[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak więc oddano jedynie hołd zmarłemu przy samotnej kolumnie z wyrytymi imionami wszystkich Heroldów, którzy poświęcili swe życie za Monarchę i Królestwo.Talii dopiero co pozwolono wstać z łóżka, lecz coś podszepnęło jej, by prosić Uzdrowiciela Devana o pozwolenie wzięcia udziału w pogrzebie.Ulegając jej usilnym prośbom, zaskoczony siłą uczuć, które nią powodowały, Devan udzielił zgody, zresztą wbrew własnemu zdrowemu rozsądkowi.Talia nikomu się jeszcze nie przyznała, jak mocno przeżywała żałobę.Miała nadzieję, że - tak jak powiedziała to Keren - jej wrażliwość z czasem ją opuści.Nieraz zarzucano jej nadpobudliwość i nadmierną wyobraźnię, nie była więc pewna, ile z tego wszystkiego było wytworem jej własnego umysłu.Ceremonia okazała się dla niej niezbyt zrozumiała; wszystko zdawało się tonąć w powodzi smutku spowodowanego stratą.Przez cały czas stała we mgle bólu, pewna tylko jednego: tym razem nie zadaje go sobie sama.Gdy zebrani zaczęli się rozchodzić, źródło śmiertelnego smutku stało się wyraźniejsze, określone.Była nim sama Królowa.Od owego pierwszego dnia w Kolegium Talia nie znajdowała się nigdy tak blisko Selenay.Nie śmiałaby jej niepokoić, gdyby nie to, że cierpienie Królowej przyciągało ją z siłą nie do odparcia.Zbliżyła się nieśmiało i tak cicho, jak tylko mogła.- Wasza Wysokość? - odezwała się z wahaniem.- To ja, Talia.- To ja posłałam go na śmierć - zaczęła Selenay, jakby w odpowiedzi na dręczące ją wątpliwości.- Wiedziałam, dokąd go wysyłam, ale posłałam go mimo wszystko.To ja go zabiłam, tak samo jakbym osobiście zepchnęła go w objęcia śmierci.Ból i poczucie winy przebijające w głosie Królowej spowodowały, że Talia bezwiednie powiedziała:- Dlaczego starasz się przekonać siebie, że Beltren nie znał grożącego mu niebezpieczeństwa? - Wiedziała, że te słowa to szczera prawda, ale nie miała pojęcia, skąd przychodzą one jej do głowy.- Zdawał sobie doskonale sprawę i pomimo tego wyruszył.Nie spodziewał się śmierci, ale liczył się z taką możliwością.Wasza Wysokość, my wszyscy wiemy, że to może nas spotkać, i to w każdej chwili, lecz i ty nie miałaś wyboru.Czyż nie było to bezwarunkowo konieczne?- Tak - Królowa przyznała niechętnie.- I czyż nie był on najlepszym, być może jedynym Heroldem, który mógł tego się podjąć?- Był jedynym, który mógł przekonać ludzi z tego okręgu, by wyjawili potrzebną mi informację.Pracował tam od trzech lat jako mój agent.Znali go i ufali mu.- I czyż nie przekazał ci tej wiadomości? Czy można ją było czymś zastąpić?- To, czego dowiedziałam się od niego, oszczędzi nam wojny - westchnęła Selenay.- Szantażem można czasami dokonać cudów, nawet pomiędzy władcami.Posłużę się nim z radością wobec Relnethara, jeśli to utrzyma go z dala od naszych granic.O Pani, wiesz, że użyłam wszelkich innych sposobów.- W takim razie nie miałaś wcale wyboru, działałaś dla dobra nas wszystkich i naszych ludzi.Jedynie ty masz prawo podejmować takie decyzje.Wasza Wysokość, na zajęciach z orientacji powiedziano nam bez ogródek, że Herolda może spotkać śmierć - niewykluczone, że straszna - zanim będzie miał czas pomyśleć, co robić na starość.Wszystkim to mówią, lecz nigdy nie powstrzymało to nikogo przed włożeniem Bieli Herolda.To jest coś, co musimy robić, tak jak ty musisz podejmować trudne decyzje.Wynika z tego, że, jak myślę, musimy robić to, o czym wiemy, iż jest słuszne - ty jako Królowa i my, twoi Heroldowie.Ja wiem, że Beltren, stanąwszy tutaj w tej chwili, powiedziałby, iż po prostu dokonałaś jedynego słusznego wyboru.Królowa wpatrywała się w Talię rozjaśnionymi od wezbranych łez oczami, lecz dziewczynka poczuła, że śmiertelny żal zaczął jej mniej doskwierać.- Dziecko - wolno powiedziała Królowa - sama niemal zginęłaś z powodu moich uczynków, albo też z powodu mojej bierności.Jak możesz stać tu przede mną i mówić, że chętnie poświęciłabyś życie?- Nie - powiedziała szczerze Talia.- Okropnie się bałam, nie chciałam umrzeć i dalej nie mam na to ochoty, ale jeśli tak się stanie, to trudno.Dokonałam wyboru: chcę być Heroldem i nawet wiedząc, że jutro spotka mnie śmierć i tak nie zmieniłabym zdania.- Och, Talio.dziecko.- Królowa usiadła nagle na brzegu pomnika.Talia nieśmiało dotknęła jej ramienia i usiadła obok.Powodowały nią dziwne uczucia.Miała wrażenie, że jest taka malutka i niezdarna, a jednak coś pchało ją, by tak właśnie postąpić - widocznie było to słuszne, bo rozluźniona Selenay uroniła kilka gorzkich tez, pozwoliwszy sobie na chwilowy luksus nie polegania wyłącznie na własnych siłach.- Skąd u ciebie taka mądrość w tak młodym wieku? - powiedziała w końcu Królowa, biorąc się w garść.- Nie upłynął nawet rok, od kiedy jesteś w Kolegium, a już prawdziwy z ciebie Osobisty Herold Królowej.Spotkałabyś się z pochwałą Talamira.tak myślę.- Wstała z gracją, ponownie jej twarz zamieniła się w nieskazitelną maskę.Talia wyczuła, że choć wciąż nosi w sobie żałobę, przestała się uginać pod brzemieniem winy.- Lecz wciąż jeszcze nie czujesz się najlepiej, malutka, i jak widzę twoi opiekunowie wszędzie cię szukają.Ja muszę stawić czoła ambasadorowi Karsu i tańczyć dookoła niego w dyplomatycznych pląsach, dopóki nie zrozumie, że mam dowody podwójnej gry prowadzonej przez jego władcę.Dzięki ci, Osobisty Królowej.Odwróciła się i szybkim krokiem wróciła do Pałacu, do Talii tymczasem podeszli bliźniacy, Keren i Teren.- Kiedy nie wróciłaś ze wszystkimi, zaczęliśmy się martwić - odezwał się na poły karcąco Teren.- Uzdrowiciel Deven chce cię widzieć z powrotem w łóżku.- Wyglądasz, jakby ktoś przewlókł cię przez ucho igielne - zauważyła Keren.- Co się stało?- Królowa była tak nieszczęśliwa, sumienie nie dawało jej spokoju, czułam to i musiałam coś na to zaradzić.- A więc podeszłaś do niej porozmawiać - Keren z zadowoleniem skinęła głową bratu.- I właściwe słowa zdawały się same wypływać z ciebie, zgadza się?- Jak udało ci się to zgadnąć?- Kochanieńka, to dlatego ty jesteś Osobistym Królowej, a reszta z nas zwykłymi Heroldami.Dziadek zwykł twierdzić, że nigdy nie wiedział z góry, co powie Królowi, a jednak zawsze okazywało się, że używał najwłaściwszych słów.Zaufaj temu instynktowi.- Dziadek? - zapytała Talia oszołomiona.- Talamir był naszym dziadkiem - wyjaśnił Teren.- Wydaje mi się, że miał cichą nadzieję, iż to jedno z nas będzie jego następcą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]