[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaparkował na nierówny m poboczu, otworzy ł drzwi Mordy, gotów na dłuższą rozmowę.Alenie wy siadł z auta.Zatrzy mał go pojedy nczy ry k jelenia.Sięgnął do kieszeni kurtki, zobaczy łikonkę informującą o nowej wiadomości, która okazała się ememesem od Mumii.Kliknął zdjęcie ładowało się powoli, jego komórka nie by ła demonem szy bkości.W końcu na ekraniewy świetliło się zbliżenie twarzy Konradka.Siedział w samochodzie, niezapięty w foteliku,z poważną, nawet lekko przestraszoną miną.Na pewno nie jechał starą corsą Kasi, na cowskazy wało jasnobeżowe obicie fotela, chy ba skórzane.Pomy ślał, że może powinien wejśćw metadane zdjęcia, ale nie miał pojęcia, jak to zrobić.Fotka nie miała podpisu ani komentarza. Nic się nie martw.Wszy stko w porządku odezwała się Mumia nieswoim głosem, kiedy doniej zadzwonił.Wy czuł w niej ten sam niepokój, jaki dostrzegł w spojrzeniu malca. Jesteśmyz sierżantem Granatem.Wiezie nas do waszego konspiracy jnego mieszkania w centrum.Jakim, kurwa, Granatem? Hif nie znał nikogo o takim nazwisku albo ksy wie.I nie miałpojęcia, co odpowiedzieć, żeby nie zburzy ć delikatnej równowagi, a jednocześnie czegoś siędowiedzieć. Gdzie teraz jesteście? zapy tał, ale połączenie zostało zerwane. Kurwa! Teraz mógł wreszcie przekląć.Spojrzał na tandetny dom, który jednocześnieoddalał się i zbliżał, jak w ty m efekcie filmowy m zwany m, Hif to pamiętał, vertigo.Sięgnął poaparat odrzucony na fotel pasażera.Leżał tam pośród okruszków ciastek i chipsówpokry wający ch całą tapicerkę za sprawą wożonego z ty łu Konradka.Znowu zadzwonił do Zy giz technicznego.Lepiej by łoby pogadać z Generałem, nie wiedział, czy Zy gmunt nie jestprzy padkiem formalistą. Zagrożenie rodziny wy tłumaczy ł. Podam ci numer, poproszę o namierzenie.Obejrzał się za siebie, uruchomił Mordę i wy kręcił na trzy.Gdzieś z boku dostrzegł zary spostaci na ganku tandetnego domu, ale by ło mu to obojętne.Wracał do miasta.15 CZERWCA 1999, WTOREKWitczak by ł półprzy tomny.Dwa dni od niedzieli upły nęły na wy jaśnianiu śmierci ojca,załatwianiu pogrzebu, sprzątaniu domu, którego postanowił się pozby ć.A dokładniej zamienić.Gośka z Gustawem ty mczasowo wrócili na Dzielną, ale potem mieli się przenieść do nowegomieszkania Witczaka.To dzieciak znalazł starego na podłodze w kuchni, doznał szoku, Małgorzatawezwała pogotowie.Koledzy ojca zmy li się wcześniej.Zanim przy jechała karetka, pojawili siętamci i zabrali matkę i sy na.W poniedziałek odezwała się Natasza.Zero z początku nie chciał z nią rozmawiać, jeszcze nieteraz, bo kilka słów powinni zamienić, ale potem, po pogrzebie, kiedy wszy stko się przetoczy.AleNatasza zaskoczy ła go.Oznajmiła, że właśnie umieściła swojego ojca w domu opieki w Otwocku.Witczak nie wiedział, co odpowiedzieć.W Otwocku? Szantaler?Pojechał w pierwszej wolnej chwili, kiedy już ustalił datę pogrzebu, doprowadził do szy bkiejsekcji (potwierdziła naturalną przy czy nę zgonu), znalazł nowe mieszkanie, którego lokator wy raziłwstępną zgodę na szy bką zamianę.Pod koniec miesiąca, po załatwieniu urzędowy ch formalnościWitczak mógł się przenieść do przedwojennej willi na rogu Sobieskiego i Gagarina.Na pierwszyrzut oka wy glądał jak dom Normana Batesa, bohatera kultowego filmu z młodości, o ironio,Psychozy.Służbowy m lanosem wbił się w trasę na Lublin, pomy lił drogi, mógł jechać Wałem, ale za tookolica, którą przecinał, okazała się bardzo malownicza, zalesione pagórki falowały za oknem.Na posesji stał dwupiętrowy nowy budy nek, obok rozciągał się niewielki park.Na ławeczkachprzy siadali mieszkańcy.Natasza czekała w patio.Ocenił, że w ciągu ty ch paru dni postarzała sięo jakieś dziesięć lat.Wpadła mu w ramiona, zaczęła łkać jak dziecko.Pogłaskał ją po krótkichpotargany ch włosach. Nikogo nie poznaje. Złapała jego dłoń, znów jak dziecko, i pociągnęła za sobą.Wy mieniłaporozumiewawcze spojrzenia z siedzącą w recepcji matroną.Weszli do jednego z pokojów napierwszy m piętrze, gdzie w fotelu dla inwalidów siedział mężczy zna, twarzą do okna, za który mzieleniły się drzewa, i tępy m wzrokiem wpatry wał się w krajobraz.Zero przy kucnął, spojrzał namężczy znę, jego pociągłą twarz, zmrużone oczy, mokre od potu włosy. Tato, tato! Natasza szczebiotała od progu, krąży ła wokół mężczy zny jak kwoka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]