[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To znaczy.sama nie wiem! Nie mogę cię przyjąć na kwaterze, bo tamobowiązuje zakaz wstępu dla męskich aniołów, ale możemy się przejść.Chyba żejesteś zmęczony? Jesteś? Hazar żyje  powiedział Drago, gdy wreszcie udało mu się przerwać potokwymowy Drop. Oberwał trochę, ale się wyliże.Mała, słuchaj, mam ci cośbardzo ważnego do powiedzenia.Patrzył tak poważnie, że zamknęła usta w pół słowa.Chciała się odsunąć, alenie wypuszczał jej z ramion. Drop, no.ja to zrobiłem. Głos mu się trochę łamał.Patrzyła w oczykomandosa, czujna i przestraszona.Widział, że nic nie rozumie. Gabriel po-zwolił mi wybierać, ale wtedy nie potrafiłem, nie umiałem powiedzieć  ciągnąłz trudem. Widzisz, ja.wiedziałem od początku, tylko nie umiałem się przeła-mać.Ale po bitwie, wtedy, kiedy tylu umierało.no, nieważne.W każdym raziewtedy zrozumiałem.Poprosiłem go, Drop.Zgodził się.Zrozumiał wszystko.Wiem,że zrozumiał.Widziałem po jego twarzy.To nie żadna dezercja, to nie może byćzłe.Ja.poprosiłem o dom.Mały domek w spokojnej dzielnicy Limbo, gdzie niktnie będzie nam przeszkadzał, nikt nas nie znajdzie.Gabriel obiecał.Drop? Drago?  wyszeptała  to znaczy, że.mamy dom?Szybko skinął głową. Jeśli zechcesz. Czy chcę?!  krzyknęła. Na litość Pańską, nawet nic śmiałam o tymmarzyć!Wysunęła się z objęć anioła, zrobiła dziwny, taneczny piruet, śmiała się, pła-kała, wycierała oczy. Dzięki Ci, Jasności! Dzięki! Mamy dom! Zostawią nas w spokoju! Drago!Twarz Gamerina promieniała radością. Zamieszkasz ze mną? Naprawdę? Och tak! Już zaraz! Na zawsze! Chcę go zobaczyć! Natychmiast!Drago objął Drop wpół, przycisnął mocno. Chodz  szepnął czule. Obejrzymy nasz dom.343 Odchodząc nie rzuciła nawet jednego spojrzenia na podwórze i bawiące siędzieci.* * *Zwiatło latarń, odbite w asfalcie, nadawało ulicy wygląd złotej, leniwie pły-nącej rzeki.Neony warczały na siebie agresywnymi barwami, manekiny z wynio-słymi minami prężyły plastikowe ciała pod kreacjami, na które mało kto mógłbysobie pozwolić.Po jezdni, jak barki flisaków, ciągnęły samochody.Mimo mżawkina chodnikach kłębił się tłum.Daimon podniósł kołnierz płaszcza, zapalił wyciągniętego z kieszeni papiero-sa.Patrzył.Ostatnio wiele spacerował po Ziemi.Nie szukał niczego konkretnego.Przyglądał się.Wszystko wydawało mu się dziwnie płaskie, jakby wycięte z pa-pieru.Gdyby wyciągnął palec i szturchnął fasadę dowolnego domu upadłaby jakkartonowa dekoracja.Ostry, zimny jak lód cierń w jego piersi poruszył się.Pięknyniby sztylet z obsydianu.Daimon zacisnął szczęki.Poczuł jak ogarnia go chłod-na, niemal bezduszna euforia.Poczucie mocy.Och, na Jasność, gdyby wyciągnąłchoć jeden palec! Wokół zostałyby tylko zgliszcza.Dym krążący nad gruzami jakstado kruków.Ogień i pustka.Daimon?  usłyszał za plecami znajomy głos  Co tu robisz?Frey odwrócił się i spojrzał w niebieskie, trochę zaniepokojone oczy Kamaela. Nic specjalnego  wzruszył ramionami  Obserwuję przejawy życia.Hrabia palatyn Głębi rozjaśnił się. No tak.Nie ma jak na Ziemi  powiedział, poprawiając daszek bejsbo-lówki. Spójrz tylko na te ulice.W porównaniu z Głębią istny raj!Daimon się uśmiechnął. Wciąż mieszkasz w apartamencie 13?  spytał, wydmuchując dym nosem. Jasne.Zmieniłem tylko hotel. Obsługa się popsuła?Kamael błysnął zębami. Coś w tym rodzaju.Goście twierdzili, że na piętrze dzieją się dziwne rze-czy, a wśród pracowników szerzyła się plotka, że hotel jest nawiedzony.Daimon wzruszył ramionami. Tutaj to nic dziwnego.Nabije im klientelę. Powinni mi dać rabat w knajpie  westchnął Kamael. Była lepsza niżta nowa.Anioł Zagłady spojrzał na przyjaciela z mieszaniną politowania i niedowie-rzania. Kam, na litość Pańską! Jadasz w hotelowych knajpach? To gorsze niż upa-dek.344 Kamael serdecznie klepnął go w plecy. Ech, Daimon.Dobrze cię widzieć wśród żywych!Frey uniósł palec w górę. Prawie żywych, Kam.Były Anioł Miecza machnął ręką. Nieważne.Co u Hiji?Daimon potrząsnął głową. Nic.Tkwi między światami.To raczej niełatwe.Kamael chrząknął, zmieszany. No tak  mruknął  Niedługo ją wyciągniecie.Razjel sobie poradzi,zobaczysz.Bezdenne, czarne jak Kosmos oczy Destruktora spoglądały jakoś tak dziwnie,że hrabia palatyn Głębi poczuł się nieswojo. Kam, to nie jest dobry temat.Naprawdę. Wybacz, nie będę do tego wracał.Czasem zachowuję się jak dureń.Naszczęście tylko czasem.Chodz, postawię ci piwo.Idziesz? Jasne  powiedział Daimon bez uśmiechu.* * *Gabriel stał na balkonie, wpatrzony w gwiazdy. Kiedyś  szepnął  Wszystko było takie proste.Razjel uśmiechnął się lekko. Ale już nie jest, co?Zielone oczy Gabriela zalśniły.Archanioł Objawień westchnął. Razjelu, nie wiem czy postępuję słusznie.Nie mam pojęcia, czy spełniamwolę Pana, czy może się jej przeciwstawiam.Staram się postępować w sposóbkorzystny dla dobra Królestwa, ale skąd mam wiedzieć, czy podejmuję właściwedecyzje? Tylu skrzydlatych posłałem na śmierć.A może życzeniem Pana rzeczy-wiście było zniszczenie świata? Może Sophia i Jaldabaot mieli rację?Razjel uniósł brwi. Gabrielu, naprawdę sądzisz, że potrafiłbyś powstrzymać koniec świata,gdyby Jasność rzeczywiście go zarządziła?Regent Królestwa zaśmiał się cicho. Celny strzał.Prosto w moją próżność.Razjel zacisnął palce na balustradzie balkonu. Rozważ to wszystko z innej strony.Może był w tym ukryty cel.Możewyszliśmy zwycięsko z wielkiej próby.Nie załamaliśmy się, walczyliśmy, jakza dawnych lat stanęliśmy ramię w ramię z Głębianami, wszyscy zjednoczeniprzeciw prawdziwemu złu.345 Gabriel uważnie spojrzał w twarz przyjaciela. Ty wcale nie kpisz  powiedział zdziwiony.Razjel rozłożył ręce. Nie, Gabrysiu.Myślę, że Pan w ten sposób zaznaczył, że wcale nie od-trącił Głębian.Jedynym, którego naprawdę odrzucił, jest Antykreator.Wszyscynależymy do dzieci Jasności.Ziemianie, Głębianie, skrzydlaci.Pomyśl, jakie tobudujące. Ale Pan odszedł od nas.Porzucił Królestwo.To trochę mniej napawa opty-mizmem, prawda?Książę Magów milczał przez chwilę. Zastanawiałeś się kiedyś, Gabrielu, dlaczego tak postąpił?Archanioł Objawień wzruszył ramionami. Setki razy. I do jakich wniosków doszedłeś?  zapytał Razjel.Twarz miał bardzopoważną. Zawiedliśmy Go  powiedział Gabriel ze smutkiem  Oddaliliśmy się odNiego.Zajęliśmy się własnymi sprawami.Może nie kochaliśmy Go wystarczają-co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •