[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyrwany z cebulki pojedynczy włos natychmiast sztywniał w stężeniu pośmiertnym.Mierzwa zdążył jeszcze wygiąć jego koniec.Trzymał w dłoni wytrych doskonały.Jeden szybki ruch i zamek ustąpił.Tylko dwie za­padki.Marne zabezpieczenia.Typowe, że ludzie nigdy nie spodziewali się ataku od spodu.Znalazł się w wykładanym parkietem korytarzu.Cała chałupa śmierdziała forsą.Mógłby się tu nieźle obłowić, gdyby tylko miał czas.Tuż pod architrawem umieszczono kamery, czujne, lecz gustownie ukryte w naturalnym cieniu.Mierzwa stał przez chwilę, obliczając, gdzie znajduje się ślepe pole.Trzy kamery, z których każda wykonywała obrót o 270 stopni.Przejścia nie było.- Mógłbyś poprosić o pomoc - odezwał się głos w jego uchu.Ogierek.Mierzwa wycelował uzbrojoną źrenicę w najbliższą kamerę.- Możesz coś z tym zrobić? - szepnął.Usłyszał klekot klawiatury i nagle jego prawe oko wykonało najazd niczym teleobiektyw.- Sprytne - odetchnął Mierzwa.- Muszę sobie takie sprawić.- Nie ma mowy, osadzony - zatrzeszczał w maleń­kim głośniczku głos Bulwy.- To z przydziału służbo­wego.A poza tym, co wam z tego przyjdzie w więzieniu? Będziecie robili zbliżenia ściany celi?- Uroczy jesteś, Juliuszu, nie ma co.Czyżbyś zazdrościł, że udało mi się dostać tam, gdzie tobie się nie powiodło?Grube przekleństwa Bulwy zagłuszył głos Ogierka.- Okej, załatwione.To prosty system wideo.Nawet nie cyfrowy.Przekażę do każdej kamery obraz z ostatnich dziesięciu sekund, powtarzający się w pętli.Dzięki temu zyskasz kilka minut.Mierzwa poruszył się niespokojnie.- Ile muszę czekać? Jestem tu trochę na widelcu, rozumiesz.- Już nadaję - odparł Ogierek.- Więc rusz się.- Jesteś pewien?- Pewnie, że jestem pewien.Elementarna elektroni­ka.Od przedszkola zajmuję się ludzkimi systemami ochrony.Po prostu musisz mi zaufać.Prędzej uwierzę, że kupa Błotnych Ludzi nie spowo­duje wymarcia jakiegoś gatunku, niż zaufam specja­liście z SKR, pomyślał Mierzwa.Ale głośno jedynie potwierdził:- Dobra, to idę.Bez odbioru.Skradając się, ruszył korytarzem.Nawet jego dłonie zdawały się skradać, płynąc w powietrzu, jakby dzięki nim krasnal stawał się lżejszy.Pomysł fauna okazał się skuteczny; na schodach nie pojawił się żaden wzbu­rzony człowiek, wymachujący prymitywną prochową bronią.Schody, ach, schody.Mierzwa miał słabość do scho­dów.Wyglądały niczym pierwociny szybów kopalnia­nych, jakby czekały specjalnie na niego, a u ich szczytu nieodmiennie znajdował się najlepszy łup.Tutejsze były imponujące - pociemniały dąb, misternie rzeźbio­ny w stylu, który patrzącemu zazwyczaj kojarzył się z osiemnastym wiekiem lub obrzydliwym bogactwem.Mierzwa przeciągnął palcem po wymyślnej poręczy.W tym wypadku, pomyślał, pewnie mamy i jedno, i drugie.Jednak nie miał czasu na zachwyty.Schody zazwy­czaj niedługo pozostawały puste, zwłaszcza podczas oblężenia.Kto wie, ilu krwiożerczych żołdaków czaiło się za każdymi drzwiami, pragnąc dodać do swoich tro­feów wypchaną głowę wróżki?Ostrożnie wchodził coraz wyżej, gotów na niespo­dzianki - nawet lity dąb niekiedy skrzypi.Posuwał się przy ścianie, unikając biegnącego środkiem chodnika.Wiedział z doświadczenia, jak łatwo ukryć alarm uci­skowy pod grubym włosem starego kobierca.Na półpiętro dotarł cały i zdrów; niemniej groziła mu, całkiem dosłownie, erupcja kolejnego problemu.Trawienie krasnali odbywa się w sposób przyspieszony i miewa wybuchowy przebieg.Luźny grunt, na którym leżał majątek Fowlów, zawierał sporo powietrza, które­go duża część, wraz z ziemią i minerałami, znajdowała się obecnie w jelitach Mierzwy.Powietrze to bardzo pragnęło wydostać się na zewnątrz.Krasnalowa etykieta wymaga, by wiatry puszczać tylko w tunelach, lecz Mierzwa na ogół nie miał cierpli­wości do manier.Teraz jednak żałował, że nie poświęcił chwili, aby pozbyć się gazów w piwnicy.Gazy krasnali wydobywają się w dół, nigdy do góry - wyobraźcie so­bie, jeśli łaska, katastrofalne skutki beknięcia w chwili, gdy przełykacie kęs gliny.Całkowita zapaść systemu.Niepiękny widok.A zatem anatomia gwarantuje, że wszystkie gazy wędrują w dół, wręcz wspomagając wydalanie niepożądanego błota.Notabene, mógłbym to wszystko sformułować prościej, ale wówczas ta książ­ka nadawałaby się raczej dla dorosłych.Mierzwa objął brzuch ramionami.Musiał wydostać się na świeże powietrze - od wybuchu na półpiętrze wyleciałyby okna.Pośpiesznie podreptał korytarzem i wpadł w pierwsze napotkane drzwi.Znowu kamery, nawet dość dużo.Mierzwa przyjrzał się zasięgowi obiektywów.Cztery z nich śledziły więk­szą część podłogi, pozostałe trzy stały nieruchomo.- Ogierek? Jesteś tam? - szepnął krasnal.- Nie - padła typowa, sarkastyczna odpowiedź.-Mam lepsze rzeczy do roboty niż martwić się o upadek cywilizacji w postaci, jaką znamy.- Ależ proszę bardzo, baw się dalej.Nie możemy przecież pozwolić, aby zagrożenie dla mojego życia zakłóciło twoją radość.- W żadnym wypadku.- Mam dla ciebie zadanie.Ogierek natychmiast się zainteresował.- Tak? Mów.Mierzwa spojrzał w stronę kamer, na poły ukrytych w zawijasach architrawu.- Muszę wiedzieć, gdzie są wycelowane te kamery.Dokładnie.- To żadne zadanie - zaśmiał się Ogierek.- Stare sys­temy wideo emitują słabe promieniowanie jonizujące.Oczywiście, niewidzialne dla nieuzbrojonego oka, ale twoja kamera tęczówkowa.Sprzęt w oku Mierzwy zaiskrzył, obraz zamigotał.- Auu!- Przepraszam.Mały ładunek.- Mogłeś mnie uprzedzić.- Dam ci buzi, jak będzie po wszystkim.A ja myśla­łem, że krasnale są odporne.- Dobrze myślałeś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •