[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zechcia³a pani ujrzeæ go na w³asne oczy.Ale chêæ wielkichpañstwa cierpliwa byæ musi.Nim siê orszak nale¿ytym szykiem ustawi³, przez biegaczew mieScie obwieSci³ i ku bramie zd¹¿y³, ju¿ linochód zapomnia³, kiedy dotar³ by³o do drugiejwie¿y.Nie bardzo gniewa³a siê pani, bo nie do uciechy pospólstwa jej by³o, lecz do w³asnejtroski: za¿y³a tego fortelu, by przez miasto na zamek powracaæ i zwiedzieæ siê samej o ryce-rzu skazanym.Mia³a pani lepsze szpiegi nad gburne zbiry królewskie, bo wScibstwo dworek swoich i cich¹pomoc co ³adniejszych kobiet w mieScie.Jako¿ ledwie biegacz wpad³ na plac przed koScio-³em, a ju¿ oto z naw g³êbi ci¹gnê³y niewiasty przed królowej oblicze brata franciszkanina.Ten, mySla³y, bêdzie niechybnie coS wiedzia³ o rycerzu: nazbyt bo ¿arliwie modli siê i p³aczeod czasu og³oszenia wyroku.Jednego tylko nie mog³y wiedzieæ kobiety: ¿e w ³Ã³wkê domys³Ã³w swoich schwyci³y dla paninajw³aSciwszego teraz ptaka.Bo od czasu poca³unku rycerza ju¿ tylko o niej mySla³ mnichSród pacierzy.A jednak wywleczon z nawy, niczym osiny liSæ rozdygota³ siê brat cichy, który królów w ¿y-wych kamieniach po koScio³ach jeno ogl¹da³, a w twarz ich cielesn¹, za ¿ywa, pojrzeæ nigdy siênie wa¿y³ choæ, bywa³o, mija³ orszaki.Ukl¹k³ tedy przed kobietami i rozk³ada³ b³agalnie rêce,a na gard³o nimi wskazywa³, ¿e g³osu nie dobêdzie przed królowej obliczem.Powiadaj¹, i¿ tyletylko wybiega³a ku niej mySl mnisza, ¿e jej zdrowie, jak trzeba, do pacierza w³¹cza³. Bo¿e, miej w pieczy królow¹! - powtórzcie jej niewiasty.I ¿e mnich ani wiêcej mySli w g³o-wie, ani Smia³oSci w gardle nie znajdzie przy niej.Pró¿no wzywaæ niemego.Co ledwie rzek³szy wstrz¹Snie siê gwa³townie: bo oto wszystkie go³êbie sfrunê³y nagle z zie-mi i nu¿e garn¹æ siê do murów koScio³a, na figury Swiête: stanê³a ka¿da jak ten Swiêty Fran-ciszek w ptactwa chmurze.Tymczasem psiarni pstrokatej sfora wbiega za ptactwa wiatrem a¿ na schody fary, a pod bi-cza klaSniêcie zawrócona zbija siê w trzodê owiec.I biegnie truchtem u nóg koñskich.B³y-skaj¹ nad ni¹ skrêtne wê¿e tr¹b u boku harcowników kraSnych.Ci¹gn¹ dalej konne szeregi³uczników w kitowych czapach.Za nimi dopiero widaæ jasne stroje dworu.Patrzy mnich: koñ z³otog³owiem jak tron nakryty, na nim okaza³a pani w szkar³atach; przyniej na koniu osoba duchowna.Stanê³o serce mnicha na tê mySl radosn¹: Królowa pani z bi-skupem! I samo ub³o¿enie s³ania go na klêczki.52Przeszkodzi³y kobiety. To dworska dama ze spowiednikiem dworu.Rlepn¹ mnisze oczy pod ten rozruch uroczysty i lSnienia naokó³; ledwie w nich zaSwieciw b³êkicie kszta³t niewiasty, smuklejszy od onych na murach koScio³a; przy niej rycerz gro-nostajowego p³aszcza rozrzutem os³ania siebie i rumaka zarazem. Król jegomoSæ i pani! -krzyknê³a w mnichu pokora.I s³ania go wraz na kolana.Przeszkodzi³y kobiety. To panna dworska z wielkim sokolnikiem dworu.Ju¿ siê oczom jego ten przepych w têczê roztargn¹³ i zmigota³ w rosnê blaski diamentów.Jakz têczy i fosy wyb³ysn¹³ ku niemu uSmiech kobiecy.O! - sk³ada mnich d³onie - królowej tonaszej Najpiêkniejszej uroda! Przy niej pan! - dumniej ¿adne nie spogl¹daj¹ króle!Podjê³y niewiasty mnicha z klêczek. To s³u¿ebna pani i starszy s³uga pa³acowy.Rozstêp siê czyni w korowodzie i takie zaciszenie wSród t³umów, ¿e s³ychaæ z dala ciê¿kichód komorowej stra¿y.Wynurza siê to z ulicy czerwieni¹ drugich pawê¿y i rysiowymi futra-mi na ramionach, a st¹pa w surowoSci zakrzep³ej.Uderzy³ wreszcie okrzyk ludu tak gromki,¿e otrz¹s³y siê z Swiêtych murów go³êbie koScielne i nu¿e chmar¹ bia³¹ wiaæ a wiaæ nad pla-cem. Królowa pani! - krzykn¹ kobiety mnichowi w ucho.I pchn¹ go, by sam ku niej zeszed³.Pogiêty, prze³aman w pasie, g³ow¹ jeno wygolon¹ widny, z rozstawionymi jak u p³ywaka ra-mionami zstêpowa³, sp³ywa³ mnich ze schodów koScio³a ku strzemionom pani. Twoich ja praw spowiednika naruszaæ nie ¿yczê.Ani okrutnemu wyrokowi króla przeciwiæsiê nie Smiem.Przecie wieSci o rycerzu ³aknê. Bo¿e, miej w pieczy królow¹! Dziêkujêæ, choæ po raz wtóry to s³yszê.I odegnij wreszcie karku, w oczy mi spójrz: mo¿ew twej twarzy odczytam wieSæ jak¹. Bo¿e, miej w pieczy królow¹! SurowoSæ nazbyt okrutna jest, bracie, w pokorze twojej.Bêdê i ja surowa w b³aganiu moim:mnichu, podejm g³owê! bo, z karku ci zdjêt¹, pod oczy Podj¹æ j¹ sobie ka¿ê.A¿ siê sokó³ na berle pani strzepn¹³, a ¿e oSlepion w tej chwili kapturkiem z³otym, nie wie-dzia³, czego chc¹ od niego.Wiêc siê tylko szponami ber³a lêkliwie chwyta³, szum or³owyczyni¹c nad g³ow¹ zahukanego mnicha.Podjê³a siê spod konia charcica bia³a, ledwie tamprzyleg³a, prê¿y kab³¹k chudego cia³a i dziwi siê niuchem uporowi mnicha.Nie wark³a prze-cie ta królowej stró¿ka, a tylko pysk swój d³ugi na ramieniu mu k³adzie - ³asi siê nim domnicha.Na ten widok opad³ natychmiast gniew pani w oprzytomnieniu onym, ¿e wszak to brat fran-ciszkanin przed ni¹ klêczy: wszelkiego stworzenia przyjaciel naj³agodniejszy.Na tê mySl,pewnoSæ siebie - ta kobieca - rozjaSni³a jej twarz: jako ¿e kobieta z dobrego zawsze swojedobêdzie, a i z niemym, gdy dobry, ugwarzy.Ku czemu wszak¿e najkrótsza droga, by w licaurodê choæ raz przecie wejrza³!Poprawi siê pani na strzemionach, tu¿ u pochylonej g³owy mnicha: ujrzy brat, jak pod bia³o-futrzanym ob³ogiem królewskiej szaty, na z³oty ³uk strzemienia, wychyli siê ³asiczk¹ i zako-lebie go³¹bkiem siwym pani ci¿emek bia³y.I choæ oczy natychmiast zamknie, widzi wci¹¿ têstopkê malutk¹.Dziwi siê pani w duchu, ¿e mnich jest tak zakamienia³y, i¿ mimo tego nawet nie spojrza³ jejjeszcze w twarz.Wiêc zgubi strzemiê i popraw, braciszku, popraw! - wo³a - bo siê osunê53z siod³a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]