[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Właśnie! Zupełnie jak z tym ptakiem, którego wcześniej wyczarowali dla kapitana, prawda?- Czyżby?Honakura nachmurzył się, zirytowany tępotą szermierzy.- Kiedy łapiesz niebezpiecznego jeńca, lordzie Shonsu, chwalisz się swoją szermierczą sztuką? Rzucasz jabłka w powietrze i przecinasz je w locie?- Popisywali się?- Jak mali chłopcy! Dlaczego?Honakura poczynił dziwne, ale ważne spostrzeżenie.Znał się na Ludziach.- Katanji mówi, że czarnoksiężnik był pękaty.Ta uwaga bardziej mnie interesuje - powiedział Wallie.- Pękaty?- Tak.Ich szaty są uszyte z bardzo ciężkiego i sztywnego materiału, ale tej nocy wiał silny wiatr i Katanji dostrzegł, że tamten człowiek był obwiązany pakunkami albo miał wielkie kieszenie.Bystry mały szelma.Co mi przypomina, Nnanji.Honakura uśmiechnął się kpiąco.- Nie tylko do obserwacji ma talent.- Co masz na myśli? Przykazano mu.Starzec ostrzegawczym gestem przyłożył palec do ust.Do nadbudówki weszła Brota z Matą.Obie rozpięły sznurek przez całą długość kajuty i rozwiesiły na nim mokre prześcieradła.Nnanji przesunął skrzynie na jedną stronę.Piąta zapewniła, że będą stąd mieli widok na port.Kamuflaż wydawał się jednak mało wiarygodny, bo kto suszy pranie w tak dżdżysty dzień.Wallie zastanawiał się, czy czarnoksiężnicy widzą przez materiał.albo przez drewno.Nadbudówka rufowa zaczęła wypełniać się przemoczonymi żeglarzami.Dzieci miały atrakcję w postaci peleryn.Ich zabawa i niewinny śmiech mogły doskonale służyć odwróceniu uwagi klientów.Gdy Szafir przycumował do nabrzeża, Wallie przypomniał sobie o Katanjim.Było jednak za późno, żeby posłać Nnanjiego po brata.Kapłan celowo odwrócił ich uwagę od chłopca, zresztą nie po raz pierwszy.Nowicjusz musiał coś knuć, a Honakura go krył.Ponieważ Katanjiemu zabroniono schodzenia na brzeg w portach czarnoksiężników, nie mógł za dużo nabroić.Wallie przestał o nim myśleć.Tomiyano oświadczył, że skoro w Wal czarnoksiężnicy przełknęli obecność Czwartego na statku, on nie zamierza się ukrywać ani pozbywać sztyletu.Jja wymyśliła dzieciom zabawy, dzięki czemu żeglarze mogli skupić się na interesach.Urzędnik portowy okazał się staruszką pokręconą przez artretyzm.Kobieta nie zwróciła uwagi na bliznę kapitana, wymamrotała szybko, że szermierzom nie wolno schodzić na brzeg, przyjęła dwie sztuki złota i pokuśtykała na brzeg.Wallie doszedł do wniosku, że urzędniczka prawdopodobnie boi się zwierzchników.Czarnoksiężnikom udało się więc wyplenić korupcję.W portach na prawym brzegu szermierze nie umieli albo nie chcieli rozwiązać problemu i łapówki przetrwały w tradycyjnej formie.Dla nich największym przestępstwem były różne odmiany przemocy.Wallie nie potrafił sobie wyobrazić, że szermierz w rodzaju Nnanjiego próbuje zrozumieć zawiłości defraudacji.Czarnoksiężnikom zależało na rozwoju handlu.Szermierzy ta kwestia nie obchodziła.Wallie, jako bardzo nietypowy szermierz, doceniał porządki zaprowadzone przez magów.Przypomniał sobie słowa półboga: “Nie myślisz jak Shonsu, i to mnie cieszy".Nad jednym z trapów rozpięto prowizoryczny daszek i Brota usadowiła się pod nim na krzesełku.Na nabrzeżu wyłożono próbki towarów.Stara Lina zeszła po drugim trapie, żeby obejrzeć produkty oferowane przez domokrążców.Deszcz padał bez przerwy.Wallie był znudzony i sfrustrowany.Te cholerne znaki na czole! Jak mógł w tej sytuacji prowadzić wojnę? Nic dziwnego, że wróg z łatwością przeniknął do miast szermierzy, skoro potrafił stać się niewidzialny albo dowolnie zmieniać tatuaże.To nieuczciwe! Rozdrażniony, miał ochotę krzyknąć na dzieci, żeby się uciszyły.Wkrótce Brota przyprowadziła dwóch kupców i podbiła cenę ze stu pięćdziesięciu do dwustu czterdziestu pięciu sztuk złota.Pasażerowie z rozbawieniem przysłuchiwali się targom, ukryci za rozwieszonym praniem.W końcu handlarze poszli dopilnować wyładunku koszy i wyrobów skórzanych.Potem zjawił się Holiyi.Był najmłodszym z dorosłych żeglarzy, jeszcze chudszym niż Nnanji, a do tego notorycznym milcz-kiem.Był dość miły, ale czasem przez cały dzień nie raczył powiedzieć choćby jednego słowa.- Ki San, Dri, Casr, Tau, Wo, Shan i Gi - wyrecytował.- Aus, Wal, Sen, Cha, Gór, Amb i Ov!Uśmiechnął się, odwrócił na pięcie i wyszedł z kajuty.Jak na niego była to prawdziwa oracja i popis wytrenowanej pamięci, charakterystycznej dla niepiśmiennych ludów.Tomiyano zapewne kazał mu wypytać o geografię i żeglarz spełnił polecenie.Honakura miał rację.Po siedem miast na każdym brzegu.Siedem wolnych miast na zewnętrznej pętli Rzeki i siedem opanowanych przez czarnoksiężników na wewnętrznej? Widać przesądy sprawdzały się na Świecie.Po raz kolejny Wallie żałował, że nie może pisać.Nawet gdyby naszkicował mapę, powiedzmy węgielkiem, nie mógłby umieścić na niej żadnych nazw.Poprosił Nnanjiego, żeby mu powtórzył listę miast, a sam próbował nakreślić w myślach bieg Rzeki: na północ od Czarnej Krainy w pobliżu Ov zakreśla szeroki łuk w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara - wokół Vul? - i wraca na południe do Czarnej Krainy przy Aus.Jedyną wyrwę w pętli kreślonej przez Rzekę stanowił skrawek lądu między Aus i Ov, który kiedyś pokonali.Wallie nadal dumał nad swoją mapą, gdy po trapie weszła dziwna procesja.Ruch w interesie nie słabł.Przy odrobinie szczęścia Szafir mógł wkrótce opuścić to nieprzyjemne miejsce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]