[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Jestem taka nieszczęśliiiiiwa!- Ale dlaczego? Ukradli cioci samochód?- Z-z-z-gubilam.- Co ciocia zgubiła? Dokumenty? Pieniądze?- W du-du-du-pie mam pieniąąąądze.!Informacja była wstrząsająca.Nie wdając się chwilowo w nagłą zmianę osobowości ciotki, Justynka rzuciła się do kuchni.Coś jej należało natychmiast dać, wody może, herbaty, kropli walerianowych.Zrzuciwszy szklankę z kuchennego blatu, potknąwszy się o kota i upuściwszy do zlewozmywaka elektryczny czajnik, Justynka zmieniła zdanie i popędziła do barku.Koniaku! Bez względu na stan upojenia ciotki, koniak powinien jej pomóc, podobno pomaga zawsze na wszystko.Wyszarpnęła butelkę, chwyciła kieliszek, ominęła jakoś Pufcię, wściekle w tej chwili towarzyską, i ponownie dopadła Malwiny.Malwina wciąż szlochała rozdzierająco, ale wyglądało to już na ostatnie podrygi.Bez najmniejszego protestu rąbnęła sobie koniaczek, jeden, a potem drugi, po czym łkania zaczęły przycichać.W progu salonu pojawiła się zaskoczona Helenka, która rumory w kuchni zdołała usłyszeć i bez żalu porzuciła ekran, właśnie prezentujący reklamy.Też ją przestraszył stan Malwiny, ale znacznie mniej niż Justynka.- Pani, słyszę, że coś zgubiła, to już niech pani powie co - zażądała zarazem współczująco i z naciskiem.- Może się to gdzie znajdzie.Te proste słowa otrzeźwiły Malwinę lepiej niż koniak.Za nic w świecie przecież nie mogła wyznać, co jej zginęło, w razie przypadkowego znalezienia zaginionych kawałków papieru powinna się ich w ogóle wyprzeć.Nawet gdyby Karol je znalazł.Nagle zaczęła myśleć rozsądnie.Nie, Karol nie, dzwoniła wszak z gabinetu już po jego wyjściu, nie wrócił chyba podstępnie w celu zagarnięcia jej tajemnic.Coś się stało z tymi zapiskami w czasie jego nieobecności, Justynka może znalazła.?Podejrzliwym okiem łypnęła na siostrzenicę.- Nie sprzątałaś.?- Czego nie sprzątałam? - zaniepokoiła się Justynka.- Śmieci.Tak ogólnie.Nie, nic, notatki takie miałam.- Nagle błysnęło jej światło w mroku.- Składniki.przepis.na maseczkę kosmetyczną.Takie nabazgrane.Chciałam się upiększyć w sekrecie przed wszystkimi i fiu, zginęło mi, zdenerwowałam się okropnie.Myślałam, że wszyscy będą się ze mnie śmiać, że się wygłupiam, więc wcale bym się nie przyznała, a teraz już przepadło.I Helenka, i Justynka doznały wielkiej ulgi, omal przy tym nie potwierdzając obaw Malwiny.Śmieć stłumiły z dużym trudem,- Już ja się tam śmiała nie będę - oznajmiła stanowczo Helenka.- Jak co znajdę nabazgrane, to pani oddam i tyle.Pani przestanie płakać, a ja tam wodę wstawię.Na herbatę.- Nawet gdyby ciocia zrobiła sobie dwadzieścia maseczek, nie widzę w tym nic śmiesznego - zapewniła Justynka, myśląc zarazem, że znacznie bardziej i przydałoby się Malwinie zrzucenie tak przynajmniej piętnastu kilogramów.- Poza tym różnych przepisów jest zatrzęsienie, w każdym kolorowcu dla bab.- Ten był bardzo specjalny - chlipnęła Malwina i wylazła z fotela, zdecydowana martwić się bardziej kameralnie.Niepotrzebnie aż do tego stopnia straciła równowagę, ale w gruncie rzeczy te gorzkie szlochy nieco ją pocieszyły.Razem z Justynka usiadła przy stole, bo żaden stres nie potrafił odebrać jej apetytu.Przeciwnie, każdy dodawał.Znalazła temat, który mógł odwrócić uwagę od osobistych doznań i przeżyć.- Popatrz, mówiła mi dzisiaj Agata, że jej kuzyn płacił okup złodziejom i odzyskał samochód - rzekła jakby trochę zachęcająco.- Ale nie poznał ich osobiście.- Osobiście to ich wszyscy znają - odparła Justynka, od razu zainteresowana.- A jak to się odbyło? To płacenie okupu?Z wielkim ożywieniem Malwina przekazała siostrzenicy wieści od Agaty.Justynka słuchała chciwie i potwierdziła ostatni pogląd.- Drobne płotki.Zorganizowane mafie w takie detale się nie wdają.- Czekaj, zaraz - przerwała jej Malwina.- Co ty powiedziałaś, że ich wszyscy znają? Co to znaczy? Wszyscy to kto?- Kto chce, nie wspominając o policji.- Jak to, kto chce? To jak się ich poznaje?- Na giełdzie.Samochodowej.Jest taka wielka giełda, chyba w niedzielę się odbywa, gdzieś koło Grójca, w jakimś Sławkowie czy Sławczynie.Wszystko tam można dostać, a złodzieje podobno sami oferują swoje usługi.Wystarczy przyjechać czymś porządnym i rozejrzeć się dookoła baranim wzrokiem.I już są pod ręką.Tak słyszałam.Malwina poczuła w sobie wybuch gorąca.Do diabła z kartkami, tu oto uzyskuje od własnej siostrzenicy informację najcenniejszą, bardzo dobrze, że się rozpłakała przed kominkiem, proszę, jest korzyść!Myśl, że informację mogłaby uzyskać także i bez płaczu, jakoś jej nie zaświtała.Nie przywykła jeszcze do tego, że mała Justynka dorasta, kształci się w wysoce interesującym zawodzie i zdobywa wiedzę o życiu większą niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.Ugryzła się w język, żeby nie pytać zbyt dużo, Justynka mogłaby się czegoś domyślić.Do tego jakiegoś Sławkowa chyba sama trafi.?Co do zagubionych numerów telefonicznych, znalazła wyjście.Pójdzie tam po prostu jeszcze raz i dostanie wszystko co trzeba.A na razie, skoro Justynka i Helenka zwróciły na nią baczną uwagę, o co się sama głupio postarała, da sobie spokój z dewastacją bramy i załatwi to jutro.A może nawet pojutrze, bo przedtem warto znaleźć złodziei.* * *Wbrew obawom, do celu Malwina trafiła z łatwością.Błonie potwornych rozmiarów, całe zapchane samochodami, rozciągało się wzdłuż szosy i trudno je było przeoczyć.Jeszcze trudniej wjechać na nie.Skręciła, znalazła się na drodze dojazdowej do wielkiej bramy i na tym był koniec.Dalej zrobiło się za ciasno, przynajmniej dla niej.Zatrzymała się beznadziejnie i tkwiła w miejscu, nie gasząc silnika i nie mając pojęcia, jak w tym całym galimatiasie rozpoznawać złodziei.Pójść piechotą, podglądać, podsłuchiwać.? Ale nie zostawi przecież samochodu na samym przejeździe, a o zaparkowaniu w ogóle mowy nie ma!Nie musiała wcale udawać zbaranienia, przyszło jej to samo.Z otępiałym wyrazem twarzy stała tak długo, aż podszedł do niej jakiś facet i pochylił się ku okienku, pukając w szybę.Malwina ją opuściła.Facet wyglądał sympatycznie, młody był, koło trzydziestki, ubrany wręcz elegancko.- Szanowna pani ma jakieś kłopoty? - spytał grzecznie.- Chciałam tam wjechać - odparła Malwina bezradnie.- O tej porze? Co też pani.? Tu od piątej rano ludzie się ustawiają.Chce pani kupić czy sprzedać?Z całej siły Malwina starała się oprzytomnieć.Nie powie mu przecież, że chce znaleźć złodziei samochodowych i nawiązać z nimi dyplomatyczne kontakty!- Ja.Chciałam zobaczyć, co tu jest.- Tu jest wszystko.Pani coś do wozu potrzebne? Czy może z innych rzeczy?- Tak w ogóle.Mnie jaguary interesują.Podszedł jakiś drugi, nieco starszy, trzeci popukał w szybę z prawej strony.Malwina opuściła ją również.- Pani musi stąd odjechać, bo tarasuje pani drogę.- Zaraz - rzekł pierwszy i wyprostował się.Pani ma kłopoty.- Było wcześniej przyjechać!- Moment
[ Pobierz całość w formacie PDF ]