[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znaczy konieczność sfingowania własnej śmierci.Mówią, że każdy maswojego sobowtóra, więc pewnie i Wołkow.- A odciski palców i dokumentacja stomatologiczna?- To jest do przeskoczenia, nawet jeśli bezpieka ma już tego typu dane, co wcale nie jest takiepewne.Bo przecież zamierzali go ściągnąć do kraju poprzez córkę.- Błąd.Na pewno mają.Wątpię, żeby całe akta, ale zdjęcie, odciski palców i informacje ouzębieniu na pewno.Pewnie sam Stalin kazał je przekazać bezpiece, zaraz jak znalazł się naliście Wołkowa.- No dobrze: mają.Można je podmienić.- A kto to zrobi? Ja nie mam takich dojść.A może ty?- Lidia Zosimowna - odparłem krótko.- Zwariowałeś?! A niby skąd?- Ona prowadzi swoją grę i Wołkow jest jej potrzebny.%7ływy - podkreśliłem.- Nie wiem, wjakim celu, ale sam fakt, że potrzebuje Wołkowa, jest niepodważalny.A bezpieczeństwo możnamu zapewnić tylko w ten sposób.Bo on nie może ukrywać się wiecznie, prędzej czy pózniejwpadnie.- Bo ja wiem? - mruknął Siemionow.- Może gdyby sfingował własną śmierć i zrobił operacjęplastyczną?- No właśnie.- Dobrze, umówię cię z Lidią Zosimowną, reszta to twój problem.- Jasne - potwierdziłem bez entuzjazmu.Czego jak czego, ale problemów ostatnio mi nie brakowało.Jeden więcej, jeden mniej.*** Kiedy tylko wszedłem do burdelu na Twerskiej, od razu zorientowałem się, że coś jest nietak: brakowało damskich chichotów, szmeru męskich głosów, a przy wejściu stała jedna zpanienek w fartuszku pokojówki.Przy czym ów strój nie był jedynie rekwizytem (co niedziwiłoby w takim miejscu), lecz uniformem służbowym.Dziewczyna dygnęła skromnie, wzięłaode mnie palto i kapelusz, po czym wskazała drzwi do salonu.Cóż było robić? Skorzystałem zzaproszenia.Ludmiła Olegowna Szwarc z kamienną twarzą siedziała przy stole.Piła kawę.Wokółkrzątała się wyglądająca na góra dwadzieścia lat dziewuszka w wytwornej sukni.Pamiętałem ją zostatniej wizyty: należała do personelu.Pozostałe.pensjonariuszki chodziły wokół pokoju,każda ze stosem książek na głowie.- Saszka!No tak, dawne damy dworu także były na posterunku i najwyrazniej świetnie się bawiły.Niewidziałem tylko Nataszy.- Przyszedłeś sprawdzić, jakie robimy postępy? - spytała figlarnym tonem MariaAleksandrowna.- A jakże! - odparłem z bladym uśmiechem.Z zachowania starszych pań wywnioskowałem, że wiedzą już, kto jest właścicielem.interesu, i nie ma co ukrywać, bałem się, jak to przyjmą.Jednak nie wyglądały na zbulwersowanetym faktem.Raczej rozbawione.- Dziewczęta uczą się poruszać z wdziękiem, podawać do stołu, prowadzić konwersację,tańczyć, opanowały też podstawowe zwroty w kilku obcych językach - zaraportowała.- Zwietnie! - mruknąłem.- Od tygodnia nie przyjmujemy klientów - poinformowała madame Szwarc, patrząc wprzestrzeń.Uniosłem brwi.Burdelmama całą swoją osobą sygnalizowała, że jest niezadowolona zezmian.- Nataszka na naszą prośbę zawiesiła działalność.zakładu - pospieszyła z wyjaśnieniamiPraskowia Aleksandrowna.- Uznałyśmy, że to przyspieszy proces szkolenia.- Natasza wykonywała moje polecenia - odparłem twardo.- Jeśli ktoś nie jest zadowolony ztego, co się tu dzieje, może w każdej chwili zrezygnować z pracy.Pani Szwarc skuliła się w krześle, a dziewczęta pobladły, zapewne przypomniały sobie, wjaki sposób rozwiązałem stosunek pracy z ochroniarzem.Cholera! Jeszcze mi tu któraśzemdleje.- Miałem na myśli zwyczajną rezygnację - doprecyzowałem.- Niezadowolonej wypłacęnawet miesięczną pensję.Rozejrzałem się po pokoju: nie było chętnych.- Ludmiło Olegowna, proszę przyprowadzić tu tę.poszkodowaną dziewczynę - poleciłem.- Natychmiast! - obiecała, zrywając się z miejsca.- Poszkodowaną? - zdziwiła się Maria Aleksandrowna.- Czyżby ktoś ją skrzywdził?- Były ochroniarz.- Co się stało?Westchnąłem ciężko, nie miałem ochoty wtajemniczać starszych pań we wszystkie niuanse,ale z drugiej strony i tak nie dałoby się utrzymać tajemnicy w nieskończoność.Prędzej czypózniej dziewuchy im opowiedzą.- Pociął jej twarz - poinformowałem krótko.- To było zaraz po tym, jak przejąłem zakład.- Mam nadzieję, że został ukarany! - wykrzyknęła z oburzeniem staruszka. - Już tu nie pracuje.I nigdy nie skrzywdzi żadnej kobiety - zapewniłem chłodno.Spodziewałem się dalszych indagacji, lecz ku mojemu zdziwieniu Maria Aleksandrownajedynie skinęła głową.Cóż, pewnie domyśliła się, w jaki sposób rozliczyłem się z winnym.Arystokratom, którzy przeżyli rewolucję, można było zarzucić wszystko, ale z pewnością nienaiwność.- Może napijesz się herbaty i poczęstujesz ciasteczkami? - zaproponowała starsza pani.- Przyokazji dziewczęta pokażą, czego się nauczyły.- Dlaczego nie?Jedna z dziewczyn natychmiast znalazła się przy mnie, stając po prawej stronie niczymwyszkolona kelnerka.Postawiła na stole dzbanek wrzątku i czajniczek z zaparzoną esencją,najwyrazniej czekając, aż sam sobie naleję.W chwilę pózniej podała ciasteczka.Praskowia Aleksandrowna usiadła do pianina i zagrała żywą, skoczną melodię, a dwiedziewczyny zaczęły tańczyć.Musiałem przyznać, że niezle im to idzie: ich ruchy były płynne ipełne gracji.Zauważyłem zmiany i w innych dziedzinach - zniknęły gdzieś prostackiekomentarze, głośny śmiech i wyzywające zachowanie.Ze zdumieniem stwierdziłem, że mojepracownice na pierwszy rzut oka nie przypominają już prostytutek.Na drugi nie było już takdobrze, ale przynajmniej robiły wrażenie kokot wyższej klasy.Starsze panie musiały mieć dużowolnego czasu i niebagatelne talenty pedagogiczne.- I jak? - spytała nieśmiało Maria Aleksandrowna.Wstałem i skłoniłem się im z rewerencją.- Znakomicie! - pochwaliłem.- I nauczycielki, i uczennice otrzymają premię.Będziecie teżkontynuować zajęcia, a zakład pozostanie zamknięty do odwołania.Dalszą rozmowę przerwało przybycie madame Szwarc z podopieczną.Dziewczyna nosiłakapelusz z zasłaniającą twarz gęstą woalką.Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, czegodoświadczyła.- Zdejmij kapelusz - poleciłem.Praskowia Aleksandrowna wydała cichy jęk, jej siostra zbladła, jakby miała zemdleć.Cóż,miała powody - dziewczyna nie wyglądała ani odrobinę lepiej niż ostatnio.Jej twarz pokrywałygłębokie sinoczerwone szramy i sączące się rany.Dziw, że nie doszło do gangreny.- Jak masz na imię? - spytałem.- Bella - wyszeptała.No tak, zdrobnienie od Izabella.- Jeszcze dzisiaj zgłosisz się do dawnego szpitala numer trzynaście na oddział chirurgiczny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]