[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dokumenty prawnicze i inne podobne śmieci.Jestem prawnikiem.- Aha, aha.- Rozpiął podręczny bagaż i zajrzał do środka.- Następny.Ostrożnie pociągnęła za sobą walizki.Były bardzo wywrotne.Zauważył ją bagażowy i szybko załadował wszystko na swój wózek.- Delta, lot 282, do Nashville, wejście 44, hala dworcowa B - powiedziała, wręczając mu pięciodolarowy banknot.Dotarła ze swymi trzema walizkami do Nashville w sobotę o północy.Załadowała je do swego samochodu i opuściła lotnisko.Zatrzymała się na parkingu na przedmieściach Brentwood i przeniosła walizki do wynajętego jednopokojowego mieszkania.Oprócz niewielkiej sofy nie było w nim żadnych mebli.Tammy rozpakowała swój bagaż i zabrała się za segregowanie materiałów.Była to przeraźliwie nudna robota, ale Mitch chciał mieć listę wszystkich dokumentów, wszystkich rachunków bankowych i wszyst­kich spółek.Potrzebował tego i już.Powiedział, że będzie może musiał natychmiast wyjechać i lepiej, żeby dokumenty były skatalogowane.Po czterech godzinach wszystko zostało uporządkowane.Tammy siedziała na podłodze i sporządzała szczegółowy opis.Po trzech jednodniowych wycieczkach na Grand Cayman, pokój w Brentwood trochę się zapełnił.W poniedziałek miała tam lecieć ponownie.Czuła się tak, jakby przez ostatnie dwa tygodnie spała tylko trzy godziny.Ale Mitch powiedział, że to bardzo ważne.Sprawa życia i śmierci.Tarry Ross, alias Alfred, siedział w najciemniejszym kącie re­stauracji hotelu “Phoenix Park” w Waszyngtonie.Spotkanie miało trwać jak najkrócej.Pił kawę i czekał na swego gościa.Czekał i przyrzekł sobie, że będzie tu siedział jeszcze tylko pięć minut.Kiedy chciał wypić kolejny łyk, filiżanka zadrżała mu w ręku i kawa wylała się na stół.Spojrzał na plamę na obrusie.Wiedział, że nie powinien rozglądać się wokoło, ale z najwyższym trudem po­wstrzymywał się od tego.Wciąż jeszcze czekał.Gość pojawił się niespodziewanie i usiadł plecami do ściany.Nazywał się Vinnie Cozzo i był zbirem z Nowego Jorku.Z rodziny Palumbo.Zauważył poplamiony kubek i rozlaną kawę.- Uspokój się, Alfred, tu jest naprawdę ciemno - powiedział.- Czego chcesz? - syknął Alfred.- Chcę się napić.- Nie mam na to czasu.Wychodzę.- Nie żartuj, Alfred, zrelaksuj się, przyjacielu.Jesteśmy tu prawie sami.- Czego chcesz? - syknął ponownie.- Po prostu drobnej informacji.- To będzie kosztować.- Wiem.Podszedł kelner i Vinnie zamówił chivas z wodą.- Co słychać u mojego przyjaciela, Dentona Voylesa? - zapytał.- Pocałuj mnie w dupę, Cozzo.Idę.Wychodzę stąd.- Daj spokój, przyjacielu.Chodzi tylko o drobną informację.- Streszczaj się.- Alfred rozejrzał się po sali.Jego filiżanka była pusta.Prawie cała kawa znalazła się na obrusie.Kelner przyniósł chivas i Vinnie upił łyk z prawdziwą przy­jemnością.- Mamy małe zamieszanie w Memphis.Niektórzy chłopcy trochę się tym martwią.Słyszałeś o firmie Bendiniego?Alfred instynktownie pokręcił przecząco głową.Zawsze na początku odpowiadał “nie”, aby potem po dokładnym zbadaniu sytuacji przygotować drobny raporcik i powiedzieć “tak”.W gruncie rzeczy słyszał o firmie Bendiniego i jej cennym kliencie.Operacja “Pralka”.Nazwę tę wymyślił osobiście Voyles i był bardzo dumny ze swego pomysłu.Vinnie wypił kolejny łyk.- W porządku.Jest tam taki facet, nazywa się McDeere, Mitchel McDeere.Pracuje dla firmy Bendiniego i podejrzewamy, że zadaje się z waszymi ludźmi.Wiesz, o co chodzi? Wydaje nam się, że przekazuje informacje tajniakom.Chcemy po prostu wiedzieć, czy to prawda.To wszystko.Alfred słuchał z kamienną twarzą, chociaż nie było to łatwe.Znał grupę krwi McDeere’a i jego ulubioną restaurację w Memphis.Wiedział, że rozmawiał on z Tarrance’em kilka razy i że jutro, we wtorek, miał zostać milionerem.Drobiazg.- Zobaczę, co się da zrobić.Porozmawiajmy o pieniądzach.Vinnie zapalił salem lighta.- To poważna sprawa, Alfredzie, nie będę cię oszukiwał.Dwieście tysięcy w gotówce.Alfred odsunął filiżankę.Wyjął z kieszeni chusteczkę i zaczął nerwowo przecierać okulary.- Dwieście tysięcy? W gotówce?- Tak, jak powiedziałem.Ile zapłaciliśmy ci ostatnim razem?- Siedemdziesiąt pięć.- Teraz rozumiesz? To naprawdę cholernie poważna sprawa.Możesz to załatwić?- Tak.- Kiedy?- Daj mi dwa tygodnie.ROZDZIAŁ 29Na tydzień przed piętnastym kwietnia fanatycy pracy z firmy Bendini, Lambert i Locke osiągnęli stan najwyższego napięcia.Zwijali się jak szaleni napędzani wyłącznie adrenaliną.I strachem.Strachem przed tym, że nie uda się uzyskać ulgi podatkowej, przed gwałtowną dewaluacją, która mogłaby kosztować bogatego klienta dodatkowy milion dolarów.Przed tym, że a nuż trzeba będzie podnieść słuchawkę, wykręcić numer klienta i poinformować tegoż klienta, że sporządzono już bilans, i, choć przykro to mówić, należy zapłacić dodatkowe osiemset tysięcy.Przed tym, że nie skończą do piętnastego i będą musieli zapłacić karę za zwłokę i procent.Parking zapełniał się już o szóstej.Sekretarki pracowały po dwanaście godzin na dobę.Atmosfera stała się napięta.Rozmawiano ze sobą rzadko i pośpiesznie.Nie mając w domu żony, do której mógłby wracać, Mitch pracował teraz po dwadzieścia godzin na dobę.Sonny Capps wściekał się i przeklinał Avery’ego, uważał bowiem, że to z jego winy będzie musiał zapłacić czterysta pięćdziesiąt tysięcy dolarów podatku.Od zarobionych sześciu milionów.Avery przeklinał Mitcha i razem przekopywali się po raz nie wiadomo który przez akta Cappsa, szukając jakiegoś wyjścia i klnąc na czym świat stoi.Mitch przygotował dwa bardzo dyskusyjne dokumenty, pozwalające obniżyć tę sumę do trzystu dwudziestu tysięcy.Capps zagroził, że poszuka innej firmy prawniczej.W Waszyngtonie.Kiedy do piętnastego pozostało już tylko sześć dni, Capps zażądał spotkania z Averym w Houston.Lear był do dyspozycji i Avery odleciał o północy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •