[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Po co pani w ogóle jechała do tego Bostonu? Lepiej, żeby dała pani sobie spokój z wykładami i całą resztą, tu jest wystarczająco dużo roboty.Przyszły rzeczy piątego, czekam na profil i wskazówki, wkrótce będę musiał zacząć z nim negocjacje.I tak dobrze, że tymczasem dał sobie w żyłę i śpi.U-uu, ależ to wygląda.Paznokciami?- Yhmy.- Chyba bez operacji się nie obejdzie, to się tak samo z siebie bez blizn nie zagoi.Boli?- Teraz nie.- Słyszała pani o McFly`u?- Ten nawiedzony dom w Montanie? Co się stało?- Weszło w medium z kopytami.Masakra.Dwa trupy.Ale mamy zapis.No właśnie, niech pani powie: jakie to uczucie?Marina zapatrzyła się przez całościenne okno na budzące się do nocnego życia miasto.Jak zwykle, była całkowicie opanowana: ani jednego niekontrolowanego drgnięcia mięśni twarzy.Mogła tak trwać godzinami -a Hunt godzinami mógł na nią patrzyć.Szerokie szramy koloru skrzepłej krwi kreśliły jej policzki z góry na dół i w skos.- To wcale nie jest tak, jak sobie wyobrażaliśmy -rzekła wreszcie.- Wcale nie przymus; i nie przejęcie kontroli ciała; nawet nie podział osobowości.Już raczej szukałabym analogii z narkotykami.Otóż, rozumie pan, ja naprawdę nienawidziłam się za zabicie swoich dzieci.- Pani ma tylko jedno dziecko, syna Jasona.Wiem.Wiem! Ale ich wspomnienie było takie wyraźne, pamiętałam ich imiona, wygląd, pamiętałam, jak siadywałam w salonie przed inkubem i patrzyłam, jak rosną.wciąż pamiętam, jeszcze wyraźniej.Wnętrze jakiegoś domu, i tego mężczyznę, to był mój mąż.Takie rzeczy.zapach jego skóry, odblask słońca na meblach, Przez okna widać było ocean.wiem, że to ocean.Ja - to znaczy nie ja: ona, ta kobieta - ale ja to pamiętam, więc jakoś i ja.Były takie małe, dwa i trzy lata, on pojechał gdzieś za pracą, nie wracał, a one wrzeszczały i wrzeszczały, a ja byłam młoda, bardzo młoda.Rozumie pan, pamiętam nawet jej usprawiedliwienia.Ale przede wszystkim dzieci, mój Boże, te dzieci.Wyłączyła je, jak się wyłącza kompa.Przestała karmić, zakneblowała, zamknęła w łazience, poszła się zabawić.Spokój.Pamiętam, jak to robię.Rozumie pan? Ja to pamiętam.I żeby to jeszcze było całkowicie obce, przekopiowane z cudzego życia.to się miesza, miksuje, przeplata, adaptuje do mojej własnej pamięci! W jednym ze wspomnień kocham się z tym jej/moim mężem pod lustrem - i w odbiciu to jestem ja, ja! Monada odpadła, ale zostawiła kawałek siebie, żądło, jad, i to się teraz wżera we mnie, rozrasta, wpycha macki.Nowotwór fałszywej pamięci.A tam, w restauracji, spadła na mnie, jakby ktoś nagle uleczył mnie z wielkiej amnezji.Przypomniałam sobie - tak to wyglądało: przypomniałam sobie.Hunt taktownie odczekał chwilę w milczeniu, po czym spytał, starannie manifestując tonem głosu obojętność:- Więc czy to rzeczywiście może być konkurencja? Bo chyba pani nie wierzy w przypadek?Skrzywiła się.- Nie, przypadek to nie był.- A zatem? Kto? Francuzi? A może Kompania Hongkongijska? Trzeba coś z tym zrobić, wysmażyć jakiś uspokajający raport, bo jak się historia rozniesie w panicznej wersji.Zgroza.Tam każdy uważa się za potencjalny cel.Co, będą im robić codziennie na wejściu ciężką psychoanalizę dla stwierdzenia tożsamości umysłowej?Vassone uśmiechnęła się kątem ust.- A za tym domkiem - zanuciła - nad brzegiem oceanu, omal na plaży - tam znajdowała się stadnina, i to była moja stadnina, bardzo moja, moje konie, araby, każdy minimum mega.- Spojrzała na Hunta.- Logiki w tym za grosz, prawda?- Zaraz-zaraz.- No właśnie.- Nie miałem pojęcia, że z czwórki był taki mściwy drań.Kiedy on ją zdążył wytresować?- Wtedy, gdy niby bolała go głowa - parsknęła Marina.- Potem wypłaszczyło go i bestia urwała się ze smyczy, zresztą zniknęła przecież sama smycz.Pewnie nie tak to zaplanował.Może chciał nas szantażować.Dziwne, że w pana czegoś nie wycelował.Chyba nie starczyło mu już czasu.- Nie powinna się pani wdawać z nim wtedy w kłótnię.W ogóle.Dzień po dniu, długie rozmowy, pani twarz na ekranie.Miał wszystkie dane po temu, by zaprogramować na panią tę monadę, nawet z siebie samego.Z piątką będę już rozmawiał tylko ja.- Tym bardziej się pan podłoży.Skoro czwarty na to wpadł, piąty wpadnie prawie na pewno.Szkoda, że nie zdecydował się pan na zafałszowanie w przekazach wyglądu, to raczej uniemożliwiłoby mu wycelowanie.A tak? Nie zna pan dnia ani godziny.Przebywa w tym samym labie, psychomemy się kumulują, w końcu wpadnie na ten sam pomysł.Ktoś teraz powinien pana pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę.- Jak mi się niespodziewanie zachce wyskoczyć przez okno, to i tak nikt nie zdoła mnie powstrzymać.- Też prawda.Znowu siedzieli w milczeniu.Nad Nowym Jorkiem zachodziło słońce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]