[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewiarygodny wzrost przemocy na ulicach miasta zmusił milicję do powrotu na ulice.Pary takie jak ta były teraz w Moskwie normalnym widokiem.Ale Czarna Koszula był po to, aby pilnować glinia­rza.On mógł działać bezkarnie, milicjant musiał się stosować do przepi­sów.- Co to jest? - zapytał Czarna Koszula.Piotr nie widział twarzy męż­czyzny, ale wyobrażał sobie szyderczy uśmieszek, który wyczuwał w tonie jego głosu.- Dywan - odpowiedział Piotr.- Gdzie z nim idziesz? - spytał milicjant.- Do domu towarowego wymienić na żywność.Anarchista parsknął z niesmakiem.- Rozwiń go - rozkazał.- Ubrudzi się na tym betonie- zaprotestował Piotr, a jego ręka coraz bardziej zbliżała się do ingrama.Zobaczył lufę pistoletu przed swoim prawym okiem i usłyszał szczęk odbezpieczanej broni.Zimny metal mocno naciskał na jego kość policzko­wą.Piotr ze stoickim spokojem starał się ograniczyć ruchy do niezbędnego minimum.- Nie będę dwa razy powtarzał - warknął anarchista.Milicjant zapalił swoją latarkę.- Osłaniaj mnie, jak będę go sprawdzał - powiedział.Czarna Koszula odsunął się do tyłu; trzymał w jednej ręce pistolet maszynowy i mierzył pro­sto w twarz Andrejewa.Puls Piotra gwałtownie przyspieszył.Cholera, nie mógł wpakować się w bardziej beznadziejną sytuację.Oficer podniósł latarkę i zajrzał do rulonu, ale cała uwaga Piotra skupiała się na anarchiście i jego pistolecie.Nie odważył się spojrzeć bezpośrednio na mężczyznę, ale zauważył, że jego pistolet ani drgnął.Czarna Koszula wydawał się trzeźwy.Stojąc trzy metry od niego raczej nie mógłby spudłować.Milicjant badał dokładnie rulon.Piotr myślał gorączkowo.Mógłby zła­pać milicjanta, użyć go jako tarczy i spróbować wyciągnąć ingrama.Ale anar­chiście z pewnością nie zależało na milicjancie bardziej niż na nim.Zastrze­liłby ich obu bez chwili wahania.Piotr nie miał nadziei na ucieczkę z tego ciemnego tunelu.W najlepszym wypadku jedyną korzyścią z jego śmierci będzie zabicie Czarnej Koszuli.To nie był wielki wyczyn, za który był gotów poświęcić wszystko, nawet nowe, wspaniałe życie z Olgą i dziewczynkami.Nigdy już nie czuć ich gładkich policzków ocierających się o poranny za­rost.Nie słyszeć okrzyków zachwytu nad najprostszymi rzeczami, jak świeżo spadły śnieg czy niespodziewane słodkie prezenty.- Odwróć go - rozkazał milicjant.To koniec, pomyślał Piotr.Walczył ze łzami napływającymi mu do oczu.Może gdyby chwycił pistolet milicjanta zamiast swojego.Powoli przekrę­cił rulon.Przy świetle latarki wszystko, co Andrejew mógł zobaczyć, to wierzch czapki milicjanta.Fragmenty chaotycznych planów latały mu po głowie.Co do jednego miał pewność: już nigdy nie zobaczy swojej rodziny.Milicjant znieruchomiał.Każdy zmysł Piotra był maksymalnie wyostrzony.Patrząc, jak głęboko tamten sięgnął ręką do środka, Piotr wiedział, że w świetle swojej latarki wpatruje się w czarną lufę snajperskiego karabinka.- Widzisz coś? - spytał Czarna Koszula.Daszek czapki milicjanta powoli unosił się do góry.Piotr wiedział, że musi działać teraz - teraz! Ale coś spowodowało, że się zawahał.Spod dasz­ka spojrzały na niego blisko siebie osadzone oczy.Były szare i bardzo rosyj­skie, i wpatrzone w Piotra z dziwnym wyrazem.- No i? - anarchista niecierpliwie domagał się odpowiedzi.Gliniarz wyłączył latarkę i przeszedł przez ciemny tunel.- Jest czysty - odpowiedział.Nie spuszczając oczu z Piotra, dodał: - Lepiej się pospiesz.Dzisiaj zamykamy dom towarowy wcześniej.Jutro wiel­ki pierwszomajowy wiec.Piotr przytaknął, zarzucił na ramię ciężki dywan i poszedł w kierunku bladego światła.WSCHODNIE SKRZYDŁO, BIAŁY DOM30 kwietnia, 13.00 GMT (08.00 czasu lokalnego)Elaine wzięła Gordona pod ramię.Już od czwartej rano była na nogach, kompletnie ubrana.Poprowadziła go do prywatnej jadalni i zamknęła drzwi.Nie było tu dymiących talerzy z jedzeniem ani żadnych ludzi.Gordon uśmiech­nął się, a Elaine odpowiedziała uśmiechem.Usiedli obok siebie, a nie na­przeciwko.Żona przytuliła się do niego; objęli się, pocałowali i roześmiali.Ich wspólnota i bliskość były pocieszeniem w tych ciężkich chwilach.Elaine wiedziała, że jej mąż jest chory ze zmartwienia.Nie podjęła jednak tematu, on to zrobił za nią.- Wiesz, Elaine.- powiedział.Tylko tyle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •