[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Szczególna rzecz jednak wtrącił doktor Mortimer. Starannie przeszukałem pokójprzed śniadaniem. Ja również rzekł Baskeryille zaglądałem do wszystkich kątów. Nigdzie nie było śladu buta. W takim razie służący przyniósł go, gdy poszliśmy coś zjeść.Wezwany Niemiec zapewnił nas, że o niczym nie wie, a wszystkie dopytywania pozostałybez skutku.Nowe zajście powiększyło zatem szereg drobnych i przypadkowych na pozórtajemnic, które szybko nastąpiły jedna po drugiej.Pominąwszy całą ponurą historię śmierci sir Karola, staliśmy wobec samych niewytłuma-czonych wypadków z ostatnich dwóch dni: nadejście drukowanego listu, czarnobrody szpiegw powozie, zniknięcie nowego żółtego buta, zniknięcie starego czarnego buta i wreszcie od-zyskanie nowego.Podczas drogi na ulicę Baker, Holmes siedział w dorożce, pogrążony w milczeniu, a ścią-gnięte brwi i zaduma w bystro patrzących przed siebie oczach świadczyły, że jego umysł,podobnie jak mój, silił się na powiązanie tych osobliwych zdarzeń, nie mających pozornie nicwspólnego ze sobą.Przez całe popołudnie do póznego wieczora Holmes był pogrążony wzadumie, tonąc w obłokach dymu.Wreszcie otrzymał dwie depesze.Pierwsza brzmiała:Doniesiono mi w tej chwili, że Barrymore jest w zamku Baskerville.Druga komunikowała:Zwiedziłem, według polecenia, dwadzieścia trzy hotele; ze smutkiem donoszę, że nigdzienie znalazłem pociętej stronicy Tirmesa. Cartwright. Ot, i zerwały się w naszych rękach dwie nici, Watsonie.Najbardziej porusza mnie zaw-sze sprawa, w której wszystko zwraca się przeciw mnie.Musimy teraz szukać innego tropu. Pozostaje nam jeszcze dorożkarz, który wiózł szpiega. Tak.Telegrafowałem do głównego biura policji z zapytaniem o jego nazwisko i adres.Nie zdziwiłbym się, gdyby to była właśnie odpowiedz dodał, w tej chwili bowiem rozległsię głos dzwonka.Okazało się niebawem, że los zesłał nam więcej niż odpowiedz; do pokoju wszedł doroż-karz we własnej osobie. Otrzymałem zawiadomienie z naszego biura, że jakiś obywatel, mieszkający w tym40domu, dowiadywał się o numer 2704 rzekł. Od siedmiu lat powożę i dotąd nikt nieskarżył się na mnie.Przyszedłem prosto z remizy, ażeby mi pan powiedział w oczy, copan ma przeciw mnie. Nie mam nic przeciw wam, mój przyjacielu odparł Holmes. Przeciwnie, mam dla was dziesięć szylingów, jeżeli odpowiecie szczerze na wszystkiemoje pytania. Oho, będę miał dobry dzień rzekł dorożkarz szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Aco pan chce wiedzieć? Przede wszystkim wasze imię i adres, w razie, gdybym was znów potrzebował. Jan Clayton, ulica Turpey 3.Moja dorożka jest z remizy Shipley, w pobliżu stacji kole-jowej Waterloo.Sherlock Holmes zanotował te szczegóły. A teraz, Claytonie, powiedzcie, co wiecie o podróżnym, który śledził ten dom o godziniedziesiątej rano, a potem jechał za dwoma panami wzdłuż ulicy Regenta.Na twarzy dorożkarza odmalowało się zdziwienie i pewne zakłopotanie. Nie widzę potrzeby opowiadania panu rzeczy, które są panu równie dobrze znane, jakmnie rzekł. Dodam tylko, że ów jegomość powiedział mi, iż jest agentem tajnej policji izlecił, ażebym nikomu nie pisnął o nim słowa. Mój przyjacielu, sprawa jest bardzo poważna i możecie narazić się na duże przykrości,jeżeli ukrywacie cokolwiek przede mną.Powiadacie zatem, że ten jegomość przedstawił wamsię jako agent tajnej policji? Tak jest. Kiedy wam to powiedział? Rozstając się ze mną. Czy powiedział coś więcej? Wymienił swoje nazwisko.Holmes rzucił na mnie spojrzenie tryumfujące. A!.wymienił swoje nazwisko? To było nierozważne.I jakżeż brzmi to nazwisko? Sherlock Holmes odpowiedział dorożkarz.Nigdy jeszcze chyba nic nie zbiło z tropu mojego przyjaciela tak dalece jak odpowiedz do-rożkarza.Przez chwilę siedział jak osłupiały, po czym parsknął śmiechem. Watsonie, a to wymierzył cios! Trafił celnie! rzekł w końcu. Czuję broń równieszybką i giętką jak moja.Tym razem odniósł nade mną zwycięstwo.A więc powiadacie, żeten pan nazywa się Sherlock Holmes? zwrócił się do dorożkarza. Tak jest panie; tak się nazywa. Kapitalna historia! Opowiedzcie mi, gdzieście go złowili i wszystko, co się potem stało.41 Wsiadł do mojej dorożki o wpół do dziesiątej na Trafalgar Square.Powiedział, że jestagentem tajnej policji i obiecał mi dwie gwinee, jeśli będę spełniał przez cały dzień jego zle-cenia i o nic nie zapytam.Przystałem na to chętnie.Najpierw pojechaliśmy przed hotel Nor-thumberland i tam czekaliśmy, dopóki nie wyszli dwaj panowie, którzy również wsiedli donajbliższej dorożki.Pojechaliśmy za nimi aż gdzieś tutaj w pobliże. Przed moją bramą rzekł Holmes. Nie jestem tego pewien, ale mój pasażer dobrze wiedział, dokąd tamci pójdą.Powlekli-śmy się za nimi stępa do mniej więcej połowy ulicy i tam czekaliśmy z półtorej godziny.Wreszcie ci panowie minęli nas pieszo i znów jechaliśmy za nimi. Wiem powiedział Holmes. Tak ujechaliśmy ze trzy czwarte ulicy Regenta.Nagle mój pasażer otworzył okienko ikrzyknął, abym pędził co koń wyskoczy na stację Waterloo.Pogoniłem klacz i w niecałedziesięć minut byliśmy na miejscu.Tutaj wysiadł, zapłacił przyrzeczoną kwotę i rzekł odcho-dząc: Wiedzcie, że wiezliście Sherlocka Holmesa. Rozumiem, że potem nie widzieliście go? Nie, panie. Moglibyście opisać, jak ów Sherlock Holmes wygląda? Nie tak łatwo go opisać.Dałbym mu około czterdzieści lat; jest średniego wzrostu, trzycale niższy od pana.Ubrany był elegancko, miał czarną brodę krótko przystrzyżoną, cerę bla-dą.To wszystko. A kolor jego oczu? Nie zauważyłem. Oto wasze dziesięć szylingów.Dam drugie tyle, jeśli przyniesiecie nowe wiadomości. Dziękuję panu i dobranoc.Jan Clayton wyszedł z zadowoloną miną.Holmes wzruszył ramionami. Oto pękła nasza trzecia nić i ani kroku naprzód.Co za przebiegły łotr! Widział numernaszego domu, wie, że Henryk zasięgnął mojej rady i wie, kim jestem.Wywnioskował też, żeznam numer dorożki i odszukam woznicę, dlatego zuchwale podszył się pod moje nazwisko.Watsonie, mamy godnego siebie przeciwnika.Zaszokował mnie w Londynie.%7łyczę ci lep-szego powodzenia w Devonshire.Ale wcale nie jestem spokojny. O co? O ciebie.To paskudna historia.Im bardziej się z nią zapoznaję, tym mniej mi się podoba.Tak, mój drogi, będę bardzo rad, gdy cię znów ujrzę zdrowego i całego tu, w tym pokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]