[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grey obiegł barak.- Którędy pobiegli? Mówcie! Którędy?! - krzyczał.- Kto? Kto, panie kapitanie? - zapytał chór głosów.Grey przecisnął się pomiędzy Australijczykami i wydo­stał się na otwartą przestrzeń.- Wszyscy na miejscach, panie kapitanie - zameldował żandarm, który do niego podbiegł.- Dobrze.Daleko uciec nie mogą.Nie odważą się porzucić pieniędzy.Zaczynamy ich okrążać.Przekażcie reszcie.Król i Marlowe biegli właśnie ku północnemu narożni­kowi więzienia, ale zatrzymali się.- Jasna cholera! - zaklął Król.Tam, gdzie powinna być grupa Australijczyków, którzy mieli opóźniać pościg, natknęli się na ludzi Greya.Pięciu żandarmów.- Co teraz? - spytał Marlowe.- Zawracamy.Szybko!Biegnąc Król zastanawiał się, co, do diabła, nie wypa­liło.I nagle znalazł odpowiedź.Drogę zastąpiło im czte­rech zamaskowanych mężczyzn z potężnymi kijami w ręku.- Dawaj forsę, koleś, jeśli nie chcesz oberwać po żebrach - usłyszał.Zamarkował unik i mając Marlowe’a u boku, zaatako­wał.Runął całym ciałem na jednego z mężczyzn, a dru­giego kopnął między nogi.Marlowe z kolei zablokował spadający na niego cios, zaciskając zęby, żeby nie krzy­knąć z bólu, kiedy kij obsunął się po jego chorej ręce, i wyrwał napastnikowi broń.Czwarty rabuś wziął nogi za pas i wsiąkł w ciemności.- Pryskamy stąd - wyrzucił z siebie zdyszany Król.Pobiegli dalej.Czuli na sobie śledzące ich spojrzenia i lada chwila spodziewali się kolejnego ataku.Nagle Król stanął jak wryty.- Uwaga! Grey!Odwrócili się i dali nura pod najbliższy barak.Leżeli tam przez chwilę, ciężko dysząc.Koło baraku przebiegli jacyś ludzie i do uszu Króla i Marlowe’a dobiegły gniewne szepty.- Pobiegli tamtędy.Musimy ich capnąć przed glinami.- Cały obóz nas ściga - powiedział Król.- To zostawmy te pieniądze tutaj - zaproponował bez­radnie Marlowe.- Możemy je przecież zakopać.- Za duże ryzyko.Zaraz by je znaleźli.Psiakrew, a tak dobrze wszystko szło.Tylko że ten łajdak Timsen wysta­wił nas do wiatru.- Król otarł twarz z potu i ziemi.- Gotów?- Którędy?Król nie odpowiedział.Cicho wyczołgał się spod baraku i ruszył dalej, trzymając się cienia.Tuż za nim Marlowe.Bez wahania przebiegli przez ścieżkę i wsko­czyli do głębokiego rowu ciągnącego się wzdłuż ogrodze­nia z kolczastego drutu.Król pomknął przodem, aż zna­leźli się prawie naprzeciwko baraku Amerykanów.Tam zatrzymał się i oparł plecami o brzeg rowu, z trudem łapiąc oddech.Zewsząd dobiegał ich zgiełk podnieconych szeptów.- Co się dzieje?- Król uciekł z Marlowe’em.Mają przy sobie tysiące dolarów.- Coś ty! Szybko, może ich złapiemy.- Prędzej!- Dorwiemy te pieniądze.Tymczasem Grey wysłuchiwał meldunków, podobnie zresztą Smedly-Taylor i Timsen.Ale meldunki były sprzeczne, więc Timsen klął i syczał poganiając swoich ludzi, żeby wytropili Króla i Marlowe’a, zanim zrobią to grupy Greya lub pułkownika.- Macie zdobyć tę forsę! - rozkazał.Ludzie Smedly-Taylora czekali, śledząc Australijczy­ków Timsena, i też byli zdezorientowani.Którędy tamci uciekli? Gdzie ich szukać?Grey także czekał, świadom, że obie drogi ucieczki, od strony północnej i południowej, są odcięte.Złapanie Króla i Marlowe’a było więc tylko kwestią czasu.Krąg się zacieśniał.Wiedział, że trzyma ich w ręku i że kiedy ich złapie, będą mieli przy sobie pieniądze.Nie odważą się ich porzucić - teraz już na to za późno.To za duża suma.Ale nie wiedział nic o istnieniu ludzi Smedly-Taylora i Austra­lijczykach Timsena.- Spójrz - powiedział Marlowe, który wysunął ostro­żnie głowę z rowu i wpatrywał się w otaczające ich cie­mności.Król zmrużył oczy wytężając wzrok.W odległości kil­kudziesięciu metrów spostrzegł żandarmów.Obrócił gwał­townie głowę w drugą stronę.Krążyło tam wiele widm, pośpiesznie szukając i węsząc.- Już po nas - powiedział z wściekłością.A potem spojrzał ponad drutami kolczastymi, poza obóz.W dżungli panowały nieprzeniknione ciemności.Po drugiej stronie ogrodzenia przechadzał się ciężkim krokiem wartownik.Dobra, rzekł do siebie.Ostatnia możliwość.Wóz albo przewóz.- Trzymaj - powiedział napychając kieszenie Marlo­we’a pieniędzmi.- Będę cię osłaniał.Przejdziesz za druty.To nasza jedyna szansa.- Coś ty, to się nie może udać.Wartownik mnie zauważy.- Prędzej, to nasza jedyna szansa!- Nie uda mi się.Nie ma mowy.- Kiedy będziesz po drugiej stronie, zakop pieniądze i wróć tą samą drogą.Będę cię osłaniał.Psiakrew, musisz to zrobić!- O czym ty mówisz? Przecież on mnie zastrzeli.To tylko kilkanaście metrów.Będzie mnie miał jak na dłoni.Musimy się poddać!Marlowe rozejrzał się, błędnym wzrokiem szukając drogi ucieczki, i zapomniawszy o chorej ręce, nagłym, nie­uważnym ruchem uderzył się o brzeg rowu.Jęknął z bólu.- Uratuj pieniądze, Peter, a ja uratuję ci rękę - powie­dział zdesperowany Król.- Co?- Przecież słyszałeś! Zasuwaj!- Ale jak możesz.- Zasuwaj - przerwał mu ostro Król.- Warunek: uratuj forsę.Marlowe spojrzał mu prosto w oczy, po czym wyśliznął się z rowu, pobiegł do ogrodzenia i przecisnął się pod nim oczekując, że lada moment dostanie kulę w łeb.W tej samej chwili Król wyskoczył z rowu i rzucił się w stronę ścieżki.Umyślnie się potknął i runął jak długi z okrzy­kiem wściekłości.Wartownik gwałtownie obejrzał się i głośno się roześmiał, a kiedy z powrotem się obrócił, dostrzegł tylko jakiś cień, który mógł być wszystkim, ale nie człowiekiem.Tuląc się do ziemi, podobny leśnemu stworzeniu, Mar­lowe wpełzł w wilgotne zarośla.Wstrzymał oddech i za­marł w bezruchu.Wartownik zbliżał się, potem jedna z jego stóp znalazła się tuż przy dłoni Marlowe’a, a druga minęła ją w powietrzu i stanęła o krok dalej.Kiedy war­townik odszedł na pięć metrów, Marlowe poczołgał się głębiej w gąszcz, w ciemność, pięć, dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści kroków, gdzie był już bezpieczny.I wtedy serce zaczęło mu bić jakby od nowa, więc musiał się zatrzymać, zatrzymać, żeby złapać oddech, żeby serce odnalazło rytm, żeby zelżał ból w ręce, tej ręce, która znów miała być jego ręką.Która była jego ręką, skoro to obiecał Król!Przywarł więc do ziemi i modlił się o to, żeby wrócił mu oddech, żeby wróciło życie, żeby wróciły siły, modlił się też za Króla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •