[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez minutę lub dwie trwaliśmy bez ruchu.Jasność chwiała się dalej leciutko, ale nie stawała się ani większa, ani mniejsza.— Być może to tylko kaganek — rzekł Wilhelm — jeden z tych pozostawionych, by przekonać mnichów, że bibliotekę zamieszkują dusze zmarłych.Ale trzeba to sprawdzić.Ty zostań tutaj zakrywając światło, ja ostroż­nie tam pójdę.Byłem jeszcze zawstydzony, że tak mało chwalebnie spisałem się poprzednio ze zwierciadłem, i chciałem odzyskać dobrą sławę w oczach Wilhelma.— Nie, pójdę ja — oznajmiłem — ty zaś zostań tutaj.Będę ostrożny, a jestem mniejszy i lżejszy.Jak tylko zobaczę, że nie grozi żadne niebezpieczeństwo, zawołam.I tak uczyniłem.Szedłem przez trzy pokoje prze­mykając przy ścianach, lekki jak kot (albo jak nowicjusz, który schodzi do kuchni, by ukraść ser ze spiżarni, przedsięwzięcie, w którym celowałem w Melku).Do­tarłem na próg pokoju, z którego dobiegała jasność, bardzo słaba, i kryjąc się za kolumną służącą jako prawy węgar, zerknąłem do pokoju.Nie było nikogo.Jakaś lampka płonęła na stole kopcąc.Nie był to kaganek podobny do naszego, wyglądała raczej na odkrytą ka­dzielnicę, nie paliła się płomieniem, lecz jeno tlił się jakiś lekki popiół i coś się w nim spalało.Zebrałem się na odwagę i wszedłem.Na stole obok kadzielnicy leżała otwarta księga o żywych kolorach.Zbliżyłem się i ujrza­łem na karcie cztery szpalty rozmaitych kolorów: żółć, cynober, turkus i terakota.Wyłaniała się stamtąd bestia, przerażająca z wyglądu, wielki smok o dziesięciu głowach i z ogonem, który ciągnął za sobą gwiazdy z nieba i rzucał na ziemię.I nagle ujrzałem, że smok mnoży się, a łuski na jego skórze stają się jak las lśniących płytek, które odstają od karty i zaczynają krążyć dokoła mojej głowy.Rzuciłem się do tyłu i ujrzałem, że powała pokoju pochyla się i wali prosto na mnie, potem usłyszałem jakby świst tysiąca węży, jednak nie przerażający, lecz prawie uwodzicielski, i ukazała się kobieta, otoczona światłem, która zbliżyła swoją twarz do mojej owiewając mnie swym oddechem.Odsunąłem ją wyciągniętymi ramionami i wy­dało mi się, że moje ręce dotykają ksiąg ze stojącej przede mną szafy i że rosną ponad wszelką miarę.Nie wiedziałem już, gdzie jestem, gdzie jest niebo, a gdzie ziemia.Ujrzałem na środku pokoju Berengara, który przypatrywał mi się ze szkaradnym uśmiechem, ociekającym lubieżnością.Zakryłem twarz dłońmi i moje dłonie wydały mi się niby łapy ropuchy, lepkie i płetwiaste.Zdaje mi się, że krzyknąłem, poczułem kwaskowaty zapach w ustach, a potem zapadłem się w nieskończoną noc, która otwie­rała się coraz bardziej — pode mną i nie wiedziałem już nic.Obudziłem się po czasie, który zdał mi się wiekami, czując uderzenia, które rozbrzmiewały mi w głowie.Leżałem na ziemi, a Wilhelm klepał mnie po jagodach.Nie byłem już w tamtym pokoju i moje oczy dostrzegły kartusz, który powiadał: Requiescant a laboribus suis[75].— Wstańże, Adso — szeptał mi Wilhelm.— Nic się nie stało.— Tamto wszystko — rzekłem jeszcze majacząc.— Tam, bestia.— Żadna bestia.Znalazłem cię majaczącego u stóp stołu, na którym leżała piękna apokalipsa mozarabska, otwarta na stronicy z mulier amicta sole[76], kobietą, która stoi naprzeciwko smoka.Ale po zapachu domyśliłem się, że wdychałeś jakieś paskudztwo, i zaraz cię wyniosłem.Mnie też boli głowa.