[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To była prawda.Myślę, że chcieli jedynie dowiedzieć się, jakiego byłem wyznania, ponieważ nie cho­dziłem do ich kościoła, czy byłem Żydem, muzułmaninem, prezbiterianinem, baptystą, czy kim? W owym czasie byłem jednak zadowolonym z siebie, małym cwaniakiem i za­miast wyjść dyplomatycznie z sytuacji, powiedziałem im z zadowoloną miną, że nie chodzę do kościoła, ponieważ nie wierzę w Boga.Popatrzyli na mnie, jak gdybym właśnie wysmarkał nos w amerykańską flagę.- Powtórz to - zażądał najstarszy.- Nie wierzę w Boga - powiedziałem.- Religia to oszustwo.Tak mówi mój tata, i myślę, że ma rację.Zmarszczyli brwi, cofnęli się o kilka kroków i zaczęli naradzać się przyciszonymi, poważnymi głosami często rzu­cając spojrzenia w moim kierunku.Widocznie byłem pierw­szym ateistą, jakiego spotkali.Przypuszczałem, że zaraz rozpoczniemy debatą na temat istnienia Istoty Boskiej.Spró­bują wytłumaczyć mi powody, dla których tracili tak wiele cennego czasu w Kościele Naszej Pani Wszystkich Trosk, a później ja będę próbował wykazać im, jak głupio było tak bardzo przejmować się niewidzialnym staruszkiem w nie­bie.Dysputy teologiczne nie były jednak w ich stylu.Skoń­czyli naradę i ruszyli w moim kierunku.Nagle w ich oczach dostrzegłem groźbę i kiedy dwóch młodszych rzuciło się na mnie, wyminąłem ich i zacząłem uciekać.Mieli dłuższe nogi, ale ja byłem zwinniejszy, a poza tym byłem w swojej dzielnicy i lepiej znałem teren.Przebiegłem kawałek ulicą, skręciłem w boczną alejkę, później przez dziurę za gara­żem Allertonów, zawróciłem w ich kierunku równoległą uliczką i wróciłem do domu kuchennymi drzwiami.Przez kilka następnych dni nie oddalałem się od domu i zacho­wywałem czujność, ale pobożni Irlandczycy nigdy już nie pojawili się, by ukarać bluźniercę.Od tego czasu nau­czyłem się ostrożniej wyrażać opinie na tematy religijne.Nigdy nie zostałem wierzącym.Miałem naturalne skłon­ności do sceptycyzmu.Jeżeli czegoś nie można zmierzyć, to ta rzecz nie istnieje.To dotyczyło nie tylko Boga Ojca i Jednorodzonego Syna, ale również wszelkiego mistycyzmu, który ludzie tak lubili w tych latach napięć, jak latające talerze, buddyzm Zeń, kult Atlantydy, Hare Krishna, makrobiotyka, telepatia i inne rodzaje pojmowania ponadzmysłowego, jak teozofia, entropia, astrologia i tym podobne dziedziny.Gotów byłem uznać istnienie neutrino, kwazarów, dryfowania kontynentów i różnych rodzajów kwarków, ponieważ odczuwałem szacunek wobec dowodów ich istnie­nia.Nie mogłem zaakceptować zjawisk nieracjonalnych sta­nowiących opium dla mas.Kiedy księżyc jest w siódmym domu.nie, dziękuję.Trzymałem się ścieżki rozumu w trak­cie trudnego okresu dojrzewania i uparty, mały Billy Gifford, cwany zbieracz owadów, pozostał z dala od kościoła i stał się profesorem dr Williamem F.Giffordem z Wydziału Mzyki Uniwerystetu Harvarda.Nie byłem nastawiony wrogo do religii.Po prostu ją ignorowałem tak, jak igno­rowałem sprawozdania prasowe z gier narodowych w Afga­nistanie.Zazdrościłem wierzącym ich wiary.Gdy nadchodziły złe czasy, jak dobrze byłoby pobiec do Naszej Pani Wszystkich Trosk po pociechę.Oni mogli się modlić, oni mieli złudze­nie, że Boży plan kierował tym najlepszym ze światów, podczas gdy ja pozostawałem w bezbarwnej i burzliwej pustce posępnie zdając sobie sprawę, że świat nie ma sensu i że jedyna uniwersalna prawda, która nim rządzi, to ta, ze entropia w końcu zwycięży.Były okresy, kiedy szczerze pragnąłem umieć się modlić, kiedy byłem zmęczony korzystaniem z wyłącznie mojego kapitału egzystencjonalnego, kiedy chciałem paść na twarz i zawołać: Panie, poddaję się, teraz Ty coś zrób.Mogłem Go prosić o tyle rzeczy.Boże, pozwól, aby gorączka mojej córeczki spadła.Nie pozwól, żeby mój samolot się rozbił.Nie dopuść, żeby zastrzelili i tego prezydenta.Naucz rasy żyć ze sobą w pokoju, zanim czarni zaczną podpalać domy na mojej ulicy.Nie pozwól, żeby miłujący pokój, oświeceni studenci podłożyli bombę w ośrodku obliczeniowym w tym semestrze.Niechaj kolejny skandal z narkotykami nie wy­darzy się w szkole, do której chodzi mój syn.Niech baranek spoczywa spokojnie wraz ze lwem.Poruszając się w tym chaosie miałem często taką samą skłonność do pobożności, jak pobożni do grzechu.Jednakże moja miłość rozumu nie pozwalała mi opowiedzieć się za rzeczami nieracjonalnymi.Czy to był upór, czy przerost ambicji, ale niezależnie od tego, jak źle układała się sytuacja, Bili Gifford nie miał zamiaru poddać się tyranii.Nawet łaskawej tyranii.Nawet kiedy miałem prosić o łaskę.Można było prosić o tak wiele, chociaż wiary było tak mało.Uczciwość intelektualna prze­de wszystkim, Gifford! Nawet jeżeli każdy następny rok był gorszy niż poprzedni.Gdy dorastałem w latach siedemdziesiątych, było w mo­dzie, by poważni i wykształceni ludzie spotykali się i prze­konywali nawzajem, że zachodnia cywilizacja upada [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •