. Tak cichutko? Ot, co ja wam powiem na pocieszenie.Dawnymi czasy, w szczęku broni iburzach namiętności rozpaczały kobiety po kościołach gotyckich: Przebacz nam, Panie, bo-śmy kochały tak bardzo! A Bóg tych kobiet kochających bywał nielitościwy: ile stąd rzew-nych ballad i legend w wierszach pięknych, którymi żywiły się po zamkach wyobraznie ko-biet, własne jak woń kwiatów.Nam dzisiejszym wypada wzdychać po alkowach: Przebacznam, Boże, bośmy tak bardzo nerwowe. I ten Bóg kobiet nerwowych okazał się.dobro-duszny.Wynikają stąd zaledwie, brr! szpetne ballady plotek, którymi żywi się cuchnąca jakrynsztoki wyobraznia tłumów miejskich.Tego się strzeżcie, dziewczęta moje: zamykajcieokna od ulicy!Nina leżała znów twarzą w poduszkach i ściskała oburącz skronie. Czy do Boga dobrodusznego trzeba się modlić nerwami? Nie, sprytem mężów naszych. Och, wszystko to jest bluznierstwo słów, śmiechu i ciekawości, i beztroski i przeraże-nia może jeszcze: wszystko, co ja dziś złego zrobiłam! Ja chyba nawet myślą nie zgrzeszy-łam, bo myśl. Zpi tymczasem. A złe postępki nasze wtrąciła Ola głucho to tylko bluznierstwo uczuciom, bo zmy-sły. Drzemią jeszcze.Tu Niną wstrząsnął ów gwałtowny chłód przerażenia, powracający zawsze ze wspomnie-niem tamtej jednej chwili.I poderwawszy z poduszek postawił na klęczkach. Więc po co? Więc skąd? Więc dlaczego tamto się stało?! Przecież to wszystko jest takieokropne, że. I diabeł nie zrozumie, i Bóg nie spamięta.Nina łkała pod tłumikiem dłoni.Ola zatulałasię w sobie, zwierała jak ukwiał, a ręce wąziutkie na chudych ramionkach sięgały skroni bole-snych niby macki drżące
[ Pobierz całość w formacie PDF ]