[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."W domu życie było prostsze".- Nynaeve, czy myślisz, że z Randem wszystko w porządku? I z Perrinem? - dodała szybko.Nie miała już podstaw, by utrzymywać, iż pewnego dnia poślubi Randa, obecnie wszystkim, czego mogłaby oczekiwać, były właśnie takie próżne pretensje.Nie lubiła tej myśli - nie do końca jeszcze do niej przywykła - ale wiedziała, że to prawda.- Twoje sny? Czy znowu męczą cię sny?W głosie Nynaeve brzmiała troska, Egwene jednak nie była w nastroju do przyjmowania wyrazów współczucia.Postarała się, aby jej głos zabrzmiał tak zwyczajnie, jak to tylko było możliwe.- Z plotek, które słyszałyśmy, nie potrafię osądzić, co mole się dziać.To wszystko, co wiem, jawi się w sposób tak niejasny, tak zły.- Wszystko zaczęło się źle dziać, od kiedy Moiraine wkroczyła w nasze życie.- Szorstko podsumowała Nynaeve.- Perrin i Rand.Zawahała się, skrzywiła.Egwene pomyślała, że wszystko to, czym stał się Rand, Nynaeve przypisuje machinacjom Moiraine.- Odtąd będą musieli sami o siebie zadbać.Obawiam się, że my same mamy czego się obawiać.Coś jest nie tak.Mogę to.wyczuć.- Wiesz co? - zapytała Egwene.- Czuję to, jakbym przeczuwała burzę.- Ciemne oczy Nynaeve uważnie wpatrywały się w niebo, czyste i błękitne, po którym płynęło tylko kilka rozproszonych chmur.Ponownie potrząsnęła głową.- Jakby nadchodziła burza.Nynaeve zawsze potrafiła przepowiadać pogodę.Nazywano to słuchaniem wiatru, oczekując tej umiejętności po Wiedzącej z każdej wioski, choć w istocie wiele z nich nie miało o całej sprawie bladego pojęcia.Jednak od czasu opuszczenia Pola Emonda zdolności Nynaeve rozwinęły się, ulegając jednocześnie odmianie.Burze, które wyczuwała niekiedy, targały raczej ludźmi niż ziemią.Egwene w zamyśleniu zagryzła dolną wargę.Nie mogą sobie pozwolić, by teraz coś je zatrzymało, albo opóźniło.ich podróż, nie po tym, jak dotarły tak daleko, nie u samych nieomal bram Tar Valon.Dla dobra Mata oraz z powodów, które jej umysł uznałby za znacznie ważniejsze niż życie jednego wiejskiego chłopca, przyjaciela jej dzieciństwa, których natomiast jej serce z pewnością nie oceniłoby tak wysoko.Spojrzała po pozostałych, zastanawiając się, czy ktokolwiek coś dostrzegł.Verin Sedai, niska i pulchna, ubrana we wszelkie odcienie brązów, jechała zdając się zupełnie pogrążona w myślach, kaptur płaszcza nasunęła głęboko na czoło, tak że nieomal skrywał twarz, zajmowała miejsce w przodzie, ale jej koń szedł nie prowadzony i nie poganiany, swoim własnym krokiem.Należała do Brązowych Ajah, a one zazwyczaj bardziej troszczyły się o poszukiwanie wiedzy niż o cokolwiek innego w świecie.Egwene jednakże nie była zupełnie przekonana o całkowitej obojętności tamtej na świat zewnętrzny.Przyłączając się do nich, Verin głęboko utkwiła w sprawach tego świata.Elayne, dziewczyna w wieku Egwene, również nowicjuszka, złotowłosa i niebieskooka - Egwene była ciemna - jechała z tyłu, obok noszy, na których leżał nieprzytomny Mat, odziana zresztą w takie same szarości jak Nynaeve i Egwene.Patrzyła na niego zmartwiona, wszystkie odczuwały podobnie.Mat od trzech dni nie podnosił się.Chudy, długowłosy mężczyzna, jadący po przeciwnej stronie noszy, zdawał się spoglądać wszędzie, nie dostrzegając jednak niczego, głębokie zmarszczki na jego twarzy znamionowały wysiłek koncentracji.- Hurin - powiedziała Egwene, a Nynaeve przytaknęła.Zwolniły, pozwalając koniom niosącym nosze dogonić je.Verin została z przodu.- Czy czujesz coś, Hurin? - zapytała Nynaeve.Elayne oderwała wzrok od Mata, w jej oczach rozbłysło nagłe zainteresowanie.Czując wbite w siebie spojrzenia trojga kobiet, chudzielec poruszył się niespokojnie w swym siodle i potarł grzbiet długiego nosa.- Kłopoty - odrzekł, grzecznie i niechętnie zarazem.- Sądzę, że może.kłopoty.Łowca złodziei króla Shienaru nie nosił czuba, na jaki w tamtych stronach zazwyczaj wojownicy strzygli włosy, jednakże wiszący u pasa krótki miecz i zębaty łamacz mieczy nosiły ślady częstego użytku.Lata doświadczeń rozwinęły w nim jakiś talent wyczuwania złoczyńców, szczególnie tych, którzy dopuszczali się przemocy.Dwukrotnie w czasie tej podróży doradził im opuszczenie danej wioski po pobycie nie trwającym nawet godziny.Za pierwszym razem wszystkie odmówiły, tłumacząc się nadmiernym zmęczeniem, ale nim minęła noc, karczmarz i dwóch mężczyzn z wioski próbowało zarżnąć ich podczas snu.Byli tylko zwykłymi złodziejami, nie zaś Sprzymierzeńcami Ciemności, połakomili się na ich konie i domniemaną zawartość juków oraz toreb.Ale reszta mieszkańców wioski wiedziała o wszystkim i najwyraźniej uważała obcych za swój sprawiedliwy łup.Zostali zmuszeni do ucieczki przez motłoch wymachujący styliskami toporów i widłami.Za drugim razem Verin nakazała jechać dalej, gdy tylko Hurin się odezwał.Ale łowca złodziei zawsze był ostrożny, kiedy zwracał się do swoich towarzyszy.Z wyjątkiem Mata, kiedy jeszcze tamten mógł mówić - obaj żartowali często i grali w kości, kiedy żadnej z kobiet nie było w pobliżu.Egwene sądziła, iż powodem jego niepokoju może być konieczność samotnego przebywania w towarzystwie Aes Sedai oraz trzech kobiet przygotowujących się do zostania pełnymi siostrami.Niektórzy mężczyźni woleliby raczej uczestniczyć w boju, niźli stanąć przed obliczem Aes Sedai.- Jaki rodzaj kłopotów? - zapytała Elayne.Powiedziała to dosyć lekkim tonem, ale była w nim tak wyraźnie wyczuwalna nuta oczekiwania, iż odpowiedź zostanie jej udzielona i to do tego natychmiast, że Hurin otworzył usta.- Czuję.- Przerwał zaraz i zamrugał, jakby zaskoczony, jego wzrok wędrował od jednej kobiety do drugiej.- Po prostu czuję coś - rzekł na koniec.- To.przeczucie.Widziałem ślady, wczoraj i dzisiaj.Wiele koni.Dwadzieścia lub trzydzieści idących w tę stronę, tyleż samo w drugą.To wszystko.Przeczucie.Ale mówię wam, że oznacza to kłopoty.Ślady? Egwene ich nie dostrzegła.Nynaeve powiedziała ostro:- Nie dostrzegłam w nich niczego, co mogłoby być przyczyną zmartwień.- Nynaeve z dumą twierdziła o sobie, że jest równie dobrym tropicielem jak każdy mężczyzna.- Pochodziły sprzed wielu dni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]