[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Owszem, strzegli zazdrośnie swych sekretów.Lecz były to sekrety dotyczące szlaków i miejsc, gdzie znajdowali swój podstawowy asortyment, meta) tak niezbędny do wyrobu narzędzi i broni.Opowiadali straszliwe historie o ziemiach, które przemierzyli, by uzyskać ten metal, jednakże większość Wspólnoty zgadzała się z tym, iż w tych opowieściach była metoda: miały odstraszyć wszystkich ciekawskich intruzów.Handlarze znani byli z tego, że mogli zabić, aby nie dopuścić do ulubionego punktu zaopatrzenia kogoś nie należącego do ich klanu.Lecz i oni nie wspominali nic o poszukiwaniu myśli.— Nigdy o tym nie słyszałam — odparła Fanyi natychmiast.— Handlarze, którzy przyjeżdżali do Padford — potrząsnęła głową — wyglądali mniej więcej tak samo jak inni wieśniacy.Ale przecież my widzieliśmy już dziwne indywidua, nie spokrewnione z naszą rasą.Pomyśl o tych leśnych dzikusach lub o tych, co kotłowali się w rzece.Świat jest pełen dziwów, a kto podróżuje, ten się uczy.— Handlarze opowiadają dość makabryczne historie, lecz mają one przestraszyć ludzi, a tym samym trzymać ich z dala od ich tajemnic.— Przynajmniej tak zawsze mówiliśmy — odparła.— Lecz może jest w tym jakieś małe nasionko prawdy.Sander o mało nie wybuchnął śmiechem, lecz się zreflektował.Faktem było, że jego przekonanie o dominacji w obrębie własnego gatunku zostało poważnie zachwiane przez dwie utarczki z mieszkańcami lasu i rzeki.Chociaż Wspólnota nigdy nie natknęła się na nikogo prócz pasterzy jak oni sami czy odbywających dalekie podróże Handlarzy, czyż mogli na tej podstawie twierdzić, że są to jedyni pozostali na świecie ludzie? Rybacy z Padford różnili się karnacja i sposobem życia od jego własnego rodu.A on słyszała o Morskich Rekinach, tworzących na południu bandy handlarzy niewolników, choć żaden człowiek nigdy nie rozumiał, dlaczego zbierali bezbronnych, by wziąć ich do niewoli.Ci również byli ludźmi — w pewnym sensie.Teraz zaczął sobie przypominać niektóre opowieści Handlarzy.Przypuśćmy, że ona ma rację… Przypuśćmy, że gdzieś jeszcze grasują uzbrojone bestie ogromnych rozmiarów, zabijające każdego napotkanego człowieka; fruwające stwory — ni to ludzie, ni ptaki — łączące w sobie w tajemniczy i przerażający sposób wymieszane cechy obydwu i rzucające się z pazurami na normalnego człowieka… Łatwiej już było uwierzyć, że ziemia nadal miejscami wrze i kipi, tak że jeśli ktoś zapuści się za daleko w tę umęczoną krainę, umiera od trujących wyziewów lub tonie w parującym błocie, z którego nie sposób się wydostać.— Widzisz — uśmiechnęła się Fanyi — zmusiłam cię do ponownego przemyślenia tego, co zasłyszałeś.Dlatego może uwierzysz również w to, że gdzieś tam są Szamani, przy których ja jestem jak małe dziecko, wciąż niedouczone, nawet w najprostszych sposobach leczenia.Jakież — rozrzuciła szeroko ramiona, jakby chciała złożyć na piersi coś cennego — jakież cuda mogą istnieć na tym świecie, otwarte na nasze znajdowanie, jeśli tylko mamy odwagę ich poszukać! Jeśli ktoś nauczył się penetrować myśli, to i ja powinnam tego dokonać! Czyż nie należę do rodu, dla którego taka wiedza to chleb codzienny? Mogę się takim jak oni wydawać młoda i niedoświadczona, lecz mogę powiedzieć, zgodnie z prawdą: należymy do tego samego gatunku umysłów, więc pozwólcie mi uczyć się od was.Sander obserwował jej podniecenie zafrasowany.Owszem, mógł zrozumieć jej głód wiedzy; czyż z nim nie było tak samo? Lecz on pragnął wiedzy przynoszącej konkretne rezultaty, nie zajmującej się tak niedorzecznymi sprawami jak myśli puszczone luzem, by wędrować.Chciał raczej wiedzieć więcej o tym, co może zrobić swymi dwoma rękoma, kiedy ich zręczność jest dobrze spożytkowana przez umysł.To wzbudziło w nim dziwaczne pragnienie, by rozważyć wykorzystanie myśli w jakiś inny sposób; żeby nie tylko towarzyszyła ona fizycznemu działaniu, lecz funkcjonowała zamiast niego, o ile dobrze odgadł, co ona miała nadzieję zyskać.— Sądziłem — starał się teraz przywrócić ją do rzeczywistości — że szukasz narzędzia zemsty za swój lud.— A czy nie wiesz — wybuchnęła Fanyi — że sama myśl może stanowić broń, jeśli jest zręcznie wykorzystana, tak jak te twoje kute strzały? Owszem, mam dług wobec zmarłych; niech ci się nie zdaje, że zapomniałam — zarumieniła się pod ciemnobrązową skórą.— A teraz — podniosła się — powinniśmy się przespać.Moje kudłacze i twój Rhin obejmą straż.— A ogień?Z dala od paleniska było zimno.Fanyi roześmiała się:— Nie martw się.Kai dużo potrafi — położyła rękę na łbie większego wężacza.— On będzie doglądał ognia.Robił to już dla mnie nie raz.Wybrała pryczę bliżej ognia, zbierając suchą już i nagrzaną bieliznę i owijając się w nią.Sander obserwował, jak się układa, a potem poszedł w jej ślady.Ostatnią rzeczą, jaką widział, był większy wężacz chwytający w potężne szczęki kawał drewna ze skrzyni i wpychający go do ognia ze zręcznością świadczącą o tym, że rzeczywiście wielokrotnie wykonywał tę czynność w przeszłości.Tak więc Sander ułożył się do snu.I był pogrążony we śnie, w którym przedzierał się przez długi, ciemny tunel, przyciągany głośnymi uderzeniami młota o metal, szukając kowala, który posiadł wszelkie tajemnice i od którego musi się uczyć.Zimny dotyk na policzku wyciągnął go z tamtego korytarza, zanim jeszcze dojrzał tego tak pracowitego kowala.Nad nim pochylał się Rhin, i to właśnie nos kojota dotykał jego twarzy.Zwierzę zniżyło pysk, trącając go po raz drugi tak mocno, że Sander rozbudził się do reszty i usiadł.Wycie wiatru i ciężkie bębnienie deszczu ustały.Było tak cicho, że słyszał własny oddech i cichutkie trzaskanie ognia.Lecz wężacze już przy nim nie leżały.Ustawiły się przy zabezpieczonych sztabą drzwiach, każdy z innej strony, i wpatrywały się w nie.A kiedy Rhin stwierdził, że Sander jest już całkowicie przebudzony, popatrzył w tym samym kierunku.Sander schylił się i sięgnął po buty.Wyschły już jako tako, a mimo to trudno mu było wcisnąć w nie stopy.Mocując się z butami, nasłuchiwał.Nie uchwycił nic, w pełni jednak polegał na ostrzeżeniu ze strony zwierząt i nie wątpił, że ktoś lub coś znajdowało się na tyle blisko, by pobudzić ich instynkt ostrzegawczy.Czyżby Handlarze wracający do swego domu?Gdyby tak było, nie musiałby się obawiać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]