[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ściągnął z rożna drugiego kurczaka, bez namysłu udarł udko i zaczął ogryzać, demonstracyjnie trzymając oburącz.- Skąd wiedziałaś? - spytał.- W jaki sposób udało ci się przyjść mi w porę z odsieczą?- Byłam pod Bleobherisem w czasie twojego występu.- Nie widziałem cię.- Nie chciałam być widziana.Później pojechałam za tobą do miasteczka.Czekałam tu, w oberży, nie wypadało mi przecież iść tam, dokąd ty się udałeś, do owego przybytku wątpliwej rozkoszy, a niewątpliwej rzeżączki.Wreszcie jednak zniecierpliwiłam się.Krążyłam po podwórku, gdy wydało mi się, że słyszę głosy dobiegające z chlewika.Wyczuliłam słuch, a wówczas okazało się, że to wcale nie jakiś sodomita, jak początkowo sądziłam, lecz ty.Hola, gospodarzu! Jeszcze wina, jeśli łaska!- Służę, wielmożna pani! Już lecę!- Tego samego, co poprzednio, bardzo proszę, ale tym razem bez wody.Wodę toleruję tylko w łaźni, w winie jest mi wstrętna.- Służę, służę!Yennefer odsunęła talerz.Na kurczaku, jak zauważył Jaskier, zostało jeszcze dość mięsa na śniadanie dla karczmarza i jego rodziny.Nóż i widelec byty bez wątpienia eleganckie i wytworne, ale mało wydajne.- Dziękuję ci - powtórzył - za ocalenie, Ten przeklętnik Rience nie zostawiłby mnie przy życiu.Wydusiłby ze mnie wszystko i zarżnął jak barana.- Też tak sądzę - nalała wina sobie i jemu, uniosła kubek.- Wypijmy tedy za twoje ocalone zdrowie, Jaskier.- Za twoje, Yennefer - odsalutował.- Za zdrowie, o które będę się od dzisiaj modlił, ilekroć trafi się okazja.Jestem twoim dłużnikiem, piękna pani, spłacę ten dług w moich pieśniach.Obalę w nich mit, jakoby czarodzieje nieczuli byli na cudzą krzywdę, jakoby nie kwapili się nieść pomoc postronnym, biednym, nieszczęśliwym śmiertelnikom.- Cóż - uśmiechnęła się, mrużąc lekko piękne fiołkowe oczy.- Mit ma swe uzasadnienie, nie powstał bez przyczyny.Ale ty nie jesteś postronny, Jaskier.Znam cię przecież i lubię.- Doprawdy? - poeta również się uśmiechnął.- Jak do tej pory zręcznie to ukrywałaś.Spotkałem się nawet z opinią, że nie cierpisz mnie, cytuję, niczym morowej zarazy.- Kiedyś tak było - czarodziejką spoważniała nagle.- Potem zmieniłam poglądy.Potem byłam ci wdzięczna.- Za co, jeśli wolno spytać?- Mniejsza z tym - powiedziała, bawiąc się pustym kubkiem.- Wróćmy do poważniejszych pytań.Do tych, które zadawano ci w chlewie, wyłamując przy tym ręce ze stawów.Jak to było naprawdę, Jaskier? Rzeczywiście nie widziałeś Geralta od czasu waszej ucieczki znad Jarugi? Naprawdę nie wiedziałeś o tym, że po zakończeniu wojny wrócił na Południe? Że był ciężko ranny, tak ciężko, że rozeszły się nawet pogłoski o jego śmierci? O niczym nie wiedziałeś?- Nie.Nie wiedziałem.Przez długi czas bawiłem w Pont Vanis, na dworze Esterada Thyssena.A potem u Niedamira w Hengfors.- Nie wiedziałeś - czarodziejka pokiwała głową, rozpięła kaftanik.Na jej szyi, na czarnej aksamitce, zalśniła wysadzana brylantami gwiazda z obsydianu.- Nie wiedziałeś o tym, że po wykurowaniu się z ran Geralt pojechał na Zarzecze? Nie domyślasz się, kogo tam szukał?- Tego się domyślam.Ale czy znalazł, nie wiem.- Nie wiesz - powtórzyła.- Ty, który zwykle wiesz o wszystkim i o wszystkim śpiewasz.Nawet o sprawach tak intymnych, jak czyjeś uczucia.Pod Bleobherisem posłuchałam twoich ballad, Jaskier.Ładnych kilka zwrotek poświęciłeś mojej osobie.- Poezja - burknął, patrząc na kurczaka - ma swoje prawa.Nikt nie powinien czuć się urażony.- „Włosy jak skrzydło kruka, niby nocna burza.- zacytowała Yennefer z przesadną emfazą -.a w oczach fioletowe drzemią błyskawice.” Czy tak to szło?- Taką cię zapamiętałem - uśmiechnął się lekko poeta.- Ktokolwiek chciałby twierdzić, że to skłamany opis, niechaj pierwszy rzuci we mnie kamieniem.- Nie wiem tylko - czarodziejka zacisnęła usta - kto upoważnił cię do opisywania moich organów wewnętrznych.Jak to było? „Serce jej niczym klejnot, co szyję jej zdobi, twarde jest niby diament, jak diament nieczułe, bardziej niźli obsydian ostre, kaleczące.” Sam to wymyśliłeś? A może.Jej wargi drgnęły, skrzywiły się.-.a może nasłuchałeś się czyichś zwierzeń i żalów?- Hmm.- Jaskier chrząknął, odbiegł od niebezpiecznego tematu.- Powiedz mi, Yennefer, kiedy ty ostatni raz widziałaś Geralta?- Dawno.- Po wojnie?- Po wojnie.- głos Yennefer zmienił się nieznacznie.- Nie, po wojnie go nie widziałam.Przez dłuższy czas.nie widziałam nikogo.No, ale do rzeczy, poeto.Jestem lekko zdziwiona faktem, że o niczym nie wiesz i o niczym nie słyszałeś, a pomimo to ktoś właśnie ciebie wyciąga na belce, chcąc zdobyć informacje.Nie jesteś tym zaniepokojony?- Jestem.- Posłuchaj mnie - powiedziała ostro, stuknąwszy kubkiem o stół.- Posłuchaj uważnie.Wykreśl tę balladę z twego repertuaru.Nie śpiewaj jej.- Mówisz o.- Wiesz doskonale, o czym mówię.Śpiewaj o wojnie z Nilfgaardem.Śpiewaj o Geralcie i o mnie, ani nam tym zaszkodzisz, ani pomożesz, ani niczego nie poprawisz, ani nie pogorszysz.Ale o Lwiątku z Cintry nie śpiewaj.Rozejrzała się, sprawdzając, czy któryś z nielicznych o tej porze gości zajazdu nie przysłuchuje się, odczekała, aż sprzątająca dziewka odejdzie do kuchni.- Staraj się też unikać spotkań sam na sam z ludźmi, których nie znasz - powiedziała cicho.- Z takimi, którzy zapominają na wstępie pozdrowić cię od wspólnych znajomych.Rozumiesz?Spojrzał na nią, zaskoczony.Yennefer uśmiechnęła się.- Pozdrowienia od Dijkstry, Jaskier [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •