[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozdział 14Już to przerabialiśmy.- Pescoli oparła się na łokciu w wielkim łóżku Santany, wblasku kominka migoczącego za otwartymi drzwiami sypialni.Westchnęła,zmęczona targającymi nią sprzecznymi emocjami,i spojrzała na mężczyznę, którego kochała, do czego sama przed sobą nie chciałasię przyznać.Jezu, ależ z niej idiotka.Zwłaszcza jeśli chodzi o niego.W powietrzu zapach chili - z indykiem, co podkreślił z dumą - mieszał się zaromatem palonego drewna.Tegoroczna wieczerza z okazji Zwięta Dziękczynieniabyła co najmniej nietypowa - i bardzo go za to kochała.Większość czasu spędzilitutaj, w wielkim łóżku.Jego pies, potężny husky o imieniu Nikita, leżał na podłodzew nogach posłania.Na dworze miękko padał śnieg i przez kilka godzin wydawałosię, że są na świecie całkiem sami.Santana był nagi, podobnie jak ona.Jego śniada skóra kontrastowała z bieląpościeli, zmierzwione czarne włosy opadały na czoło, oczy pociemniały mu zpożądania.Był cholernie pociągający.Nadal.Po ponad roku razem.Drań miał czelność uśmiechnąć się leniwie.Błysnął zębami w ciemnym pokoju.- I mam przeczucie, że jeszcze nieraz do tego wrócimy, zanim sama przed sobąprzyznasz się wreszcie, że mnie potrzebujesz.- Potrzebuję? Ciebie?- Owszem.Tak właśnie jest.Pogódz się z tym.- Ja nikogo.- Nie potrzebuję - dokończył za nią.- Tak, wiem, już nieraz to słyszałem.- Więc czemu naciskasz? - Znowu namawiał, żeby zamieszkali razem.Znowu.Rok temu, gdy dochodziła do siebie fizycznie i psychicznie po starciu z psychopatąprzyznała, że to rzeczywiście dobry pomysł.Sądziła, że to bezpieczne.Rozsądne.Kuszące.Ale teraz.- Proszę cię, Regan, co w tym złego? - Poczuła na żebrach jego ciepłe, twarde ododcisków dłonie.Zadrżała, gdy jej dotknął, krew żywiej krążyła jej w żyłach.-Byłoby cudownie.- Podciągnął się wyżej i dotknął jej sutka językiem.Czuła nawilgotnej skórze jego ciepły oddech.- Pomyśl tylko, kochalibyśmy się codziennie,pózno w nocy i rano.Poczuła w sercu znajomą tęsknotę.Jakby w odpowiedzi pochylił się, wsunąłdłoń między jej nogi, opuszkami palców muskał najbardziej wrażliwe miejsca.- Pomyśl tylko - szepnął z ustami na jej piersi.- Wiesz, kowboju, czasami naprawdę straszny z ciebie dupek.- Lata praktyki.- Iznowu ten język, Szybki ruch, który sprawiał, że cała sięrozpływała.Jęknęła, czując, jak nabrzmiewają jej cholerne sutki.Santana zdawał się czytaćw jej myślach.Zachichotał, błysnął zębami w ciemności.- Mówię poważnie.- Ja też.- Szybki i zwinny jak kot, nakrył ją sobą, przygwozdził do materaca.Wjego oczach płonął ciemny ogień.- Już od dawna rozmawiamy o tym, żeby razemzamieszkać.- Wiem o tym, ale mam dzieci w domu.- Którym przydałby się mocny męski wzorzec.- Och.- westchnęła, ale wystarczył jego ciężar, ucisk jego ciała dokładnie wtych miejscach, co trzeba, by miała kłopoty z koncentracją.Co się z nią dzieje, docholery? Nagle, w okolicach czterdziestki, jest napalona jak nastolatka.W każdymrazie z pieprzonym Santaną a najgorsze, że drań o tym wiedział!- Dobrze jest, jak jest - mruknęła.- Ale mogłoby być lepiej.- Albo gorzej.- Nie dawała za wygraną.- Proszę cię, Regan, zaryzykuj.- Jego oczy pociemniały w nocy.Nakrył jej ustaswoimi, pocałował mocno, ugryzł w dolną wargę.- Jeśli myślisz, że tym sposobem nakłonisz mnie do zmiany zdania, to.och.-Jego dłoń znowu zawędrowała między jej uda.Instynktownie naparła na nią czując,jak krew szybciej krąży jej w żyłach, a serce przyspiesza.Zacisnęła palce naprześcieradle i odpłynęła, zamknęła oczy i z jękiem poczuła, jak w nią wchodzi,poczuła znajomy, a jednak ekscytujący dreszcz, który rodził się u nasady pleców iwędrował coraz wyżej.Santana oddychał szybko, nerwowo, na jego skórze lśnił pot.Czy to coś złego, że myśli o przyszłości? O reszcie życia z nim?W tej chwili nie mogła o tym myśleć, nie chciała nawet próbować.W tej chwilipo prostu rozkoszowała się tym, co niosła noc.Kacey spojrzała w wysokie okna Rolling Hill i uznała, że już najwyższy czaszakończyć świąteczny posiłek w towarzystwie matki.Cały czas padał śnieg, lekkiepłatki tańczyły w świetle latami rozmieszczonych na całym terenie.Nieco dalejwzrok kusiła altanka, opleciona białymi lampkami, oraz świerk ze świątecznymidekoracjami.Inni rezydenci też już wstawali od stołów.Zanim wyszli, machali do Maribelle,podchodzili do ich stolika, życzyli jej wszystkiego najlepszego z okazji ZwiętaDziękczynienia.Maribelle przedstawiała wszystkim córkę i życzyła pięknych świąt,tych i nadchodzących.Kacey już miała wstać, gdy przy ich stoliku zjawił się nagle wysoki, potężnymężczyzna ogolony na łyso, z wojskową posturą i swobodnym uśmiechem.- To twoja córka? - zapytał i Maribelle szybko przedstawiła ją DawidowiSpencerowi, który orzekł, że jest nią oczarowany.Jakby byli na planie filmu z latpięćdziesiątych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]