[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mój ojciec wykopał dół, przewrócił kamień i pogrzebał go.Teraz stoimy na nim, stoimy na Donbaksho.Niebawem przyszli obaj pomocnicy kamieniarza, zaś pierwsi wojownicy zaczęli opuszczać swoje mieszkania i schodzić na dół.Zaroiło się jak w mrowisku.Yerni wymachiwali toporami i przygładzali wąsy, kobiety krążyły w pewnym oddaleniu ciekawe, jaki też może być powód takiego rozgardiaszu w środku dnia.Mykeńczyk obszedł wszystkich i łomocząc mieczem w drzwi wezwał na naradę, tak więc przybyli.Ci, którzy mieli własne kamienie, siedli w ich cieniu lub przytulili się do chłodnej powierzchni, bo dzień był upalny.Ason zjawił się na czele oddziału odzianych w brąz Mykeńczyków i jak zwykle przyciągnął wszystkie spojrzenia.Podprowadził wojowników do kamienia narad, za którym ich rozstawił, sam stając przed nim.Gdy uniósł miecz, gwar rozmów ucichł z miejsca.- Stoję przy kamieniu narad i chcę wam coś powiedzieć.Zobaczycie dziś coś, czego jeszcze nie widzieliście.Zobaczycie dziś cud, o którym będziecie opowiadać swoim dzieciom.One opowiedzą także swoim dzieciom i tak dalej bez końca.Zobaczycie, jak robi się coś, co nie jest do zrobienia.A gdy to już się stanie, to powiem wam coś, czego jeszcze nie słyszeliście.Tłum zaszemrał, zakołysał się.Nikt nie pojmował, o czym mowa, ale wszyscy bardzo chcieli ujrzeć to coś.Poznali już nieco Asona i jeśli on twierdził, że coś zrobi, należało mu wierzyć.Ponownie uciszył okrzykiem tłum.- Idźcie za mną - powiedział i skierował się do wyjścia z grodziska.Mykeńczycy pomaszerowali za nim, Yerni nie kazali na siebie czekać.Ruszyli hałaśliwą ciżbą, kobiety, dzieci i drwale pociągnęli w ogonie pochodu.Nawet druidzi nie wytrzymali i też poszli sprawdzić, co to za nowy pomysł.Ason zaprowadził całe towarzystwo na pole kamieni, wspiął się na ten jeden wybrany przez In-teba.Egipcjanin też wszedł na górę i poprosił Dursana, aby ten podał mu ciężki odłamek głazu.- A teraz słuchajcie Inteba, który zrobi to, co mi obiecał.Inteb przekulał nogą okrągły i zielonkawy kamień i wskazał nań palcem.Wszyscy wojownicy posłusznie wbili wzrok w otoczak.- To jest maul! - zawołał, a ludzie przepychali się i wyciągali szyje, jakby nikt tu w życiu nie widział kamienia.- To twardy kamień, twardszy niż inne.Wasi kamieniarze obrabiają za jego pomocą inne kamienie.Robią to tak.Schylił się, uniósł odłam, a ważył on jedną trzecią tego, co sam Egipcjanin, i puścił.Rozległ się znajomy huk.Inteb przetoczył ciężar na bok i zebrał na palec trochę białego pyłu.- Właśnie tak to się dzieje.Za każdym razem, gdy twardy kamień upadnie na biały kamień, ten drugi kruszy się trochę.Wieloma uderzeniami można go wygładzić, wyżłobić albo nawet wydrążyć.Zawsze trwa to wiele dni.Ale koniec z tym, od dzisiaj zaczniemy pracować po nowemu.Powoli przeszedł całą długość głazu w jedną stronę, potem z powrotem, następnie wskazał na wielki monolit.- Dzisiaj rozłupiemy go na pół.Ja i wojownicy.Gdy zaciągniemy go do grodziska, stanie się on kamieniem Asona.Obrobimy go i ustawimy.Żaden wojownik nie miał jeszcze równie wspaniałego kamienia.To będzie dopiero początek, ale teraz zajmiemy się tylko tym głazem.Ktoś się roześmiał.Ason skoczył do przodu i wyciągnął miecz ku gapiom, aż co bliżsi się cofnęli.- Inteb mówi w moim imieniu - zawołał gniewnie.- Jego słowa to moje słowa.Jeśli ktoś się z niego śmieje, ze mnie się śmieje.Zetnę głowę każdemu, kto będzie się ze mnie śmiał.Słyszycie?Usłyszeli i zrozumieli.Kobiety zakryły twarze, sporo dzieci uciekło.Mężczyźni zostali, byli przecież wojownikami, ale twarze mieli teraz, nomen omen, kamienne.- Będę potrzebował tylko najsilniejszych - powiedział Inteb z zapadłej ciszy.- Każdy wojownik weźmie zielony kamień.Im będzie silniejszy, tym większy kamień sobie wybierze i tym większego zaszczytu dostąpi.Kilka kamieni już tu jest, a Dursan szuka następnych.Skoro w grę zaczęły wchodzić siła i honor, wojownicy zatknęli topory za pasy i przystąpili do wyszukiwania jak największych “narzędzi".Większość otoczaków w pobliżu nie nadawała się do niczego i mężowie musieli je wyrzucać.Głośno przeklinali, ale w końcu wszyscy wrócili z zielonymi odłamkami.Gdy zebrała się już grupa ponad dwudziestu stosownie wyposażonych wojowników, Inteb kazał przerwać poszukiwania.- Więcej się nie zmieści.Nigdy jeszcze nie spotkało was większe wyróżnienie.Wspięli się za nim na górę, przechwalając się swą zręcznością i siłą.Przy pomocy Mykeńczyków Inteb ustawił Yernich w jednej linii wzdłuż krawędzi.Stali ramię przy ramieniu.Słuchali Egipcjanina i ze wszystkich sił próbowali pojąć jego słowa.Zadanie było proste, ale Yerni nigdy jeszcze nie pracowali w zespole, nie wiedzieli, że można zjednoczyć wysiłki grupy.Na górę podano małe kamienie, każdy wielkości pięści, i za ich pomocą wojownicy ćwiczyli uderzenie tak długo, aż wykonywali je prawie jednocześnie.Inteb wyrysował węglem drzewnym dwie linie, obie biegły przez całą długość głazu, pierwsza odległa o krok od drugiej.Niektórzy zaczęli narzekać na zmuszanie mężów do tak głupich zajęć, ale nikt się nie śmiał.Inteb cierpliwie powtarzał instrukcje, chociaż z wolna zaczęła łapać go chrypka.- Właśnie, wszyscy stają stopami na tej linii.Nie przed czy za, ale dokładnie na linii.Dobrze.Unieście kamienie nad głowę.trzymać, aż powiem.potem, wszyscy w tej samej chwili.puścić!Kamyki zagrzechotały nierówno, nie wszystkie trafiły w linię, część stoczyła się aż na ziemię.Mykeńczycy odsunęli gapiów, ale paru chłopców pobiegło zebrać kamyki i podać je z powrotem na górę.Przynajmniej oni bawili się dobrze.- Nie, niech tam zostaną - powiedział Inteb.- I wyrzućcie pozostałe.Teraz weźmiemy zielone.Wojownicy ożywili się i sięgnęli po większe ciężary.Osobliwy to był widok, ponad dwudziestu spoconych mężów, każdy tulący spory kamień do piersi.Tłum ucichł.- Unieść! - zawołał Egipcjanin i szereg posłuchał.- Trzymać! - Niektórzy byli wolniejsi, a jeden nawet upuścił sobie kamień na stopę i zaklął.- Jeszcze wyżej! A teraz.puść!Zadudniło, wojownicy odskoczyli.Nic się nie stało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •