[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ja.tak.— Czy widziała pani, jak wychodziła? — powtórzył Mason.— Jak mam rozumieć to pytanie?— Czy widziała pani, kiedy otwierała drzwi?— Drzwi otworzyły się raz i zamknęły, po czym otwarły się po raz drugi i wyszła oskarżona z klatka, na kanarka.Zamknęła drzwi i przeszła szybko korytarzem.— Rozmawiała pani z nią? i— Nic było okazji.— Jak mam to rozumieć?— Nawet się nie odwróciła.— Ach, więc była obrócona do pani tyłem? — zauważyłMason.— Oczywiście.Jeżeli szła w stronę klatki schodowej, to musiała być obrócona tyłem do mnie.Nie szła przecież tyłem do przodu.Szmer przebiegł po sali sądowej.Sędzia Madison zaczął coś mówić, ale uśmiechnął się tylko i poprawił w fotelu.— Czy była obrócona tyłem do pani, kiedy wychodziła z mieszkania? — spytał Mason.— Tak.— Czy, obserwując oskarżoną, oderwała pani oczy odwindy?— Nie, ja.patrzyłam w obu kierunkach, jeśli takmożna powiedzieć.— Równocześnie?— No.na zmianę.— Czy nieustannie obracała pani głowę w prawo i wlewo?— Ależ skąd! Patrzyłam przede wszystkim na windę.Zobaczyłam oskarżoną.tak jak się czasami zobaczy cośmimochodem.— Czy była odwrócona tyłem do pani, kiedy wychodziłaz mieszkania z kanarkiem w klatce?— Tak.Cofnęła się od drzwi trzymając klatkę z pta­kiem.— Zatrzasnęła drzwi i przeszła szybko w stronę scho­dów?— Mówiłam to już panu z dziesięć razy.— A więc nic widziała pani jej twarzy?— Nic musiałam patrzeć jej w twarz, żeby ją rozpoznać.Rozpoznałam sylwetkę.Poznałam ją po ubraniu.— A więc nie widziała pani twarzy?— Rozpoznałam ubranie.— I nie widziała pani twarzy?— Nic.— Co miała na sobie?— Tweedowy płaszcz.— Czy może pani opisać ten płaszcz.Był dopasowany, czy.— Nie, był to luźny, obszerny tweedowy płaszcz.— Długi czy krótki?— Długi.Sięgał jej do kolan, może trochę niżej.— Widziała ją pani już kiedyś w tym płaszczu?— Niejeden raz.— I czekała pani cały czas na zewnątrz, aż przyjaciel domu pojawi się w windzie?— Tak.— Z oczyma utkwionymi w windzie, żeby gość nic pomylił mieszkania?— Chciałam go przywitać.— A wiec stała tam pani nie z obawy, że pomyli mieszkanie, ale ze względu na to osobiste powitanie?— Za pozwoleniem Wysokiego Sądu — przerw;il Dexter — słyszeliśmy już kilka razy odpowiedź na lo pylanie.— Za każdym razem inną — wtrącił sędzia Madison.— Niech świadek odpowiada.— Dobrze — powiedziała ze złością.Nie wiem.dla-c/.ego tam stałam.To był po prostu naturalny gest.Byłam.byłam tam i już i nie ma to najmniejszego znac/enia.dlaczego tam stałam.Stałam i widziałam, jak oskarżona wychodziła z mieszkania, niosąc w klatce kanarka.— Kiedy ten przyjaciel domu wychodził z windy, wybiegła mu pani na spotkanie? Nie.C/y wyszła mu pani naprzeciw?— Nie.— Stalą pani w miejscu i czekała, aż podejdzie?— No, zrobiłam kilka kroków.— Idąc czy biegnąc?— Idąc.— A więc wyszła mu pani naprzeciw?— No.nie do końca.— Częściowo?— Tak.— I przez cały ten czas była pani tyłem do oskarżonej?— Ona już poszła.Otworzyła drzwi na klatkę schodową i przemknęła jak strzała.— Zanim przyjaciel domu wyszedł z windy?— Mniej więcej równocześnie.— Pani Newton, jakie było oświetlenie na korytarzu? Myślę, że raczej słabe?— Źle pan myśli — odparła.— Narzekałam na złe oświetlenie, inni lokatorzy zresztą też, toteż z początkiem roku administracja domu wymieniła wszystkie żarówki; był na to najwyższy czas.Przy takim oświetleniu było tam ciemno jak w piwnicy.Można było łatwo złamaćsobie kark.— Więc oświetlenie było dobre?— Tak.Mason zamilkł na chwilę.— Pani Newton, czy mapani prawo jazdy?— Oczywiście.— Może pani pokazać"?— Hm, nic mam pojęcia, co to ma do rzeczy? —odpowiedziała.— Ani ja — podchwycił Dexter podnosząc się z miejsca.— Wysoki S.id/.ie.moim zdaniem pytanie jest nieuzasadnione i nie ma związku ze sprawą.Sędzia Madison zaprzeczył ruchem głowy.— To jest przesłuchanie — oświadczył.Świadek zeznał, że rozpo­znał oskarżoną w okolicznościach bardzo dla sprawy istotnych, -toteż nie mam zamiaru ograniczać przesłu­chania obrony, dopóki nie wybiega ono poza przyjęte ramy.Co więcej, Sąd dostrzega intencje obrony i uznaje ich wagę.Agnes H.Newton niechętnym gestem otwarła toreb­kę i wyciągnęła prawo jazdy.Tu jest data urodzenia — powiedziała — i nie chciałabym, żeby znalazła się ona w gazetach.Myślę, że to nie powinno nikogo ob­chodzić.— Nie interesuje mnie pani data urodzenia — zaznaczył Mason biorąc prawo jazdy.— Chciałbym wiedzieć, czy są tu jakieś zastrzeżenia.o tak, jest tu napisane, że musi pani nosić okulary.— I co z tego? — odcięła się pani Newton.— Widzę, że nie ma pani teraz okularów.— Przecież nie siedzę teraz za kierownicą.— I nie siedziała pani za kierownicą trzynastego wieczorem, kiedy zobaczyła pani postać, którą wzięła za oskarżoną.— Nie zobaczyłam postaci, którą wzięłam za oskarżoną.Ja widziałam oskarżoną.Wychodziła z mieszkania z klatką w ręku.Powiedziałam wtedy do siebie, powiedziałam do siebie.— Nieważne, co pani mówiła do siebie — przerwał Mason z uśmiechem.— To by było nie na lemat.Proszę mi powiedzieć, pani Newton, czy widzi pani tytuły w ga­zecie, którą trzymam w ręku?— Oczywiście, że widzę.Mogę je przeczytać, l mogę odczytać drobniejszy druk.Mogę czytać te tytuły od prawej do lewej: PREZYDENT ZASTANAWIA SIĘ NAD ZRÓWNOWAŻENIEM BUDŻETU W NADCHODZĄ­CYM ROKU FINANSOWYM.Mason zmarszczył czoło i po chwili rzucił krótko: — Pani Newton, czy nosi pani szkła kontaktowe?— Tak!— Kiedy założyła je pani po raz pierwszy?— Kupiłam je dwunastego po południu.— I wyrzuciła pani okulary?— Nie tak od razu.Nosiłam na zmianę; robię tak dotąd.— A więc trzynastego nie była pani jeszcze przyzwy­czajona do swoich szkieł kontaktowych?— Cóż, służyły mi już wtedy bardzo dobrze.— Ale zakładała je pani każdego dnia na krótko? — Tak.— Czy miała je pani na oczach, kiedy wyszła pani z mieszkania i zobaczyła na korytarzu postać, którą wzięła za oskarżoną?— Nie pamiętam.— W takim razie spróbujmy odświeżyć pamięć — powiedział Mason.— O jakiej porze nałożyła je pani trzynastego bieżącego miesiąca, może rano?— Nie pamiętam.— Osobę, która w pani mniemaniu była oskarżoną, rozpoznała pani po ubiorze?— Ten jej twccdowy płaszcz wszędzie bym rozpoznała.— Nie był dopasowany?— Mówiłam, że nie.To był luźny tweedowy płaszcz.— A więc — podsumował Mason — nie widziała pani twarzy, nic widziała pani kształtu ciała.Zobaczyła pani tylko płaszcz i kanarka w klatce.— Czego pan jeszcze chce?— Niczego — uśmiechnął się Mason — chcę tylko usłyszeć prawdę.Ponadto, nie mogła pani rozpoznać oskar­żonej po kształcie ciaia, bo widziała pani tylko sylwetkę, prawda?— Za pozwoleniem Wysokiego Sądu — przerwał Dexter — to pytanie budzi wątpliwości.— Niemniej zamierzam je uznać — odparł sędzia Madison.— Myślę, że kienmek jest tu oczywisty i jeżeli obrona chce włączyć ten epizod do protokołu, nie będę się sprzeciwiał.— Nie widziałam kształtu jej ciała — była ubrana.— Przez ubiór rozumie pani ten obszerny, tweedowy płaszcz?— Miała też inne rzeczy na sobie.;— Ale ich pani nie widziała?— Przecież przez płaszcz nie zobaczę.Nie mam w oczach rentgena.— A więc widziała pani tylko postać w tweedowym płaszczu?— Cóż, umiem chyba rozpoznać płaszcz.— I jak niosła ptaka w klatce?— Kanarka w klatce.— Widziała pani, jaki to ptak?— Widziałam na tyle dobrze, aby mieć pewność, że to kanarek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •