[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.668  Dugur  rzekł demon głębokim, warkotliwym głosem, który zdawał się wydo-bywać nie z gardła, lecz gdzieś z głębi trzewi. Wielki Galla z klanu Harah, roduSagma, z ojca Szagara. Powiedz mi, Dugur, czemu mi służysz?Coś jakby cień gorzkiego uśmiechu pojawiło się na twarzy demona. Gdyż okazałeś się większym okrutnikiem, bardziej bezwzględnym i pozbawio-nym skrupułów ode mnie.Odwieczne prawo nakazuje więc pochylić przed tobą głowęi wylać krew na ofiarne kamienie.Kto wzbudzi grozę w sercach Galla, zostaje ich pa-nem.Nienawidzę cię, lecz zdechnę za ciebie lub na twój rozkaz, bowiem jestem taki,jakim mnie stworzono. Mogłeś go tego nauczyć jak papugę  burknął Asmodeusz. Mogłeś nauczyćkażdego. Dugur, wiesz z kim teraz rozmawiam? Galla skinął głową. To pan Asmodeusz  rzekł beznamiętnie. Właściciel największej sieci kasyni burdeli w Limbo i Otchłani, zwany Zgniłym Chłopcem, bo w wódce, cynizmie i luk-669 susie próbuje utopić samotność i brak sensu życia.Za to gardzimy tobą, lecz pochylamygłowy przed twoją odwagą, brutalnością i pogardą śmierci, Asmodeuszu. Mam nadzieję, że tego go nie nauczyłeś, Azazelu  sarknął z przekąsem Asmo-deusz.Szef wywiadu Głębi klepnął go w plecy. Chodz, napijemy się wina, żeby utopić samotność i brak sensu życia.* * *Faleg, Pan Wojny, siedział w swoim namiocie pogrążony w zadumie.Głęboka bruz-da przecinała czoło, tworząc równoległą linię do krótko przystrzyżonych stalowosza-rych włosów.Dowódca piechoty Królestwa nie czuł euforii wojennej.Niegdyś, kiedybył młody, tak.W sercu miał wówczas dumę, siłę i żądzę walki, na ustach wzniosłe,twarde słowa, w głowie pełno marzeń o sławie, triumfach i szlachetnych zmaganiach.Z biegiem lat władza stała się brzemieniem trudnym do zniesienia.Z żądzy walki pozo-stała powinność obrony Królestwa, ze sławy  odpowiedzialność za idących do bojużołnierzy, z wzniosłych myśli próba ocalenia honoru i godności.W snach Faleg, Pan670 Wojny, widział teraz nie triumfalne powroty w chwale zwycięzcy, lecz trupy i krew.O wiele za dużo trupów i krwi.Na zewnątrz trzy świeżo przybyłe legie oczekiwały, że do nich przemówi.A Fa-leg, zamiast o zaszczycie uczestniczenia w bitwie, o której szeptano z podnieceniem,że będzie tą zapowiadaną, ostateczną, Armagedonem, myślał o setkach, tysiącach i set-kach tysięcy młodych skrzydlatych leżących w błocie, twarzami ku ziemi, z wyprutymiwnęrznościami, wypalonymi oczami i potrzaskanymi kośćmi.Ale tak trzeba, jeśli to będzie cena za uratowanie Królestwa.Za uratowanie wszyst-kiego, w co Faleg wierzył i czemu poświęcił życie.Dowódca piechoty z westchnieniempodniósł się z zydla.Ledwie wyszedł przed namiot, powitał go chóralny ryk radości.Faleg uciszył żołnierzy gestem ręki. Skrzydlaci!  zawołał gromko. Czy jesteście gotowi umrzeć za Królestwo?!Kolejny, jeszcze głośniejszy wybuch entuzjazmu.Wszyscy byli gotowi umierać zaKrólestwo.671 * * *Jednooki Kruk, Baal Chanan, dowódca Harab Serapel, przejeżdżał tam i z powro-tem przed frontem swoich oddziałów.Czarny bojowy smok, którego dosiadał, charczał,pluł ogniem i wywracał ślepiami, próbując wyrwać się spod kontroli, lecz żelazna rękajezdzca twardo dzierżyła wodze.Lewe, sparaliżowane ramię przytrzymywał temblakz płótna.Nad prawym barkiem, niczym osobliwy sztandar, górowało jedyne skórzasteskrzydło, zakończone ostrymi hakami.Błysk w ocalałej zrenicy, która lustrowała rzędyodzianych na czarno żołnierzy, był zimny i pozbawiony uczucia, niczym tafla lustra.Kruki dosiadali smoków, a uzbrojenie mieli tradycyjne, gdyż nowoczesna broń pal-na słabo sprawdzała się w dużej, otwartej bitwie, ponieważ w konfrontacji z mocamii umiejętnościami bojowymi większości skrzydlatych okazywała się nieskuteczna.Ha-rab Serapel nosili więc miecze, zabójcze płomienne lance i długie sztylety.Stali milczą-cy, z nieruchomymi twarzami, niewzruszeni niczym skalna ściana. %7ływi i martwi.na pastwę Kruków!  wykrzyknął ochryple Baal.Na prastare, bojowe zawołanie odpowiedzieli jednym gardłem:672  Niech się nasycą! Krew i pożoga na chwałę Kruków! Niech się upoją! Popiół i śmierć! Popiół i śmierć!  ryknęli równo.Zimne ślepie Baal Chanana beznamiętnie prześlizgiwało się po twarzach żołnierzy.* * *Azariusz, dekurion w Legii Cierni, ćwiczył nowo zwerbowanych rekrutów, a obawao losy Królestwa żarła mu serce jak rdza zżera żelazo.Na Głębię, co za straszliwe nie-bezpieczeństwo musi wisieć nad państwem Siedmiu Nieb, skoro powołuje się pod brońpodobne mięso armatnie.Banda dzieciaków i trzęsących się ze strachu pisarczyków.Niektórzy z nich nie mają nawet tyle siły, żeby podnieść miecz, a co dopiero się nimzamachnąć.Podczas ćwiczeń kaleczą się nawzajem albo przewracają.Niech Jasnośćma w opiece taką armię.Chyba nie ma sensu dawać im broni do rąk.Pierwszy oddziałwroga po prostu ich rozdepcze.673 Przesunął ręką po twarzy. Stać! Dosyć!  wrzasnął. yle! Fatalnie, do cholery! Co to ma być?! W tensposób poucinacie sobie ręce albo skrzydła! Dobra, pokazuję jeszcze raz.Ale patrzeć,co robię, skrzydlaci! Nie gapić się po krzakach!Podszedł do chuderlawego blondynka, który trzymał miecz, jakby to była żmija,gotowa zaraz go ugryzć. Co ja mówiłem?  warknął srogo. Jak masz trzymać rękojeść, co?Błękitne, załzawione oczy popatrywały na niego z przerażeniem. Synu, to jest miecz ognisty.Podstawowa broń Zastępów.Chwyć go o tak, wi-dzisz? A teraz zrób proste cięcie.Miecz w sprawnych rękach dekuriona gwizdnął w powietrzu.Ostrze natychmiastzaczęło się żarzyć, a przy kolejnym cięciu zimne, niebieskie płomyki liznęły klingę.Azariusz opuścił broń. Miecz powinien zapłonąć najpózniej po drugim cięciu, rozumiecie? W boju niebędzie czasu na błędy.No, dalej, synu.Powtórz.674 Blondynek niezdarnie ujął rękojeść.Usta mu drżały, jakby zaraz miał się rozpłakać.Jasne loczki oklapły smętnie, a kilka pukli nosiło wyrazne ślady przypalenia.Azariusz zacisnął szczęki, bardziej z bezradności niż złości. Nie  powiedział, siląc się na spokój. yle.Popatrz.Przesunął kurczowo zaciśnięte dłonie rekruta, starając się ułożyć je w prawidłowychwyt.Blade, słabe palce z łatwością poddawały się woli twardych dłoni dekuriona.Wokół paznokci Azariusz zauważył głęboko wżarte, granatowe obwódki.Skórę zna-czyły sinawe plamy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •