[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na wzgórzu stało kilka kamieni.Elfy je atakują.Nie wiem dlaczego.- Widzieliście jakieś czarownice na Rozrywce? - spytała Magrat.- Czarownice, czarownice.- mruczał Myślak.- Nie można ich przeoczyć.Jedna chuda, patrząca na wszystkich surowo, druga niska i gruba, łupie orzechy i często się śmieje.Na pewno rozmawiały ze sobą bardzo głośno.I obie noszą wysokie, szpiczaste kapelusze.- Nikogo takiego nie zauważyłem.- Czyli ich nie było.Być zauważaną to właśnie to, o co chodzi w czarownictwie.Magrat chciała jeszcze dodać, że jej samej nigdy to za dobrze nie wychodziło, ale zrezygnowała.- Jadę tam na górę - oznajmiła tylko.- Potrzebowałabyś całej armii, pani.Przecież i tak już miałabyś przed chwilą poważne kłopoty, gdyby bibliotekarz nie schował się na drzewie.- Ale nie mam armii.Dlatego muszę spróbować sama, prawda? Tym razem udało jej się zmusić konia do galopu.Myślak spoglądał za nią w zadumie.- Szczerze mówiąc, ludowe pieśni zrobiły wiele złego - zwrócił się do nocnego powietrza.- Uuk.- Przecież ją tam całkiem zabiją.- Uuk.- Witam, panie Donico.Dwa kufle węgorzy, jeśli można.- Oczywiście, to może być jej przeznaczenie albo coś w tym rodzaju.- Uuk.- Tysiącletnia wskazówka i krewetki.Myślak Stibbons zrobił zakłopotaną minę.- Ktoś chce ruszać za nią?- Uuk.- Hej, tam idzie, z tym wielkim zegarem.- To znaczy „tak”?- Uuk.- Nie twoje.Jego.- Husiu-husiu, idzie nasza galaretka.- Sądzę, że można to uznać za „tak” - stwierdził z wahaniem Myślak.- Uuk?- Mam piękną nową kamizelkę.- Chociaż z drugiej strony - mówił dalej Myślak - cmentarze pełne są ludzi, którzy rzucali się do ataku mężnie, ale nierozsądnie.- Uuk.- Co on powiedział? - zapytał kwestor, który w drodze do innych miejsc mijał właśnie rzeczywistość.- Myślę, że powiedział: „Prędzej czy później cmentarze są pełne wszystkich” - odparł Myślak.- A co tam! Ruszamy.- Tak, w istocie - zgodził się kwestor.- Ręce w rękawice, bosmanie!- Zamknij się, co?Magrat zsunęła się z siodła i puściła konia.Wiedziała, że jest już niedaleko Tancerzy.Na niebie migotały kolorowe światełka.Chciałaby wrócić do domu.Było wyraźnie chłodniej - za zimno jak na letnią noc.Kiedy ruszyła naprzód, płatki śniegu zawirowały na wietrze i zmieniły się w deszcz.***Ridcully zmaterializował się wewnątrz zamku.Oparł się o kolumnę, czekając, aż odzyska oddech.Po transmigracji zawsze przed oczami krążyły mu niebieskie plamki.Nikt go nie zauważył.W zamku panowało zamieszanie.Nie wszyscy pochowali się po domach.W ciągu ostatnich kilku tysiącleci wrogie armie niejeden raz maszerowały przez Lancre, więc świadomość grubych, bezpiecznych murów zamku praktycznie wryła się w zbiorową pamięć.Uciekać do zamku.A teraz zebrała się tu prawie cała ludność małego królestwa.Ridcully zamrugał niepewnie.Ludzie krążyli dookoła, wypytywani przez niewysokiego młodego człowieka w za luźnej kolczudze i z ręką na temblaku.Wydawało się, że tylko on zachował rozsądek.Kiedy Ridcully był już pewien, że zdoła chodzić prosto, podszedł do niego.- Co się tu dzieje, młody.- zaczął i urwał nagle.Shawn Ogg obejrzał się.- O, podstępna lisico! - zawołał Ridcully, zwracając się ogólnie do powietrza.- „Na twoim miejscu poszłabym po nią”, mówi, a ja słucham jak dureń! Gdybym nawet potrafił znowu się przenieść, przecież nie wiem, gdzie byliśmy!- Proszę pana.- odezwał się Shawn.Ridcully otrząsnął się.- Co się dzieje? - powtórzył.- Nie wiem! - odparł Shawn, niemal we łzach.- Myślę, że zaatakowały nas elfy! To, co opowiadają, zupełnie nie ma sensu! Pojawiły się chyba w czasie Rozrywki! Albo jakoś tak!Ridcully spojrzał na przerażonych, oszołomionych ludzi.- A panienka Magrat pojechała z nimi walczyć.Sama! Ridcully zdziwił się wyraźnie.- Kto to jest panienka Magrat?- Ma zostać królową! To panna młoda! Słyszał pan? Magrat Garlick.Umysł Ridcully’ego potrafił przetrawić jeden fakt naraz.- A po co pojechała?- One schwytały króla!- Wiedziałeś, że schwytały też Esme Weatherwax?- Jak to? Babcię Weatherwax?- Wróciłem, żeby ją ratować - dodał Ridcully i uświadomił sobie, że brzmi to albo bzdurnie, albo tchórzliwie.Shawn był zbyt poruszony, żeby cokolwiek zauważyć.- Mam tylko nadzieję, że nie zaczęły zbierać czarownic.- Westchnął.- Potrzebna im jeszcze nasza mama, a będą miały komplet.- Mnie nie złapały - odezwała się niania Ogg za jego plecami.- Mamo! Jak się tu dostałaś?- Na miotle.Lepiej wyślij na dach paru ludzi z łukami.Ja tamtędy weszłam, więc inni też mogą próbować.- Co teraz zrobimy, mamo?- Bandy elfów włóczą się po okolicy - poinformowała niania.- A nad Tancerzami widać łunę.- Musimy ich zaatakować! - krzyknął Casanunda.- Niech pokosztują zimnej stali!- Mężny człowiek z tego krasnoluda - pochwalił go Ridcully.- Ma rację.Idę po kuszę.- Jest ich zbyt wiele - wtrąciła spokojnie niania.- Tam są babcia i panienka Magrat, mamo - wtrącił Shawn.- Na panienkę Magrat naszło coś dziwnego.Włożyła zbroję i pojechała walczyć ze wszystkimi!- Ale na wzgórzach aż się roi od elfów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]