[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech nasi czerwoni bracia odpędzą złe myśli.Po chwilowym wyczekiwaniu do stolika zbliżył się siwy jak gołąb, chyba liczący około stu lat Twardy Orzech, sachem Odżibwejów, i przy pomocy pułkownika pod tekstem pokojowego dekretu nakreślił trzy koślawe krzyżyki.W jego ślady poszli następni.Kiedy rozluźniła się nieco atmosfera i na placu uczynił się ruch, McGillivray, Sekwoja i Weatherford ostrzegli Czarnego Jastrzębia, by nie podpisywał układu.- Jestem zmęczony wojną - odparł wódz - skoro Miczi-malsa gwarantują nienaruszalność łowieckich terenów mego ludu, nie będę walczył.- Dokument, który czytałem, ukradkiem schował generał Jackson do kieszeni munduru - szepnął Sekwoja - a każą nam podpisywać papier przeczytany przez Coffeego.- Tak samo brzmiały - odrzekł Czarny Jastrząb.- Mógł nie przeczytać wszystkiego - powiedział McGillivray.- Po co Miczi-malsa stoją gotowi do ataku? To obraza.Wódz Sauków zasępił się.- Niech mój brat ostrzeże innych, my opuszczamy to miejsce zdrady - Sekwoja podniósł się z kręgu siedzących.- Będziecie walczyć?- Ugh, pójdziemy dalej śladami wielkiego Tecumseha - odparł Weatherford i opuścił plac.Za nim niepostrzeżenie wymknął się McGillivray.W kilka minut potem towarzyszący wodzom wojownicy Kriksów, Seminolów i część Czirokezów dosiadłszy mustangów ruszyli ku rysującej się na horyzoncie puszczy.Generał Jackson dostrzegł jeźdźców opuszczających dalekie obozowisko Indian.Pochyliwszy się do Moore’a rozkazał:- Poruczniku, sprawdźcie, kto to odjechał.Van Moore odszedł wykonać zadanie, a tymczasem do stołu zbliżył się Czarny Jastrząb.Pochylony nad tekstem długo patrzył na rzędy liter, usiłując rozszyfrować ich treść.- Szybciej, czerwony bracie - ponaglił go pułkownik.Wódz Sauków, zaglądając w piwne oczy Coffeego, wycedził:- Jeśli mowa tego papieru kłamie, zemsta Czarnego Jastrzębia.będzie straszna.Niech biały brat powtórzy to swoim generałom.Hugh.- Ujął gęsie pióro i jednym ruchem ręki złożył podpis, po czym dumnie wyprostowany przemierzył plac i usiadł na dawnym miejscu.Gdy Żuraw Wyandotów jako ostatni po podpisaniu dekretu pokoju spoczął w kole milczących naczelników, Harrison powiedział:- Między Unią a czerwonoskórymi plemionami zapanowała zgoda i przyjaźń.Zapomnijmy o dotychczasowych waśniach.Biały Ojciec w dowód braterstwa przysłał wodzom i szamanom prezenty - generał odwrócił się i ręką dał znak.- Nasi żołnierze dostarczą je wozami do waszego obozu.Bawcie się, czerwoni bracia, a jutro odejdźcie do rodzinnych wiosek.Took-suh, wskazując dłonią na szeregi indiańskiej starszyzny, odpowiedział:- Wodzowie zjednoczonych plemion podpisali układ pokoju z Miczi-malsa.Uczynił to też wódz Szawanezów, Took-suh, który godność naczelnika objął po bohaterskiej śmierci Tecumseha.Niech biali bracia uszanują święty dym wypalonego kalumetu i mówiący papier, pod którym wodzowie,i szamani postawili swoje znaki, a między białymi i czerwonymi ludźmi będzie po wieczne czasy przyjaźń, zgoda i braterstwo.Hugh.Harrison, jak w teatrze, prawą rękę złożył na sercu i przytakując głową, dawał milcząco do zrozumienia, za aprobuje słowa Szawaneza.To zakończyło tę historyczną uroczystość.Oficerowie odeszli do fortu, a Indianie do wigwamów.W ślad za nimi potoczyły się wozy wypełnione antałkami wódki.Część naczelników, gardząc wodą ognistą, opuściła obóz, a inni zasiedli do uczty.Amerykanie byli zadowoleni.Osiągnęli zamierzony cel: zawarli z większością plemion korzystny układ, na mocy którego Indianie - nie wiedząc o tym - tracili część ziem w Illinois i Wisconsin, w puszczach nad Wabash River, w Alabamie i Georgii.Fala osadników mogła znów ruszyć na dziewicze tereny Zachodu i Południa.Harrison mimo tak rozstrzygniętej misji był zasępiony.Porucznik Moore, który wrócił z rekonesansu, zameldował, że McGillivray i Weatherford zrezygnowali z podpisania pokoju, podejrzewając podstęp ze strony białych.Najliczniejsze więc plemiona Kriksów i Seminolów oraz niektóre odłamy Czirokezów i Szoktawów pozostawały z Unią w stanie wojny.W tej sytuacji zarządzono wzmocnienie czujności w forcie i wysłano konnych parlamentariuszy do tych plemion, które jeszcze nie dopełnij aktu zawarcia pokoju.Generałowie mieli nadzieję, że wodzowie przemyślą sprawę i przybędą wypalić fajkę przyjaźni i braterstwa.Nie omylili się.Maj dobiegał końca, gdy w forcie zjawił się w odświętnym stroju Biała Ścieżka, jeden z wodzów Czirokezów, i pod układem złożył swój podpis w postaci nieudolnych krzyżyków.Przepraszał za spóźnienie wyjaśniając, że dopiero niedawno dowiedział się o zakończeniu wojny.W jakiś czas później przybyli też wodzowie Miamisów i Ottawów, nawet sachem zdziesiątkowanych przed kilkunastu laty Neczezów i zawarłszy pokój, odjeżdżali z fortu ufni w bezpieczeństwo swego narodu.Harrison i Jackson zwlekali z opuszczeniem warowni.Gońcy wysłani do Kriksów i Seminolów nie wrócili, a Unii szczególnie zależało na uspokojeniu właśnie tych, liczebnie wielkich, szczepów.W połowie czerwca, gdy generał Jackson tracił już cierpliwość, zaczęły wracać oddziały parlamentariuszy.Któregoś dnia przybył z żołnierzami znakomity tropiciel śladów i znawca Indian - Sam Houston.Natychmiast stanął przed generałami.Uprzejmie wskazano mu krzesło.Siadając zaczął:- Przynoszę złe wiadomości.Hiszpanie w tajemnicy podrzucają Kriksom i Seminolom broń.Doszło do bitwy naszych wojsk pod Tallahassee, zwycięstwo odnieśli Kriksowie.- Indianie zaatakowali? - w głosie Jacksona zabrzmiało zdenerwowanie.- Yes, generale.- W tej potyczce walczyli też Hiszpanie? - spytał William Harrison.- Nie, ale to przecież hiszpańskie ziemie.- Kto dowodził Kriksami? - Jackson założył nogę na nogę.- Wielki Wojownik.- Zastępca samego McGillivraya?- Yes.- Może Wielki Wojownik nie wiedział o zawarciu pokoju? - zauważył William.- Kriksowie nie zamierzają zrezygnować z walki - odparł Houston.- Prawdopodobnie szli odbić z naszych rąk fort św.Marka, a natknąwszy się na wojsko postanowili je zniszczyć.- Skąd takie przypuszczenie? - spytał Andrew Jackson.- W tymże czasie zbuntowani Murzyni pod dowództwem Boba Catali zajęli warownię nad Apalachicola River.- Jak to?! - Jackson zerwał się wzburzony, nerwowo ściskając pięści.Po chwili opanował się i spytał: - Co z załogą?- Murzyni wychłostali żołnierzy i puścili ich wolno.Generałowie odetchnęli.- Fort obsadzili Hiszpanie? - dociekał Jackson.- Nie, siedzą tam czarni.- Ilu ich jest?- Około tysiąca.- Aby ich.- na ustach generała zamarło przekleństwo.Przez parę sekund zastanawiali się w milczeniu nad sytuacją.- Dziękuję wam, mister - Jackson zwrócił się do trapera.- Odpocznijcie, potem będziecie mi potrzebni.Gdy Houston opuścił gabinet, Andrew Jackson przechadzając się mówił do Harrisona:- Zgodnie z poufnym rozkazem nowego prezydenta, Jamesa Monroe’go, otrzymałem pełnomocnictwo do wkroczenia pod jakimś pozorem na teren hiszpańskiej kolonii.Jak wiecie, dwa forty zostały już wcześniej opanowane przez nasze wojska.W obecnej chwili nadarza się okazja, aby ścigając zbuntowanych Murzynów i czerwonoskórych rozpocząć zajmowanie Florydy.- Podzielam to zdanie, sir.- Wojna z Kriksami i Seminolami może spowodować, mimo zawarcia pokoju, ponowny zryw zbrojny indiańskich plemion - ciągnął dalej generał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]