[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbyt krótki czas na obserwację może sprawiać pewne trudności, ale przy odpowiednio dużym pierścieniu.Mówił jeszcze przez chwilę.Pojawiały się pomysły, które mogły pomóc, ale wiedzieli, że jeszcze daleko do ostatecznego rozwiązania.Potrzebowali źródła inspiracji.Na nieszczęście, nie zetknęli się ostatnio z nowym sposobem myślenia, pochodzącym z zupełnie innej kultury.“Tym razem potrzebujemy pomocy bóstwa.Niestety nie grozi nam całkowite zniknięcie z powierzchni ziemi, nawet gdyby falochron się załamał, więc wątpliwe, czy Bogini zdecyduje się interweniować.”Wzruszył ramionami i wziął swój pikowany płaszcz Shin'a'in, włożył go i zapiął po szyję.Opuścił pałacowy warsztat w głębokim zamyśleniu, ale idąc przez martwe i puste ogrody, nie myślał bynajmniej o magicznych burzach.“Dziwne.Jeszcze nie tak dawno temu pochorowałbym się ze zmartwienia, gdyby Śpiew Ognia zaczął nagle unikać mnie.Uznałbym, że ma mnie dość i szuka kogoś, kto mnie zastąpi.Na myśl o samotności wpadłbym w panikę.A teraz.”Teraz po prostu nie przejmował się tym, częściowo dlatego, że takie unikanie odwlekało także konfrontację.“Szczerze mówiąc, nie zmartwiłbym się, gdyby znalazł sobie nowego kochanka.”Ta zaskakująca myśl zatrzymała go na środku ścieżki.Powtórzył ją sam sobie - brzmiała logicznie i zwyczajnie.“Nie zmartwiłbym się, gdyby Śpiew Ognia znalazł nowego kochanka.Właściwie byłaby to dla mnie ulga.Nie czułbym się zobowiązany spełniać jego życzeń w obawie przed zranieniem.A na takie uczucia nie ma miejsca w miłości.”A jednak nie było nikogo, kto by go chociaż trochę pociągał.Dlaczego więc tak się czuł?“Czyżbym chciał być.sam?”Ta myśl również wydawała się trafna.Nigdy nie chciał być sam, ale teraz, po poprzednich dwóch olśnieniach, przyszło trzecie.“Zaczynam poznawać siebie - nie tylko wspomnienia tego, kto był Zmorą Sokołów, ale i siebie samego.Potrzebuję czasu, żeby to przemyśleć.I musi to być czas samotności.”Biedny Śpiew Ognia.“Zapewne wyczuwa, że pragnę samotności i myśli, że po prostu nie chcę, by on był obok.”An'desha potrząsnął głową i poszedł dalej z rękami w kieszeniach i opuszczoną głową.Gdyby Śpiew Ognia znalazł sobie kogoś, ułatwiłoby to całą sprawę.“Ale na to nie ma zbyt wielkiej szansy.Wokół nas nie ma wielu she' chorne, z których mógłby wybrać - i większość z nich ma już partnerów.Co do reszty.” - Skrzywił się.“Delikatnie mówiąc, ich charaktery wykrzywiły złe doświadczenia wczesnej młodości.I to nie czyni z nich kogoś, z kim można - czy dałoby się związać.”She'chorne.Kiedy ostatnio słyszał to słowo, a choćby o nim myślał? “Jeszcze w klanie - przed Zmorą Sokołów - kiedy nie zalecałem się do żadnej z dziewcząt z klanu, babka zaczęła pytać, czy wobec tego nie spróbuję zainteresować się którymś z chłopców she'chorne.” Taki związek, choć nie dawał nadziei na spłodzenie dzieci z tej samej krwi, był także szanowany.Co więcej, para mogła adoptować sierotę z klanu.Wiele klanów Shin'a'in popierało podobne związki, aby w klanie znajdowało się jak najwięcej par mogących zaadoptować sieroty.Według norm Shin'a'in para she'chorne bez własnych dzieci, którymi musiałaby się zająć, przyjmując sieroty, zdejmowała ciężar z tych, którzy mieli własne dzieci do wykarmienia.“Ale ja i tego nie chciałem.Wtedy babka zaczęła mówić, że jestem równie niespokojny i pozbawiony korzeni jak mój ojciec.”W jego dość krótkim “prawdziwym” życiu nie było wiele do zbadania, ale An'desha przypominał sobie wszystko, co tylko zdołał, usiłując w przeszłości znaleźć przyczynę tego, kim był teraz.Prześledził także mniej odrażające wspomnienia Zmory Sokołów i jego wcześniejszych wcieleń, usiłując odszukać ich wspólne cechy.“Musi istnieć więcej niż jeden powód, dla którego Zmora Sokołów zdecydował się zagarnąć akurat moje ciało.Potomków Ma' ara musi być wielu i spora część z nich to na pewno magowie.Zważywszy na sposób, w jaki Zmora Sokołów i reszta się zabawiali, ilość kandydatów jest pewnie ogromna.Mam wrażenie, że w życiu moim i kolejnych wcieleń Zmory Sokołów można się doszukać wielu wspólnych cech.gdybym tylko potrafił do niech dotrzeć!”Już jedną znalazł.Poprzednimi wcieleniami były zawsze osoby, którymi - przed opanowaniem przez Zmorę Sokołów - pogardzała, a nawet krzywdziła ich własna rodzina.Wiele z nich uciekło w poszukiwaniu nowego życia od rzeczywistości, szukając mocy płynącej z magii, by mogli wrócić do domu i zemścić się.To dlatego większość z nich od razu po wyrwaniu się na wolność usiłowała przywołać zaklęcie rozpalania ognia.Nie znaleźli jeszcze nauczyciela, lecz już czuli w sobie moc, zatem decydowali się spróbować “tylko raz”.“Ciekawe, czy znalezienie nauczyciela chroniłoby przed napaścią Zmory Sokołów? I czy obecność mistrza powstrzymałaby go nawet od próbowania napaści?”Możliwe - Ma'ar, pierwszy mag z wielu wcieleń, był jednym z najsprytniejszych czarodziejów wszystkich czasów.Z pewnością zabezpieczył się przed wszelkimi niespodziankami, na jakie mógł natrafić podczas poszukiwania nowego ciała.Ale co z tym wspólnym stanem zaniedbania, pogardy i krzywdy? A jeśli stykanie się z pogardą i lekceważeniem było koniecznym warunkiem opętania? “Kiedy uciekłem z klanu, nie wiedziałem dokładnie, czego szukam - chciałem jedynie znaleźć własne miejsce i uciec od przymusu zostania szamanem.Jednak, jak wynika ze wspomnień, większość pozostałych, jeżeli nie wszyscy, uciekali w poszukiwaniu mocy.Niektórzy chcieli prawdziwej, krwawej zemsty, inni pragnęli tylko »pokazać im wszystkim«, przy czym owi »wszyscy« to ludzie, którzy traktowali ich z pogardą i drwiną.”Czy to nie interesujące? Czy to nie z tego powodu tak naprawdę ofiary zgadzały się - choćby podświadomie - na opętanie przez Zmorę Sokołów?“Poddanie się innemu, oddanie odpowiedzialności za siebie w inne ręce i uzyskanie w zamian zemsty - to brzmi dość sensownie.”Zatrzymał się na chwilę i przywołał najstarsze wspomnienia Zmory Sokołów.“O, to ciekawe.Za pierwszym razem Ma'ar wcale nie użył przemocy, tylko uwiódł! Zaoferował status adepta osiągnięty natychmiast, bez lat ciężkiej pracy.No, no
[ Pobierz całość w formacie PDF ]