[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od stu lat innej nie widziałem potrawy.O, rozpaczy! Śpimy na złotych łożach, na złotogłowiach, pod złotymi baldachimami.Myjemy się w złotych misach, potem zjadamy straszliwe złote rybki na złotych talerzach.Dostaję konwulsji, kiedy ujrzę ananasy, omdlewam na widok cytryny…— I żadnej nie ma na to rady?— Ach, żadnej… Kiedy owoc jest jeszcze zielony, wtedy malują go złotą farbą i wtedy jest jeszcze straszliwszy.Gdyby książę ujrzał potrawę, co nie jest złotego koloru, wpadłby w gniew i kazałby winnemu, co się ją spożyć ośmielił, nalać do gardła roztopionego złota.Tak raz uczynił z jednym hrabią, który rzucając na przynętę błyszczące perły, przywabił srokę i schwytawszy ją chciał zjeść.Książę ma przy sobie okropnych ludzi, którzy są silni i okrutni.— Skąd mają siły?— Nie wiem, ale myślę, że nocami, ukradkiem, gryzą ziemię, są to bowiem barbarzyńcy do najdziwniejszych pokarmów nawykli.Zbierają oni złoto, a kiedy my wreszcie pomrzemy, będą bogaci.— A czy wy pomrzecie?— Ach, któż to wie? Jeśli się Bóg nad nami nie zlituje i nie zdejmie z nas klątwy, będziemy znosić męczarnie bez końca.Pan nasz ma dopiero mózg ze złota.Może trzeba będzie czekać, aż się cały zamieni w złotego bałwana i w ten sposób swojego żywota dokończy.Oto wszystko… Ach, szczęśliwi wy jesteście, wy oberwańcy, którzyście widzieli zwyczajny chleb, pachnący pracą, słodki jak trud, mocny jak ogień, na którym go upieczono.Ach, chleba! chleba! chleba! Czekaj… jak to się modlą ludzie?Zapytany o to Jacek poczerwieniał, bo umiał tylko pierwszą połowę pacierza, Placek natomiast zakrzyknął z radością:— Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj!— Ach, tak, tak! — szepnął gorąco wielki pan i zapłakał złotymi łzami.— Zwyczajnego powszedniego chleba…Nastało smętne milczenie, bo złoty człowiek zamyślił się głęboko i zmarszczył czoło, jak gdyby chciał sobie na nim wyryć te proste i święte słowa o chlebie.Wreszcie Jacek odważył się szepnąć:— Panie, więc tu zostać nie można?— Jeśli chcecie oszaleć, to zostańcie!— A czy musimy postradać zmysły?— Musicie, nie ma ratunku dla człowieka, który widział złoto i który go dotknął.— Wielu jest przecie bogatych ludzi na ziemi, którzy je mają, a jednak jedzą chleb.— Ach, tak! Ale myślą nie tylko o złocie albo też podzielą się z kimś jego okruszyną i to ich ratuje; chociaż i tak wielu jest wśród nich nieszczęśliwych, bo wprawdzie jedzą chleb, za to jednak nie znają snu.— A wy czy śpicie?— Ach, nie! My nie śpimy, bo nasz książę straszne miewa czasem przywidzenia i wtedy krzyczy po całych nocach jak opętany albo każe bić w złote tam—tamy, aby odpędzić widma.Jemu się wtedy zdaje, że to po swoje skarby przychodzą wszyscy ograbieni.Podczas takiej nocy nikt oka nie zmruży… Ach, do stu milionów dukatów! Niewolnicy zmierzają do sadzawki po złote ryby i zaraz je tu przyniosą.— Przecież je muszą przedtem upiec!— O nie, bo straciłyby złotą barwę.My je jadamy na surowo.Po chłopcach przeszedł dreszcz.Z politowaniem patrzyli na złotego człowieka, który smutno jęczał, jakby oczekując tortury.— Ach! ach! — płakał żałośnie.— Przeklęte klejnoty, przeklęte złote ryby.Ach, przybądź, śmierci!— Panie — szepnął Jacek z nagłym postanowieniem — my tu nie zostaniemy.— Tym lepiej dla was — mówił złoty człowiek, złotymi łzami każde oblewając słowo.— Ale chcemy cię prosić, abyś stąd uciekł razem z nami…Złoty człowiek przestał nagle płakać i spojrzał na nich podejrzliwie.— Uciekaj z nami — namawiał zdyszanym głosem Placek — tam, gdzie jest chleb i gdzie są żywi ludzie.Tak, natychmiast!— I zostawić te skarby?— Przecie je przeklinasz!…Złoty człowiek pobladł i zaczął jęczeć:— Precz ode mnie! Do czego wy mnie namawiacie? Zostawić złoto i perły, i drogie kamienie? Nigdy! nigdy! Nie chcę! nie chcę! Och, ja nieszczęśliwy!… O moje złoto, o błyszczące perły, o lśniące diamenty! Za nic nie odejdę, za nic stąd nie odejdę!Zaczął płakać tak rzewnie, że chłopców ogarnęło zdumienie.Jacek pokazał niewidocznie palcem na czoło, co miało oznaczać, że złoty człowiek na myśl o utracie złota wpadł w obłęd i za cenę życia nie odszedłby od swoich skarbów.Przestali go więc namawiać do ucieczki, kiedy się zaś nieco uspokoił, Jacek rzekł cichutko:— Zostańcie, panie, ale my odejdziemy z tego strasznego miejsca.— Odejdźcie natychmiast!— Ale prosimy cię bardzo…— Ach, o co?— Jesteśmy biedni, nie wiemy, co z sobą począć i za co kupić chleba…— Chleba? Ach, wiec co?— Prosimy cię pokornie, daj nam jedną ze swoich pereł albo jedno ogniwo z twojego łańcucha…Jacek nie skończył jeszcze mówić, kiedy złoty człowiek zakrył rękami wiszący na piersi łańcuch, a nogi, które obute miał w ciżmy szyte perłami, zwinął nagłym ruchem pod siebie; na jego twarzy ukazały się z lęku złote krople potu, on zaś cały począł drżeć.— Daj nam okruszynę złota — prosił Jacek.Wtedy złoty człowiek uderzył w rozpaczliwy krzyk i głosem pełnym brzęku wołał przeraźliwie:— Ratunku! Złodzieje! Złoczyńcy! Moje złoto, moje złoto! Z przerażeniem spojrzeli chłopcy dookoła i ujrzeli, że senne mary, na głos o złocie obudziwszy się z odrętwienia, zaczynają się poruszać i sunąć ku nim leniwie, z błyszczącymi oczyma i z jadowitymi grymasami na twarzach.— W nogi! — krzyknął Jacek.— Ach, w nogi! — wrzasnął Placek.Skacząc przez złote krużganki ujrzeli tylko, jak na wysokości złotych schodów ukazało się straszliwe jakieś widmo, całe ze złota, kształtem przypominające człowieka; złoty upiór miał twarz potwornie wykrzywioną, a dojrzawszy ich zaśmiał się przeraźliwym śmiechem i wyciągnął w ich stronę ręce, opatrzone długimi szponami, barwionymi złociście.— Ach! ach! złodzieje! — jęczały złote widma dookoła.— Ach! śmierć! śmierć! — wołały brzękliwym głosem złote kukły.— Ach! nasze złoto! — rozległ się przeciągły jęk.— Ach! rybojady! — wrzasnął ludzkim głosem Jacek, podczas kiedy Placek jednym uderzeniem głowy w brzuch wywrócił sennego strażnika przy bramie.— Ach! łapać ich! — brzęczał sam książę ze szczytu złotych schodów.— Ach! całuj psa w nos! — zawołał Jacek i pognał za Plackiem, aż się złociście za nim zakurzyło.Rozdział dwunastyw którym Jacek i Placek odbywają podniebną podróżi wbrew chęci łowią rybyUciekając zauważyli, że z murów zamku rzucają za nimi czymś ciężkim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]