[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Parę typowych dla starej Anglii glinianych ptaszków i, jak mi się wydaje, figurkaRalpha Wooda.Trochę wschodnich drobiazgów: precyzyjna robota ze srebra.Trochębiżuterii, nie znam się na tym.Kilka ptaszków z Chelsea.Och, i parę miniatur w gablo-cie, bardzo ładnych.To nie wszystko, daleko do końca, ale to wszystko, o czym pamię-tam w tej chwili. To wspaniałe powiedział Poirot z należytym uznaniem. Jest pan bystrymobserwatorem. Czy wymieniłem przedmiot, który miał pan na myśli? zapytał ciekawie dok-tor. Jeśli wymieniłby pan przedmiot, o którym myślałem rzekł Poirot zaskoczy-łoby mnie to niezwykle.Jak się spodziewałem, nie wymienił go pan. Dlaczego?Poirot mrugnął.57 Być może dlatego, że go tam nie było?Roberts wytrzeszczył na niego oczy. Mam wrażenie, że to mi coś przypomina. Przypomina panu Sherlocka Holmesa, prawda? Ten dziwny incydent z psemw nocy.Pies nie szczekał.I to właśnie było dziwne! Nie waham się czasem skraść cu-dze chwyty. Wie pan, panie Poirot, jestem zupełnie zdezorientowany.Nie wiem, do czego pandąży. To świetnie! Powiem panu w zaufaniu, że w ten właśnie sposób odnoszę swojemałe zwycięstwa.Doktor wciąż wydawał się nic nie pojmować.Poirot wstał i rzekł z uśmiechem: Mogę panu powiedzieć przynajmniej jedno: że to, co pan powiedział, będzie bar-dzo przydatne w moim następnym wywiadzie.Doktor podniósł się również. Nie potrafię pojąć w jaki sposób, ale wierzę panu na słowo.Uścisnęli sobie ręce.Poirot zszedł po schodach na ulicę i zatrzymał przejeżdżającą taksówkę. Cheyne Lane 111, Chelsea powiedział kierowcy.ROZDZIAA XIPani LorrimerCheyne Lane 111 był to mały, schludny i bardzo ładny domek stojący przy spokojnejuliczce.Drzwi miał pomalowane na czarno, schody pedantycznie wyczyszczone, mo-siężna kołatka i klamka lśniły w popołudniowym słońcu.Drzwi otworzyła niemłoda pokojówka w niepokalanie białym czepku i fartuszku.Na pytanie Poirota odpowiedziała, że pani jest w domu. Jakie nazwisko mam podać? spytała idąc przed nim wąskimi schodami w gó-rę. Herkules Poirot.Wprowadziła go do typowego salonu, w kształcie litery L.Poirot rozejrzał się wo-koło, notując w pamięci szczegóły.Niezłe meble, stare, ale świeżo wypolerowane.Krzesła i sofy obciągnięte błyszczącą satyną.Kilka fotografii w srebrnych ramkach,jak za czasów jego młodości.Dużo przestrzeni i światła i piękne chryzantemy ułożonew wysokim wazonie.Pani Lorrimer wyszła na powitanie.Podała Poirotowi rękę nie wykazując szczególnego zdziwienia z powodu wizyty.Wskazała mu krzesło, sama też usiadła i zrobiła uprzejmą uwagę o pogodzie.Nastąpiła pauza. Mam nadzieję, madame powiedział Poirot że wybaczy mi pani to najście. Czy to oficjalna wizyta? zapytała patrząc mu prosto w oczy. Przyznaję, że tak. Zapewne zdaje pan sobie sprawę, panie Poirot, że choć nadinspektorowi Battle owii policji udzielę wszelkich informacji i żądanej pomocy, nie jestem w żaden sposób zo-bowiązana zrobić tego samego dla pana.59 Jestem świadom tego, madame.Jeśli pokaże mi pani drzwi, pomaszeruję do nichw całkowitej pokorze.Pani Lorrimer uśmiechnęła się leciutko. Nie chcę posunąć się do ostateczności.Mogę poświęcić panu dziesięć minut.Potem muszę wyjść na przyjęcie brydżowe. Dziesięć minut całkowicie mi wystarczy.Chcę, żeby opisała mi pani pokój,w którym tamtego wieczoru graliście w brydża.Pokój, w którym został zabity panShaitana.Pani Lorrimer uniosła brwi. Co za niezwykłe pytanie! Nie widzę w tym sensu. Madame, gdyby podczas gry w brydża ktoś zapytał panią, dlaczego zagrała paniasem albo czemu położyła pani waleta, który jest bity przez damę, a nie króla biorące-go lewę, co by pani powiedziała? Na takie pytania odpowiedz byłaby długa i nużąca,prawda?Pani Lorrimer uśmiechnęła się. Sens jest taki, że w tej grze pan jest ekspertem, a ja nowicjuszką.Dobrze więc. Zastanawiała się chwilę. To był wielki pokój.Znajdowało się w nim sporo do-brych rzeczy. Może pani opisać niektóre z nich? Było kilka wazonów na kwiaty, współczesnych, bardzo pięknych& I chyba paręchińskich czy japońskich obrazów.I wazon z malutkimi, czerwonymi tulipanami.Jakaś wczesna odmiana, jeszcze nie pora na nie. Coś jeszcze? Obawiam się, że nie pamiętam żadnych szczegółów. A umeblowanie? Pamięta pani kolor obić? Chyba coś lśniącego.To wszystko, co potrafię powiedzieć. Nie pamięta pani żadnych małych przedmiotów? Niestety nie.Było tego tak dużo.Miałam wrażenie, że to pokój kolekcjonera.Nastąpiła chwila ciszy. Boję się, że niewiele panu pomogłam powiedziała w końcu pani Lorrimer. Jest jeszcze coś, o co chciałem zapytać. Pokazał jej zapisy brydżowe. To sątrzy pierwsze robry.Jestem ciekaw, czy mogłaby pani za pomocą tych zapisów zrekon-struować rozgrywkę. Zobaczmy. Pani Lorrimer wydawała się zainteresowana.Nachyliła się nadkartkami. To był pierwszy rober.Panna Meredith i ja grałyśmy przeciw mężczyznom.Pierwsze rozdanie było w cztery piki.Zrobiłyśmy to i jedną lewę więcej.Następna grato były dwa karo i doktor Roberts leżał bez jednej.Pamiętam, że było dużo odzywek60w trzeciej licytacji.Panna Meredith pasowała.Major Despard głosił kiery.Ja pasowa-łam.Doktor Roberts przeskoczył na trzy trefle.Panna Meredith licytowała trzy piki.Major Despard cztery karo.Ja kontrowałam.Doktor Roberts wszedł cztery kiery.Leżeli bez jednej. Epatant powiedział Poirot. Co za pamięć! W następnej grze ciągnęła pani Lorrimer, nie zważając na wtręty majorDespard pasował, a ja głosiłam bez atu.Doktor Roberts licytował trzy kiery.Moja part-nerka nic nie powiedziała.Major Despard podniósł odzywkę swego partnera do czte-rech.Ja kontrowałam i leżeli bez dwóch.Potem rozdawałam ja i doszłyśmy do kontrak-tu cztery trefle.Wzięła następny zapis. Ten jest trudny zauważył Poirot. Major Despard upraszcza zapisy. Na początku chyba obie strony leżały za pięćdziesiąt, potem doktor Roberts do-szedł do pięciu karo, my skontrowaliśmy i położyliśmy go bez trzech.Następnie zrobi-liśmy trzy trefle, a za chwilę oni grali w piki.My zrobiliśmy pięć pików, potem leżeli-śmy za sto.Tamci ugrali jedno kier, my dwa bez atu i ostatecznie wygraliśmy robra li-cytując cztery trefle.Podniosła następny zapis. To była prawdziwa wojna.Zaczęło się nudno.Major Despard i panna Meredithzrobili jedno kier.Potem my leżeliśmy dwa razy za pięćdziesiąt, próbując zrobić czte-ry kiery i cztery piki.Znowu tamci zagrali w piki nie próbowaliśmy ich zatrzymać.My leżeliśmy trzy razy, usiłując wygrać, ale bez kontry.Z kolei wygraliśmy w bez atu.Potem zaczęła się wspaniała walka.Każda ze stron kolejno leżała.Doktor Roberts li-cytował za wysoko, ale choć leżał fatalnie raz czy dwa, opłaciło się to, ponieważ kilkarazy odstraszył pannę Meredith od licytacji.Więc głosił dwa trefle, odpowiedziałamtrzy karo, on cztery bez atu, podniosłam na pięć pików, a wtedy on skoczył nagle nasiedem karo.Oczywiście zostaliśmy skontrowani.On nie powinien był tak licytować.Cudem to wygraliśmy.Nie myślałam, że uda się nam, kiedy zobaczyłam jego wyłożo-ne karty.Jeśliby tamci wyszli w kiery, leżelibyśmy bez trzech.Ale wyszli królem treflo-wym.Rozgrywka była naprawdę bardzo ekscytująca. Je crois bien.* Wielki szlem, po partii, z kontrą.To wywołuje emocje! Przyznaję,że nie mam nerwów do licytowania szlemów.Zadowalam się zwykłą grą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]