— Ale co widziałem?— Nic.Tyle tylko, że spalają się tam substancje dające wizje, poznałem po zapachu, to coś arabskiego, być może to samo Starzec z gór dawał wdychać owym mordercom, nim pchnął ich do czynów.W ten sposób rozwikłaliśmy tajemnicę wizji.Ktoś w nocy kładzie magiczne zioła, by przekonać niewczesnych gości, że biblioteki broni obecność demonów.Co właściwie odczuwałeś?Bezładnie, na tyle, na ile pamiętałem, opowiedziałem moją wizję, a Wilhelm wybuchnął śmiechem.— W połowie wyolbrzymiłeś to, co dojrzałeś w księdze, a w drugiej połowie pozwoliłeś przemówić swoim pragnieniom i lękom.Te zioła wzmagają takie stany umysłu.Trzeba będzie porozmawiać o tym jutro z Se­werynem, zdaje się, że więcej wie na ten temat, niż po sobie pokazuje.To zioła, tylko zioła, nie potrzeba nawet tych nekromanckich zabiegów, o których mówił szkłodziej.Zioła, zwierciadła.Tego miejsca zakazanej wiedzy bronią liczne i nader kunsztowne wynalazki.Wiedza wykorzystana, by zakrywać, nie zaś oświecać.Nie po­doba mi się to.Jakiś spaczony umysł kieruje świętą obroną biblioteki.Ale była to trudna noc, trzeba już stąd wyjść.Jesteś wzburzony, potrzebujesz wody i świeżego powietrza.Nie warto nawet podejmować próby otwo­rzenia tych okien, są zbyt wysoko i pewnie zamknięte od dziesięcioleci.Jakże mogli pomyśleć, że Adelmus stąd właśnie rzucił się w przepaść.Wyjść — rzekł Wilhelm.Jakby to było takie łatwe.Wiedzieliśmy, że do biblioteki można się dostać od jednej tylko baszty, wschodniej.Ale gdzie byliśmy w tym momencie? Straciliśmy całkowicie rozeznanie.Długo błądziliśmy ogarnięci lękiem, że nigdy nie zdołamy opuścić tego miejsca, ja ciągle jeszcze chwiejąc się na nogach i czując mdłości, Wilhelm dosyć zatroskany o mnie i rozzłoszczony niedostatkiem swojej wiedzy, i ta wędrówka podsunęła nam, a raczej podsunęła Wilhel­mowi, myśl na dzień następny.Trzeba będzie wrócić do biblioteki, założywszy, że kiedykolwiek z niej się wydosta­niemy, z głownią ze spalonego drewna lub inną substan­cją, którą dałoby się robić znaki na ścianach.— Aby znaleźć wyjście z labiryntu — wyrecytował Wilhelm — jest tylko jeden sposób.Przy każdym nowym węźle, to jest takim, w którym jeszcze się nie było, kierunek przyjścia będzie wskazany trzema znakami.Jeśli z przyczyny poprzednich znaków na którymś z dojść do węzła ujrzy się, że ów węzeł był już odwiedzony, położy się jeden tylko znak wskazujący kierunek dojścia.Kiedy wszystkie przejścia będą już oznakowane, trzeba będzie zawrócić i pójść w przeciwnym kierunku.Ale jeśli jedno przejście lub dwa są jeszcze bez znaków, wybierze się którykolwiek kładąc dwa znaki.Idąc w kierunku, który ma jeden tylko znak, położymy dwa dalsze, tak by teraz miał trzy.Przemierzy się wszystkie części labiryntu, jeśli tylko, docierając do węzła, nigdy nie ruszy się przejściem z trzema znakami, chyba że wszystkie pozostałe przejścia są już znakami opatrzone.— Skąd to wiesz? Jesteś biegłym od labiryntów?— Nie, recytuję tylko stary tekst, który kiedyś czy­tałem.— I według tej reguły można się wydostać?— O ile mi wiadomo, prawie nigdy.Spróbujemy jednak.A zresztą w najbliższych dniach będę miał okulary i dość czasu, by pilniej przestudiować księgi.Skoro poruszanie się według kartuszy zawiodło, może regułę poda nam układ ksiąg [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •