[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.twoja rana.czerwona i sina.Powiedz mi, jaka, jaka straszna winaPrzyczyną?BALLADYNA%7ładna.135Juliusz SłowackiPUSTELNIKLekarz musi wiedziećWprzód, nim wyleczy.BALLADYNACzerwona malinaSplamiła czoło.PUSTELNIKMusisz mi powiedzieć,Kiedy to było?BALLADYNAWczora.PUSTELNIKWczora rano?BALLADYNATak.PUSTELNIKDaj mi ręką posłuchać uderzeńTwojego serca.- Czy pod zapłakanąWierzbą nie rosły maliny? Mów śmiało;%7łądam od ciebie spowiedniczych zwierzeń.Czy ta malina była kiedyś białą?A tyś ją może sama sczerwieniła?Przyłóż do serca tę, co cię zraniła,136BALLADYNAMalinę.Odpycha ją gwałtownie.Biada tobie! serce twojeWydało.BALLADYNAStarcze!PUSTELNIKTyś siostrę zabiła!BALLADYNANie - nie - masz złoto - jeszcze tyle troje Przyniosę.PUSTELNIKSłuchaj ! za co płacisz?BALLADYNANie wiem.PUSTELNIKTa rana ciebie piekielnym zarzewiemPali.ha?.BALLADYNAPali.PUSTELNIKI spałaś dziś?137Juliusz SłowackiBALLADYNASpałam.PUSTELNIKZ tą raną?.BALLADYNAStarcze, ja nic nie wyznałam.PUSTELNIKNic! o przeklęta! a za coś płaciła?BALLADYNAZa twoje leki.PUSTELNIKBogdaj rana gniła,Aż cienie śmierci na całą twarz padną;A moje zioła piekłu nie ukradną%7ładnego bolu.BALLADYNAStarcze, biada tobie!PUSTELNIKz ironiąCo? ty mi grozisz, kiedy ja chorobieObmyślam leki? czary piekieł trudzę,Aby tę ranę zmazać z twego czoła.Chcesz, siostrę twoją umarłą obudzę.138BALLADYNABALLADYNAObudzisz?PUSTELNIKSiostra niech siostry zawoła!Umarła wstanie i tę ranę zmaże.Chcesz?BALLADYNAGdybym miała trzy wybladłe twarze,N a każdej twarzy trzy straszniejsze plamy,Wolę je nosić aż do Boga sądu,Niż.PUSTELNIKMilcz, zbrodniarko! teraz my się znamyDo głębi serca.Niechaj z tego trąduLęgną się w mózgu gryzące robaki,W sumnieniu węże; niech kąsają wiecznie,Aż umrzesz wewnątrz, a zgniłymi znakiOkryta, chodzić będziesz jako żyweTrupy.precz! precz! precz! ty musisz koniecznieCzekać, co Boga sądy sprawiedliweUczynią z tobą.A coś okropnegoBóg już przeznaczył, może jutro spełni.Może odmówi chleba powszechnego,Może ci włosy kołtunami zwełni,Potem zabije niewyspowiadanąOgniem niebieskim.Biada! jutro rano139Juliusz SłowackiNa murach zamku ujrzysz Boga palec.Ty jesteś jako zjadliwy padalec,A jeszcze gorszą plamę masz wyrytąNa twoim sercu niż na twoim czole.Co.czyś ty martwa?.Obudz się, kobieto.Obudz się.słuchaj.BALLADYNAjak ze snuCo to? ha? wyrzekłeś,%7łe siostra moja zbudzi się?.ja wolęUmrzeć.- Dlaczego ty się, starcze, wściekłeś?Biada ci! Biada!Ucieka.PUSTELNIKsamW smutnej lasów ciszyZbrodnia jak dzięcioł w drzewa bije suche;A cięcie noża daje takie głucheEcho jak topor kata, kiedy rąbieGłowy na pniaku.Bóg to wszystko słyszy,wszystko zamyka w tej okropnej trąbie,Co kiedyś będzie na sąd wołać ludzi.Slychać śmiech w lesie.Wszelki duch! W lesie śmieją się szatani!Wiedzma goplańska z diablików orszakiemZmieszy ponure dęby, a z płaczącychBrzóz się najgrawa.140BALLADYNASłychać odgłos lowów i psów łajanie.To łowiec umarłyMglistymi psami mgliste pędzi turyBłyskawicowym wichrem oślepione.Pójdę.i łowy przeżegnam, niech ginąNa wieki wieków.Lecz to nie rozsądekSąsiedztwo diabłów mienić w nieprzyjaciół.Słychać dzwony podziemne.Cóż to? zalane przed wiekami miastaWołają z Gopła do Boga o litośćPłaczem wieżowym.Może jaki krzyżykWieży sodomskiej między lilijamiWidać na fali?.pójdę nie wytrzymam -pójdę przeżegnać miasto potępione;Może spokojnie pod modlitwą starcaSnem cichym zaśnie w pogrobowej fali;Jak potępiony człowiek, za któregoDziecię się modli.SCENA IVLas jak poprzednio.Skierka i Chochlik.CHOCHLIKPoleciał.głupi jak wrona.SKIERKAbierze porzuconą na kamieniu koronęPatrz, oto starca korona.141Juliusz SłowackiNiechaj na włosach GoplanyOd księżycowych promykówBłyska jak wianek ognikówZwiązany włosem i wlanyW gniazdeczko złotych warkoczy.CHOCHLIKPatrz, nasza pani tu kroczy.Grabiec i Goplana wchodzą na scenę.GRABIECMoja najmilsza wiedzmo, deszczowa panienko,Tobie jezioro łożem, a chmura sukienką;Gdy po lesie przechodzisz, każdy kwiat i drzewoWołać by cię powinien: chodz, panno ulewo!Oraczowi by ciebie mieć nad suchą niwą.A gdybym ja był kwiatkiem, gorczycą, pokrzywą,Albo rumiankiem, wtenczas wieczną tobie miłośćPrzysiągłbym i w małżeńską wstąpiłbym zażyłośćAle ja na nieszczęście nie kwiat ani ziele;Człowiek mięsny, panienko; a moje piszczeleSkórę wychudłą podrą jak ostre nożyce,Jeśli je mgłą napoję, gwiazdami nasycę.Więc kłaniam uniżenie.GOPLANAO! biada mi, biada!Dziś moja roża na pieńku opada,142BALLADYNADziś jakiś rybak otruł złotą stynkę,Pieszczotę moję; dziś miłą ptaszynkę,Co mi śpiewała nocą nad jeziorem,Na srebrnej brzozie, chłop zabił toporemI drzewo zrąbał.GRABIECDzisiaj mnie sowitoWierzbami pod zamczyskiem Kirkora obito;To prawdziwe nieszczęście, plecy świerzbią.- AleSkoro w tym zamku biją, a karmią wspaniale,Gdy z odkręconych dziobków u rynien w rynsztokiPłynie jasna gorzałka; więc każą wyroki,Abym przystał na służbę do kuchni Kirkora.GOPLANACo? zawsze do niej! do niej!.Jeszcze wczoraWidziałeś serce tej kobiety
[ Pobierz całość w formacie PDF ]