[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z drzwi jednego z domków wyszedł mężczyzna w mundurze.Był uzbrojony w pi-stolet, nie wyglądał jednak na zwykłego policjanta.To jakiś ochroniarz, pomyślał Pete.Mężczyzna otworzył bramę i wpuścił Kyota do środka, po czym z powrotem zamknąłwejście na klucz.Widząc, że z głównej drogi zjeżdża w kierunku parkingu jakaś odkryta półciężarów-ka, Pete wcisnął się głębiej w zarośla.Z tyłu, na skrzyni, siedziało dwóch Japończyków.Kiedy samochód zatrzymał się na parkingu, z kabiny wysiadło jeszcze dwóch.Wszyscymieli w rękach takie same turystyczne blaszane pudełka.Cała czwórka podeszła dobramy.Uzbrojony strażnik otworzył ją znowu i wpuścił ich do środka.Ciekawe, co tu się mieści, zaczął zastanawiać się Pete.Z wyjątkiem drewnianychdomków za płotem nie było widać nic godnego uwagi.Z tyłu, za domkami, rozpoście-rał się płaski teren, ciągnący się aż do plaży.Nie wydawało się, aby ktoś uprawiał na nimcokolwiek.Wpatrując się w pustą przestrzeń, Pete zorientował się nagle, że to, co wydawało mu62się płaskim kawałkiem ziemi, wcale nim nie jest.Miał przed sobą ogromne, sztuczne je-zioro, oddzielone od morskiego brzegu kamienną groblą.Cała jego powierzchnia po-kryta była szachownicą zbitych z desek drewnianych pomostów, wystających niecoponad powierzchnię wody.Zobaczył, że Japończycy rozchodzą się po owych pomostach na wszystkie strony,a potem schylają się i wyciągają z wody coś, co wyglądało na druciane klatki.Nie byłw stanie dostrzec, co w nich się znajduje, stwierdził tylko, że Japończycy pochylają sięnad nimi i wykonują takie ruchy, jakby uważnie sortowali ich zawartość.Z tej odległości Pete nie mógł stwierdzić, w którym miejscu był w tej chwili KyotoWidział jednak wyraznie pięć skulonych w kucki figurek, był więc pewien, że jednąz nich musi być jego Japończyk.Minęło następne pół godziny.Na obserwowanym przez Pete a terenie nic się nie wy-darzyło ani nie zmieniło.Od czasu do czasu wzdłuż ogrodzenia przechadzali się tylkostrażnicy.Pete stwierdził, że było ich co najmniej trzech.Skulone postacie nadal pochy-lały się cierpliwie nad drucianymi klatkami.Co jakiś czas jedna z nich wędrowała z po-wrotem do wody, a na jej miejsce pojawiała się następna.I tak w kółko.Nad sztucznym jeziorem unosiły się i szybowały stada mew i gołębi.Nie było w tymnic niezwykłego.Ptaki te można było spotkać wszędzie, wzdłuż całego wybrzeża.Czas na złożenie meldunku, pomyślał Pete.Jadąc tu, zauważył oddaloną o jakieś pół-tora kilometra stację benzynową.Wyciągnął z krzaków swój rower i na pełnym gaziepopędził w jej kierunku.Czekający w Kwaterze Głównej Jupe natychmiast podniósł słuchawkę telefonu.Petepoinformował go, że znajduje się mniej więcej półtora kilometra za strzeżoną plażąWillsa.Umówił się w końcu, że zaczeka tu, na stacji, na pozostałych detektywów.Wychodząc z budki telefonicznej pomyślał, że jego koledzy zjawią się tu nie wcze-śniej niż za jakąś godzinę.Kupił puszkę coli i słodki batonik, a potem zaczął rozglądaćsię za cienistym miejscem, gdzie można by usiąść. Piękny rower powiedział obsługujący stację młody człowiek, wpatrując sięz podziwem w angielską wyścigówkę.Zakłopotany trochę Pete odpowiedział jakimś niewyraznym bąknięciem.Niewieletylko starszy od niego pracownik stacji okazał się prawdziwym znawcą i amatoremtego rodzaju pojazdów.Natychmiast wdał się w wymianę uwag na temat różnych tech-nicznych nowinek, a zwłaszcza konstrukcji przerzutek.Dopiero po dłuższej chwili Peteuświadomił sobie, że jego młody rozmówca byłby może w stanie udzielić mu użytecz-nych informacji. Ten teren ogrodzony żelaznym parkanem, niedaleko stąd. powiedział wycią-gając rękę ku północy. Co tam się mieści? Z tego, co słyszałem odparł pracownik stacji znajduje się tam ferma zaj-63mująca się hodowlą ostryg.Kilka lat temu założył ją jakiś dziany Japoniec.Kazał zro-bić wykop i usunąć ziemię, a potem zalać wszystko wodą z oceanu.Ktoś mówił, że ho-dują tam ostrygi.Pete nie miał pewności, czy jego rozmówca wiedział coś więcej na ten temat.Na sta-cję zaczęły zajeżdżać jeden po drugim samochody i młody człowiek nie mógł odejść odpomp aż do przyjazdu Jupe a i Boba.Jupe był spocony i wykończony po długiej jezdzie,odmówił jednak wypicia coli czy innego napoju. One mają za dużo kalorii wyjaśnił krótko, a potem poszedł się odświeżyć podkranem ze zwykłą wodą.Dopiero po tych zabiegach Pete owi udało się odciągnąć kole-gów na bok i zdać im relację ze wszystkiego, czego był świadkiem i co zobaczył od wy-jazdu z domu tego ranka. Hodowla ostryg, hmmm powtórzył w zamyśleniu Jupe. Uzbrojeni ochro-niarze.Parker Frisbee.Duży, kanciasty pakunek, owinięty czymś szarawym.Dobra ro-bota, Pete. Dobra, dobra, ale powiedz mi, Jupe, co to wszystko oznacza? zapytał Pete.Pierwszy Detektyw nie odpowiedział. Spróbujmy znalezć tam na miejscu jakąś dobrą kryjówkę i zobaczymy, co się bę-dzie działo dalej zasugerował w zamian.Chłopcy wskoczyli na rowery i ruszyli jeden za drugim w kierunku sztucznego zale-wu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]