[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ratunek? To wydarzenie nigdy nie wydawało mi się godne tegookreślenia.Ale Tigler był kowbojem, który nie umiał pływać, zupełnym kaleką, kiedy nie siedział w siodle.Naziemi, w wysokich butach i kowbojskim kapeluszu, zdawał się mieć przetrącone kolana, więc jak wpadł dowody  z tą swoją dumną, brązową twarzą, krzaczastymi rudymi brwiami i pałąkowatymi od konnej jazdynogami  skoczyłem za nim natychmiast, bo woda nie była jego żywiołem.Umiał się poruszać tylko na stałymlądzie.Więc dlaczego siedzieliśmy w tej łodzi? Bo Tigler koniecznie chciał łowić ryby.Był nie tyle rybakiem,ile człowiekiem zawsze chętnym do zdobycia czegoś za darmo.A była wiosna i płynęły ławice ryb toobie.Tobbie, istny zabytek biologiczny, spokrewniony z latimerią z Oceanu Indyjskiego, żyły w Volcano Lake iwynurzały się z wielkiej głębokości na tarło.Gromady ludzi, przeważnie Indianie, polowały na nie oszczepami.Ryby były niezdarne, wyglądały dziwacznie, jak żywe skamieliny.Suszono je na słońcu, zasmradzały całąindiańską wioskę.Takie określenia, jak  przejrzysty ,  elektryzujący doskonale pasują do wód Volcano Lake.Kiedy Tigler wpadł do wody, przestraszyłem się, że mogę go już więcej nie zobaczyć, bo Indianie mówili mi,że jezioro ma kilka mil głębokości i rzadko kiedy zwraca ciała topielców.Więc skoczyłem i zimno było istotnieelektryzujące.Wepchnąłem Tiglera z powrotem do łodzi.Nie przyznał się, że nie umie pływać.Nie przyznałsię do niczego, nie powiedział nic, tylko złapał oszczep i przyciągnął nim swój unoszący się na wodziekapelusz.W kowbojskich butach miał pełno wody.o podziękowanie nikt nie prosił, ani też nikt go nie złożył.Była to sprawa między dwoma mężczyznami.Milczący, męski Zachód, tak to odczuwałem.Indianie zpewnością pozwoliliby mu utonąć.Nie chcieli tu białych ludzi, którzy przybywali w łodziach owładnięci żądzązdobycia czegoś za darmo i zabierali im ich ryby.Poza tym nienawidzili Tiglera, bo podbijał ceny, oszukiwał ipozwalał swoim koniom paść się, gdzie popadło.Ponadto  Tigler sam mi o tym mówił  czerwonoskórzy nieprzeszkadzali śmierci, tylko po prostu jak gdyby przyzwalali, żeby nastąpiła.Kiedyś, powiedział mi, w jegoobecności pewien Indianin zwany Winnemucca został postrzelony przed budynkiem poczty.Nikt nie wezwałlekarza i ranny wykrwawił się na śmierć na ulicy, gdy tymczasem mężczyzni, kobiety i dzieci, siedzący naławkach i w swoich starych samochodach, przyglądali się temu w milczeniu.Ale teraz, tkwiąc na wysokimpiętrze siedziby okręgu, widziałem westernową postać nieboszczyka Tiglera, jakby odlaną w brązie, obracającąsię w naelektryzowanej lodowatej wodzie, a potem ujrzałem siebie  chłopca, który nauczył się pływać wmałym zbiorniku chlorowanej wody w Chicago  śmigającego za nim niczym wydra.Z listu Kathleen dowiedziałem się, że padł na posterunku. Dwaj faceci z Mili Valley w Kalifornii chcielizapolować na jelenia kuszami, pisała Kathleen.Frank był przewodnikiem i zawiózł ich w góry.Wybuchła jakaśawantura z gajowym.Zdaje się, że poznałeś tego gajowego, to Indianin, nazywa się Tony Calico, był na wojniekoreańskiej.Okazało się, że jeden z myśliwych ma przeszłość kryminalną.Biedny Frank bardzo lubił być trochę na bakier z prawem.W tym wypadku nie był, ale coś z tego unosiło się jakby w powietrzu.Wciężarówce były dubeltówki.Nie chcę wchodzić w szczegóły, są zbyt bolesne.Frank sam nie strzelał, ale byłjedynym, który został trafiony.Umarł z upływu krwi, zanim Tony zdążył przywiezć go do szpitala.To był straszny cios dla mnie, Charlie, pisała dalej.Wiesz, byliśmy małżeństwem dwanaście lat.W każdymrazie, żeby za dużo o tym nie mówić, odbył się wielki pogrzeb.Hodowcy kłusaków przyjechali z trzechstanów.Ludzie, z którymi łączyły go interesy.Z Las Vegas i Reno.Był bardzo łubiany.Wiedziałem, że Tigler brał udział w niejednym rodeo, był ujeżdżaczem dzikich koni, zdobywcą wielunagród i cieszył się pewnym szacunkiem wśród koniarzy, ale wątpię, żeby ktokolwiek darzył go miłością  zwyjątkiem Kathleen i jego starej matki.Cały niewielki dochód z rancza dla turystów pakował w swoje kłusaki.Niektóre z tych koni były rejestrowane na podstawie fałszywych papierów, bo ich ojcowie zostali wycofani ztoru pod zarzutem, że dawano im środki podniecające lub jakieś leki.Zasada dziedzicznej dyskwalifikacji byłabardzo ściśle przestrzegana i Tigler pewnie ją obchodził za pomocą sfałszowanych dokumentów.Wobec tegoprzenosił się z toru na tor i kazał Kathleen pilnować interesu.Co prawda, niewiele było do pilnowania.Frankdoił z rancza każdy grosz, żeby kupować paszę i przyczepy do przewozu koni.Domki dla gości murszały irozpadały się.Przypominały mi walącą się kurzą fermę Humboldta.Kathleen znalazła się w identycznychtarapatach w Nevadzie.Przeznaczenie  wewnętrzne przeznaczenie  było dla niej zbyt silne.Tigler oddał jejrancho w zarząd i powiedział, żeby nic nie płaciła z wyjątkiem najważniejszych rachunków za konie, a i tetylko na wyrazne i ostre żądanie.Miałem mnóstwo własnych kłopotów, ale podwójna samotność Kathleen  najpierw w New Jersey, potemna Zachodzie  głęboko mnie wzruszyła.Oparłem się o przegrodę ubikacji w siedzibie okręgu, by padające zgóry światło lepiej oświetliło list, pisany na maszynie z wyblakłą taśmą. Wiem, że lubiłeś Tiglera, Charlie.Tak przyjemnie spędzałeś z nim czas, kiedy łowiliście pstrągi i grali w pokera.To pozwalało ci zapomnieć owłasnych zmartwieniach.Tak rzeczywiście było, chociaż Tigler wściekał się, kiedy złapałem pierwszego pstrąga.Aowiliśmy z jegołodzi i używałem jego przynęty, więc oświadczył, że to jego pstrąg.Urządził taką scenę, że cisnąłem mu rybęna kolana.Otoczenie było niesamowite.Sceneria nie miała nic wspólnego z rybami  wszędzie nagie skały,żadnych drzew, przenikliwie pachnąca bylica i obłoki pyłu marglowego po każdym przejezdzie ciężarówki.Jednakże Kathleen nie po to do mnie pisała, żeby porozmawiać o Tiglerze.Napisała, bo pytał o mnieOrlando Huggins.Humboldt coś mi zostawił.Huggins był wykonawcą jego testamentu.Huggins, ten starylewicowy playboy, był uczciwym człowiekiem, w gruncie rzeczy godnym szacunku.On też wielbił Humboldta.Kiedy ja zostałem zdemaskowany jako ten, który sprzeniewierzył się braterstwu krwi, do uporządkowaniaspraw zawodowych Humboldta wezwano właśnie Hugginsa.Zabrał się do tego z entuzjazmem.PotemHumboldt zarzucił mu oszustwo i groził, że go poda do sądu.Ale pod koniec Humboldt najwidoczniej odzyskałjasność umysłu.Zrozumiał, kto jest jego prawdziwym przyjacielem, i mianował Hugginsa zarządcą swojejschedy.Kathleen i ja zostaliśmy wymienieni w testamencie.Nie powiedziała, co jej zostawił, ale nie mógł miećwiele do dawania.Kathleen wspominała jednak, że Huggins przekazał jej list pośmiertny Humboldta. Mówił omiłości i sprawach ludzkich, które zaniedbał, pisała.Wspominał starych przyjaciół, Demmie i ciebie, a takżedobre stare czasy w Greenwich Village i na wsi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •