[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzieś jakaś ponura forteca.Zrezygnowałem z prób przypomnienia sobie i wyruszyłem w towarzystwie Kopcia, by przyjrzeć się postępowi naszych wojsk z perspektywy naszego wroga.Ogniste kule siały skroś nocy kolorowe perły.Pochodnie jasnymi cętkami znaczyły odległe zbocza, wśród nich świeciły wyspy i węże światła.Dowódcy żołnierzy Cienia obserwowali to bez żadnych komentarzy, wyjąwszy sugestię Klingi, że Kapitan stara się pozornie zwiększyć posiadaną siłę, każąc palić więcej pochodni.Nie obchodziło ich to.Spora część młodszych oficerów oczekiwała, że Długi Cień spuści ich ze smyczy, kiedy tylko nas zmiażdżą.Widzieli już siebie, jak wczesną wiosną maszerują na północ, aby w pełni lata móc swobodnie plądrować i gwałcić.Ale wśród nich kilku było weteranami armii, którym daliśmy się we znaki w przeszłości.Ci okazywali więcej szacunku.I zdradzali nie mniej intensywne pragnienie porządnego dołożenia nam.Nie sądzili, że będzie to łatwe, wierzyli jednak, że uda się nas pokonać.Sam Mogaba zdawał się bardziej pochłonięty swoimi planami kontrinwazji niż przygotowaniami do dalszego powstrzymywania nas na przełęczy.Nie podobało mi się to, nie widziałem jednak niczego, co przekonałoby mnie, iż pokłada nadmierną wiarę we własne siły.A jednak na widok tych wszystkich kuł ognistych i pochodni nabierałem ducha.Ta potężna masa ludzka znajdująca się w ruchu stanowiła efekt wykorzystania siły mobilizującej Czarnej Kompanii.I nie miałem najmniejszych kłopotów z przypomnieniem sobie, kiedy było nas tylko siedmiu, najbardziej nieprzyjemna gromadka bandziorów, jaka kiedykolwiek chodziła po tej ziemi.To było ledwie trochę dawniej niż pięć lat temu.Triumf czy porażka, ta kampania zabrzmi w Kronikach potężnym uderzeniem dzwonu.Wróciłem ponownie do swego ciała i zasnąłem na powrót.Kiedy obudziłem się, nasze straże przednie właśnie wchodziły na równinę Charandaprash.We wszystkich niżej położonych miejscach i w wyżłobieniach terenu gromadziła się mgła.20.Zatrzymaliśmy się wśród potwornego zamieszania.Wyjrzałem z wozu.Pojedyncze pasma mgieł zmieniły się we wszechobejmującą, szarą pokrywę, za którą zniknął świat.Ludzie z pochodniami śpieszyli tu i tam, ich ognie lśniły niczym błędne ogniki.Żaden nie zbliżył się do mnie.Wszystkie siły zeszły się razem i w obecnej chwili świat wydawał się bardzo zatłoczonym miejscem.Pojawił się Konował.Musiałem mu to powiedzieć:- Wyglądasz na kompletnie wykończonego.- Nogi wrastają mi w dupę.- Wspiął się na wóz, przyjrzał Kopciowi, rozmościł wygodnie i przymknął oczy.- I co?- Hm?- Jesteś tutaj.Jak poszło? Co z twoimi przeklętymi zwierzaczkami? Obserwują nadal?Przez chwilę myślałem, że udało mu się już zasnąć.Nie odpowiedział od razu:- Ukrywam się.Przed ptakami także.Jednooki je przegnał.- Jakieś dwie minuty później dodał: - Nie podoba mi się to, Murgenie.- Co ci się nie podoba?- Bycie Kapitanem.Żałuję, że nie poprzestałem na roli Kronikarza i lekarza.Mniejsze napięcie.- Świetnie dajesz sobie radę.- Ja to widzę inaczej.Gdybym nie został Kapitanem, nie martwiłbym się tak o przyszłość.- Do diabła.A ja sobie tutaj myślałem, że właśnie przeżywasz szczyt swej kariery, wyciskając ze wszystkich ostatnie poty.- Wszystko, czego kiedykolwiek chciałem, to zaprowadzić nas z powrotem do domu.Ale oni mi nie pozwalają.- Z pewnością nikt nigdy nie zamierzał uprzejmie otworzyć nam drzwi.W szczególności Radisha nie miała takiego zamiaru.Ostatnimi czasy dość intensywnie zastanawia się, co z nami zrobić.- Tak właśnie powinno być.- Uśmiechnął się.- A ja nie zapomniałem o niej.- Przerwał na chwilę, po czym powiedział: - Jesteś na bieżąco ze swoimi Kronikami.Jaka była najgorsza sytuacja, w której kiedykolwiek się znaleźliśmy?- Wedle mego osądu to miało miejsce właśnie tutaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]