[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teague pochylił się przed siebie w nagłej zadumie.— To czasy szalone i bardzo skomplikowane.Mamy więcej pytań niż odpowiedzi.Ale jedna z tych odpowiedzi znajdowała się tuż przed naszymi oczami, tylko myśmy jej nie widzieli.Szkoliliśmy tych ludzi wcale nie do tego, do czego trzeba! To znaczy, nie bardzo wiedzieliśmy, do czego ich właściwie szkolimy; majaczyło nam mgliście nawiązywanie jakichś podziemnych kontaktów, rutynowe zbieranie informacji — wszystko bardzo ogólnie, bardzo mało konretnie.Wpadłem na lepszy pomysł, zupełnie genialny — choć może nieskromnie samemu to mówić.Cała strategia i koncepcja polega na wysłaniu ich z powrotem, żeby niszczyli rynki, wprowadzali chaos.Biurokratyczny chaos, bo do prowadzenia fizycznego sabotażu mamy dość innych.Niech działają tam gdzie dotąd.Komórki księgowości uparcie nie mogące niczego zbilansować, systematycznie źle wystawiane konosamenty, harmonogramy dostaw ni w pięć, ni w dziewięć, kompletny bałagan w fabrykach — przykładne antyzarządzanie za wszelką cenę!Teague był podekscytowany, a jego entuzjazm zaraźliwy.Vittorio z trudem zdołał skupić się ponownie na istocie swego pierwotnego pytania.— Ale dlaczego mam wyjechać już jutro rano?— Mówiąc prosto z mostu, zagroziłem, że w przypadku jakiejś dalszej zwłoki mogę cię stracić.— Dalszej? Jak to dalszej? Jestem tutaj niecałe.— W całej Anglii nie więcej niż pięć osób wie, po co naprawdę wydostaliśmy cię z Włoch.Twój kompletny brak jakichkolwiek informacji na temat przesyłki z Salonik był dla nich jak cios obuchem w głowę.Postawili na twoje kartę ogromną stawkę i przegrali.To, co mi powiedziałeś, nie prowadzi donikąd; nasi agenci w Zurychu, Bernie, Trieście, Monfalcone i gdzie tam jeszcze, nie trafili na żaden trop.Toteż wystąpiłem z nieco inną wersją przyczyn, dla których cię wydostaliśmy, i przy okazji uratowałem parę głów.Powiedziałem, że ta nowa operacja to właśnie twój pomysł.Żebyś wiedział, jak skwapliwie na to przystali! W końcu nazywasz się Fontini-Cristi.No więc jak, przyjmujesz?Vittorio uśmiechnął się.— “Antyzarządzanie za wszelką cen^.Jestem pewien, że to hasło bez precedensu.Owszem, widzę tu pewne możliwości.To, czy są one rzeczywiście tak ogromne, czy też tylko teoretyczne, jeszcze się okaże.Zgadzam się.Teague uśmiechnął się chytrze.— Pozostaje zatem tylko jeszcze jedna sprawa.Twojego nazwiska.Victor Fontine? — roześmiała się Jane.Siedziała obok niego na kanapie w swoim mieszkaniu w Kensington, w przyjemnym cieple bijącym od płonących na kominku kłód.— To się nazywa brytyjski tupet.Oni cię skolonizowali!— I przy okazji zrobili oficerem — zawtórował jej śmiechem kapitan Victor Fontine, wyciągając kopertę i rzucając ją na stół.— Teague był taki zabawny.Zabrał się do sprawy w sposób jak z jakiegoś filmu.“Musimy ci znaleźć nazwisko.Coś do rozpoznania natychmiast.Łatwe do szyfrowania".Byłem zaintrygowany.Nadawano mi kryptonim, wyobrażałem sobie, że musi to być coś dramatycznego.Może nazwa drogocennego kamienia, powiedzmy z cyferką.Albo jakiegoś zwierzęcia.A on po prostu przerobił na angielski moje własne nazwisko i skrócił je o połowę.— Victor roześmiał się.— Przyzwyczaję się.To nie na całe życie.— Ja nie wiem, czy mi się to uda, ale spróbuję.Prawdę mówiąc, czuję się zawiedziona.— Wszyscy jesteśmy skazani na wyrzeczenia.Czy nie mylę się sądząc, że capitano jest wyższy rangą od porucznika lotnictwa?— Porucznik lotnictwa nie ma najmniejszego zamiaru wydawać rozkazów.Nie wydaje mi się, żeby któreś z nas miało w sobie wiele z żołnierza.Tak jak Kensington nie ma w sobie nic z koszar.A co z tą Szkocją?Opowiedział jej pobieżnie, unikając precyzowania tych kilku szczegółów, które znał.W trakcie opowiadania widział i niemal czuł, jak tymi niespotykanie niebieskimi oczami sonduje go, zagląda poza te naprędce klecone zdania, domyślając się za nimi czegoś więcej.Była ubrana w wygodną podomkę w kolorze bladożółtym, co podkreślało ciemny brąz jej włosów i błękit oczu.Między szerokimi klapami podomki mógł dostrzec miękką biel nocnej koszuli, którą miała pod spodem, i wiedział, że właśnie o to jej chodziło — żeby widział tę biel i chciał jej dotknąć.“Ileż w tym wszystkim ciepłego spokoju" — pomyślał.Żadnego pośpiechu, żadnych gierek.W którymś momencie swego monologu dotknął jej ramienia; Jane powoli i delikatnie uniosła swą rękę, nakryła dłonią jego dłoń i przesunęła pieszczotliwie po jego palcach.Poprowadziła jego dłoń ku wycięciu szlafroka, a kiedy skończył, objęła ją obiema rękami.— Mamy więc “antyzarządzanie za wszelką cenę", wszędzie tam, gdzie tylko da się je wprowadzić.— Milczała przez chwilę, nadal sondując go spojrzeniem, a potem uśmiechnęła się.— To wspaniały pomysł.Teague ma rację.Otwiera ogromne możliwości.Jak długo będziesz w Szkocji? Nie mówił tego?— Nic konkretnego.Kilka tygodni.— Wysunął rękę z jej dłoni, niewymuszonym, naturalnym ruchem objął ją za ramiona i przyciągnął do siebie.Głowa Jane spoczęła mu na piersi; pocałował jej puszyste włosy.Odchyliła się do tyłu i zajrzała mu w oczy, wciąż równie badawczo jak przedtem.Rozchyliła usta, przysunęła się do niego i ująwszy jego dłoń, lekko, zupełnie naturalnie wsunęła ją pomiędzy klapy podomki i położyła sobie na piersiach.Kiedy ich usta się spotkały, Jane westchnęła i rozchyliła je szerzej, lgnąc do wilgoci jego warg [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •