[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nocne czaty wybiliśmy z głowy kolejno Jędrkowi, Michałowi i mojej mamusi.Lucynawpadła na pomysł, żeby postawić na straży element zastępczy, coś pośredniego między stra-chem na wróble a manekinem wystawowym.Pomysł wydał się nam doskonały, istniała szansazdezorientowania złoczyńcy.Zaniepokoi się, może wystraszy, może postanowi przeczekać lubteż długo będzie się skradał i nic przez noc nie zrobi.We dwie z ciocią Jadzią wykonały pięknąkukłę, złożoną ze starej odzieży Franka, dużej ilości siana i niewielkiej dyni, niezbędnej jakotwarz, która by majaczyła w mroku.Na nowo odwaliliśmy wejście, żeby ów dziwoląg miał nadczym stróżować.Skutki tego oszustwa były nadspodziewanie wstrząsające.Przyleciawszy o poranku za obo-rę, ujrzeliśmy nieszczęsną kukłę w pożałowania godnym stanie.Poszarpany kadłub i rozdyz-dana po kamieniach dynia wyraznie wskazywały, iż sprawca czynu pastwił się nad ofiarą roz-wścieczony zapewne nie od razu odkrytą pomyłką.Dziwna rzecz, sponiewierane szczątki uczy-niły na wszystkich potężniejsze wrażenie niż prawdziwe zwłoki, wyobraznia ostro wzięła siędo roboty i całą rodzinę ogarnęła zgroza, tak jakby dopiero teraz ustawiczna obecność zbrod-niarza i związane z nią niebezpieczeństwo zostały przyjęte do wiadomości.Dwie zbrodnie166 rzetelne i jedna wybrakowana to było nic, rozmazana dynia, rozwłóczone siano i podarte portkiFranka wywołały bez mała histeryczną panikę.Jedno stanowiło pociechę, to mianowicie, że wejście do piwnic zostało zawalone tylko czę-ściowo.Widocznie zacięty zbir dał się zmylić, długo czatował, kryjąc się przed kukłą, potemwpadł w furię i zajął się zemstą, na roboty ziemnobudowlane zaś zabrakło mu czasu.Wstrzą-sający w skutkach pomysł okazał się dobry, ale tylko na raz. Teraz już nie daj Boże wpaść mu w ręce!  westchnął Franek, oglądając smętnie ode-rwany rękaw od marynarki. Słuchajcie, czy to nie jest ktoś znajomy?  powiedziała niespokojnie ciocia Jadzia.Pistolet wcale nie szczeka.To znaczy szczeka, ale jakoś tak łagodnie i ciągle jednakowo. Dla tego psa cała wieś jest pełna znajomych  odparł z rozgoryczeniem Jędrek. Całe szczęście, że nie szczeka, jeszcze by otruł psa  zauważyłam z obawą. Głupia jesteś, psa ci szkoda, a to, że morduje ludzi, to nic?  zirytowała się Teresa. Pies znajomy. mruknęła Lucyna. Tym razem zamordował dynię  przypomniałam równocześnie. Nie myl ofiar. W każdym razie trzeba coś zrobić  powiedział energicznie Michał Olszewski wspartyna swojej ulubionej halabardzie, którą przytargał z muzeum, zainspirowany wzmianką Jędrkao widłach. Teraz trzeba coś innego, bo na dynię się drugi raz nie narwie.Możemy myślećprzy pracy!Penetrację wejścia do piwnic i rozważania na temat nowych metod walki z upiornie pra-cowitym mordercą przerwał Marek.Przywiózł wieści, którymi uznał za słuszne podzielić się167 z resztą rodziny, budząc tym żywe poruszenie, nader rzadko bowiem zdarzało mu się dobro-wolnie sypać informacjami niejako w połowie drogi.Odstępstwo od ulubionych zwyczajówwzmógł jeszcze kategorycznym protestem przeciwko pogawędce na świeżym powietrzu, gdyżktoś niepowołany mógłby podsłuchiwać.Zgodził się na kuchnię Franka, gdzie wprawdzie pa-nowało nieznośne gorąco, ale za to wszyscy mogli się swobodnie zmieścić.Po krótkiej kłótnina temat zamknięcia okna, pozostawiliśmy je otwarte, z tym że stanął w nim na straży Jędrekzobowiązany bacznie sprawdzać, czy ktoś się nie skrada przez podwórze.Po takim wstępieciekawość rodziny znacznie podniosła temperaturę pomieszczenia.Marek z kamiennym spokojem odczekał, aż wszyscy zamilkną, po czym jeszcze przezchwilę nadsłuchiwał.Rodzina zamarła w napięciu.Jakaś kura, zniósłszy jajko, z przerazliwymgdakaniem wyfrunęła z kurnika.Marek zaniechał nasłuchiwania. Bolnicki jest prawdziwy, istnieje  rzekł znienacka, jakby przedtem czekał tylko na tękurę. Był u niego jakiś facet, sądząc z opisu wylizany Nixon.Nagadał mu Bóg wie czegoo starym rodzinnym skarbie.Bolnicki wprawdzie nie bardzo uwierzył, ale trochę go to zacie-kawiło.Namówiony przez Nixona przyjechał tu powęszyć i zaraz na samym wstępie ktoś gowepchnął do studni.Zniechęcił się i nie chce mieć z tym do czynienia, chociaż wylizany Nixonbardzo go namawiał na współpracę.Nazwiska Nixona nie zna i nie ma pojęcia, kto to jest.Takbrzmi oficjalna wersja. Fajnie  powiedziałam natychmiast. A jak brzmi wersja nieoficjalna? Czy to ten wylizany Nixon morduje?  spytała moja mamusia.168  Skąd on o tym wie, do wszystkich diabłów?!  zdenerwował się Michał Olszewski.Jak to się mogło rozejść?! Powiedział, skąd wie?! A czy to nie ten Nixon przypadkiem wepchnął go do studni?  powiedziała podejrzliwieTeresa. Cicho!  wrzasnęła Lucyna. Zamknijcie gęby i pozwólcie mu odpowiedzieć.Prze-cież widzicie, że on coś dusi w sobie!Marek zaczął od końca. Bolnicki nie wie, kto go wepchnął.Dopuszcza możliwość, że Nixon, ale nie jest pewien.Nixon o studni wyraznie nie mówił, kazał mu tylko wszystko spenetrować.Bolnicki desek zestudni nie usuwał, kiedy przyszedł, dziura była odsłonięta i o mało w nią nie wpadł. Owszem, wpadł  poprawiła Lucyna. Cicho!!!  wrzasnęła na nią Teresa. Ukląkł i zaglądał, świecąc sobie latarką, no i nagle coś go wepchnęło.Nixon nie powie-dział, skąd wie o skarbie, motywował swoje zainteresowanie bardzo mętnie.Wątpię, czy to onmorduje, bo dzisiejszej nocy go tu nie było. Przecież dzisiaj nikogo nie zamordował  zdziwiła się moja mamusia. Owszem, zamordował kukłę  poprawiła znów Lucyna. On ma rację, to chyba tensam. Cicho!  wrzasnęłam niecierpliwie. Zostaw te dyrdymały i mów, jak wygląda nie-oficjalna wersja, bo jestem pewna, że tu leży ten pogrzebany pies!169 Marek popatrzył na Jędrka, Jędrek uprzednio zagapiony na rodzinę drgnął nerwowo i gwał-townie wychylił się za okno.Rozejrzał się bystro po niebie i ziemi, i kiwnął uspokajającogłową. Spokój, żywego ducha nie ma. Nieoficjalna wersja jest taka, że Bolnicki o starym skarbie słyszał.Obijało mu się o uszy.Pamięta swojego dziadka, który niekiedy z rozgoryczeniem wspominał o jakimś niesprawiedli-wym podziale majątku w rodzinie.Jego ojciec, czyli pradziadek tego Bolnickiego, czegoś tamnie dostał.Nikt tego czegoś nie dostał, bo zostało to schowane nie wiadomo gdzie i ktoś nato czyhał.Ojciec dziadka czuł się skrzywdzony, dziadek również czuł się skrzywdzony, przyczym z gadania o skarbie wynikały same niejasności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •