[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Na lekcje rysunku przychodzi do nas panna Laurie.Dzisiaj niestety jej nie ma.Co miałaby panu narysować? — zwróciła się do niego miło, jak do dziecka.— Twarze — odparł Poirot.— Panna Rich dobrze szkicuje ludzi.Nieźle chwyta podobieństwo.— Właśnie tego potrzebuję.Panna Bulstrode, jak zauważył z zadowoleniem, nie chciała znać powodów jego życzenia.Po prostu wyszła z pokoju i wróciła z panną Rich.Po wzajemnej prezentacji Poirot zapytał: — Potrafi pani szkicować ludzi? Ołówkiem? Szybko?Eileen Rich przytaknęła— Często to robię.Dla zabawy.— Dobrze.Proszę mi narysować zmarłą pannę Springer.— To będzie trudne.Znałam ją tak krótko.Ale spróbuję.Zmrużyła oczy i zaczęła szybko rysować.— Bien — rzekł Poirot, biorąc od niej kartkę.— A teraz, jeśli można prosić, pannę Bulstrode, pannę Rowan, mademoiselle Blanche i tak.ogrodnika Adama.Panna Rich popatrzyła na niego podejrzliwie i zabrała się do pracy.Detektyw obejrzał rezultaty i skinął głową z zadowoleniem.— Jest pani dobra, bardzo dobra.Zaledwie kilka kresek i chwyta pani podobieństwo.A teraz poproszę panią o coś trudniejszego.Proszę zmienić uczesanie panny Bulstrode i kształt jej brwi.Eileen przyglądała się mu, jakby sądziła, że zwariował.— Nie — powiedział.— Nie oszalałem.Przeprowadzam eksperyment i to wszystko.Proszę spełnić moją prośbę.Po chwili oświadczył:— Wspaniale.Teraz proszę zrobić to samo z mademoiselle Blanche i panną Rowan.Kiedy skończyła, ułożył trzy szkice rzędem.— Pokażę coś paniom.Panna Bulstrode mimo wszelkich zmian jest niewątpliwie sobą.Proszę jednak spojrzeć na pozostałe rysunki.Te panie nie posiadają osobowości panny Bulstrode, wyglądają zatem zupełnie inaczej, prawda?— Rozumiem, co ma pan na myśli — rzekła panna Rich.Popatrzyła na niego, jak starannie składał szkice.— Co pan zamierza zrobić z nimi? — spytała.— Zamierzam je wykorzystać — odparł Poirot.Rozdział dwudziestyRozmowa— Naprawdę nie wiem, co powiedzieć — rzekła pani Sutcliffe.— Po prostu nie wiem…Przyglądała się detektywowi z wyraźną niechęcią.— Henry”ego, rzecz jasna, nic ma w domu.Znaczenie tej wypowiedzi było nieco niejasne, alePoirot pomyślał, że wie, co miała na myśli.Czuła, że Henry poradziłby sobie z tą sytuacją.Henry prowadził tak wiele międzynarodowych interesów.Stale latał na Bliski Wschód, do Ghany, do Ameryki Południowej i do Genewy, a nawet czasami, choć nie za często, do Paryża.— Cała ta historia — ciągnęła pani Sutcliffe — jest okropnie kłopotliwa.Byłam lak zadowolona, że mam Jennifer bezpieczną w domu.Choć muszę powiedzieć, dodała z odrobiną irytacji, że moja córka stała się naprawdę ogromnie męcząca.Robiła, wielką wrzawę o to, że idzie do Meadowbank, że lo się jej nic podoba, że szkoła jest snobistyczna i nie taka, do jakiej chciałaby chodzić, a teraz dąsa się całymi dniami o to, że ją zabrałam.Tego już za wiele.— To jest niezaprzeczalnie bardzo dobra szkoła — rzekł Poirot.— Wiele osób twierdzi, że najlepsza w Anglii.— Zapewne była.— I znowu będzie.— Tak pan myśli? — pani Sutcliffe spojrzała na niego z powątpiewaniem.Miły sposób bycia detektywa stopniowo rozbrajał jej niechęć.Nic nie przynosi większej ulgi skołatanej matce, jak możliwość zrzucenia brzemienia porażek i zawiedzionych nadziei, które ustawicznie ją zaskakują.Lojalność często zmusza do cichej cierpliwości.Pani Sutcliffe czuła jednak, że w stosunku do obcokrajowca, jakim był Herkules Poirot, ta lojalność nie obowiązuje.Nie było to też podobne do rozmowy z matką innej córki.— Meadowbank — zauważył Poirot — przechodzi właśnie niefortunny okres.To była najlepsza rzecz, jaką potrafił wymyślić w tym momencie.Czuł całą niestosowność tego określenia i pani Sutcliffe rzuciła się na nią natychmiast.— Chyba więcej niż niefortunny! Dwa morderstwa! I porwanie dziewczynki.Nie byłby pan w stanie wysłać swojej córki do szkoły, w której nauczycielki są raz po raz mordowane.Ten punkt widzenia wydawał się niezwykle rozsądny.— Gdyby morderstwa okazały się dziełem jednej osoby i ta osoba zostałaby złapana, to wyglądałoby inaczej, prawda?— No, chyba tak — powiedziała pani Sutcliffe niepewnie.— Sądzę… Ma pan na myśli… och.uważa pan, że to ktoś taki jak Kuba Rozpruwacz, czy ten drugi mężczyzna, jak mu tam było? Kojarzy się z Devonshire.Cream? Neil Cream.Ten, który krążył i zabijał upadłe kobiety.Przypuszczam, że len zabójca morduje regularnie nauczycielki! Jeżeli kiedyś wsadzicie go do więzienia i powiesicie, jak mam nadzieję, to dlatego, że pozwoliliście mu kogoś zamordować: tak, jak się mówi o psie, który gryzie.Och tak, jeśli go złapiecie, to sprawa będzie wyglądała inaczej.Oczywiście lam chyba nie ma wielu morderców, prawda?— Mamy taką nadzieję — rzekł Poirot.— Ale jest jeszcze to porwanie — podkreśliła pani Sutcliffe.— Nie chciałby pan wysłać córki do szkoły, z której można by ją porwać.— Z pewnością nie, madame.Widzę, jak dokładnie przemyślała pani całą rzecz.Ma pani rację we wszystkim, co pani mówi.Pani Sutcliffe wydawała się z lekka uradowana.Od dawna nikt nie powiedział jej podobnych słów.Henry mówił tylko: „Dlaczego musiałaś wysłać ją do Meadowbank?”, a Jennifer dąsała się i nic chciała się odzywać.— Myślałam na ten temat — powiedziała.— Naprawdę bardzo dużo.— Zatem nie mogę pozwolić, by niepokoiła się pani uprowadzeniem, madame
[ Pobierz całość w formacie PDF ]