[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idąc za jego wskazówkami, obie kobiety przeszły przez mały mostek przerzucony nad wąskim parowem.Znalazły się w ogrodzie, przypominającym park angielski.Teraz widziały Petit Tńanon.Okna były zasłonięte okiennicami.Na tarasie siedziała blondynka w średnim wieku, rysując grupę drzew.Miała na sobie lekką letnią sukienkę i kapelusz o szerokim rondzie.W tym momencie nadbiegł ów młody człowiek, który przedtem uprzejmie, choć w pośpiechu, wskazał Angielkom drogę.Złożył głęboki ukłon przed malarką i najwidoczniej o czymś jej meldował.Turystki chciały zwiedzić pałacyk wewnątrz.Obeszły zachodnie skrzydło aż do tarasu, z którego można było wejść do środka.Z bocznej przybudówki Petit Tńanon wyszedł służący.Z pełną galanterii miną oświadczył, że do "la maison" trzeba iść przez dziedziniec po drugiej stronie kuchni, i zaoferował damom swoją asystę.Kiedy dotarły do celu, zostawił je same.Angielki wmieszały się między gości weselnych, którzy tam wesoło świętowali.Po pewnym czasie postanowiły wracać.W jakiś sposób przekroczyły niewidzialną linię podziału i znalazły się znowu w 1901 r., czego wówczas nie były świadome.Zdawały sobie natomiast bardzo wyraźnie sprawę, że musiało się wydarzyć coś dziwnego.Nie wiedziały jednak dokładnie co.W każdym razie przelały swoje wrażenia na papier.Damy te nie miały skłonności do histerii ani urojeń.Przeciwnie, jak na Angielki przystało, miały dar chłodnej obserwacji i umiały się precyzyjnie wyrażać.Charlotte Moberly, starsza z nich, była przez 15 lat przewodniczącą St.Hugh's Hall, późniejszego college'u Uniwersytetu Oxford.Dr Eleanor Frances Jourdain była jej następczynią, a ponadto kierowała prywatną szkołą pod Londynem.Jej raporty, które spisała samodzielnie, były dokładne, szczegółowe i beznamiętne.Przedstawione w nich zdarzenie wciąż należy do nie rozwiązanych zagadek naszych czasów.W późniejszych latach obie ladies, razem i osobno, odbyły wiele podróży do Wersalu, aby na miejscu zbadać sprawę.Zaskoczyły je różnice między tym, co widziały podczas swojej ówczesnej bytności, a rzeczywiście istniejącymi obiektami.Alejki, po których wtedy mogły chodzić swobodnie, były zagrodzone przerdzewiałymi, od wielu lat nie otwieranymi kratami.Nie było murowanego domu, okrągłego pawilonu ani małego mostka.Przed tarasem, na którym siedziała tamta rysowniczka, nie rozciągał się rozległy, wypielęgnowany ogród, ale wysypany żwirem podjazd.W miejscu, w którym siedziała kobieta, rosły różaneczniki.O ile w czasie dziwnego spaceru dwóch turystek panowała dookoła cisza i spokój, to teraz w okolicy kipiał gorączkowy ruch.Grupy zwiedzających robiły mnóstwo hałasu, wszędzie były rozstawione stoiska z pamiątkami i ogrodowe krzesła.Coraz bardziej nasuwało się dziwaczne podejrzenie, że Angielki przeniosły się wtedy w przeszłość.Kiedy tylko praca zawodowa zostawiała im na to czas, ladies kontynuowały swoje poszukiwania z nie strudzoną energią.Stały się przy okazji znawczyniami tej epoki dziejów Francji, o której przedtem nie wiedziały zbyt wiele.Dowiedziały się, że jedną z barw od dawna nie istniejących liberii królewskich był kolor zielony.Dwaj panowie ze spacerowymi laseczkami mogli więc istotnie nie być zwykłymi ogrodnikami, ale dość wysoko postawionymi urzędnikami dworu.Pługów takich jak ten, na który wówczas zwróciły uwagę, od dawna już nie stosowano.Istniał tylko jeszcze jeden egzemplarz z czasów Ludwika XVI i Marii Antoniny i był on identyczny z pługiem, który wtedy widziały.Na podstawie prastarych map, obrazów i sztychów można było zlokalizować nie istniejące już części ogrodu, po których wędrowały obie Angielki.W czasie rewolucji francuskiej zostały one do tego stopnia zdewastowane, że praktycznie przestały istnieć.Drzwi, przez które wyszedł do nich służący, od wielu już lat nie dawały się otworzyć.Schody i przejścia za drzwiami były zniszczone i całkowicie nie do użytku.Po samokrytycznym sprawdzeniu punkt po punkcie wszystkich wniosków, autorki opublikowały opis owej podróży w czasie i wyniki swoich badań w 1911 r.pt.An Adventure (Przygoda).Odtąd nie ustaje ciąg "prób demaskatorskich".Trwają one do dziś i nadal nie zostały uwieńczone sukcesem.Bardziej zadowalające rezultaty dały te analizy, które nie zakładały a priori niemożliwości opisywanych zdarzeń.W latach siedemdziesiątych Arnold O
[ Pobierz całość w formacie PDF ]