[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zakłada przynętę na haczyk i zarzuca wędkę.Niemal natychmiast ma branie.Tasama ryba. Zasługujesz, żeby wylądować na talerzu mówi łososiowi, ale i tak znów gowypuszcza. Sio! Szukaj swojego przeznaczenia.I trzymaj się z daleka od błyszczących,zakrzywionych rzeczy.To z jakiegoś wariackiego powodu przypomina mi o rozmowie ze szkolnym doradcą. Ostatnio tyle pracujesz. zaczynam. Nie przypominaj mi. Chcesz sobie kupić nowego konia? A potem nowy samochód, a mówiąc: nowy, mam na myśli używany, a mówiąc:używany, mam na myśli prawdopodobnie jakiś totalny złom, bo na więcej nie będzie mnie stać. Nie oszczędzasz na studia? pytam.Nieodpowiednie pytanie.Tucker wbija oczy w wędkę, którą szybko rozmontowuje. Nie mówi z wymuszoną swobodą. Po liceum zostaję na ranczu.Tata wiosnąuszkodził sobie kolano, a nie stać nas na wynajęcie jeszcze jednego człowieka, więc pomyślałem,że się przydam. Ach tak. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. A kazali ci iść do pani Baxter? Tak potwierdza z drwiącym prychnięciem. Zmusiła mnie, żebym umówił się najakieś rozmowy na Uniwersytecie Północnej Arizony w przyszłym tygodniu.Pewnie pójdę doszkoły za rok czy dwa, bo tego się po mnie spodziewają. A co byś studiował? W college u? Gdybyś poszedł? Pewnie rolnictwo.Może leśnictwo mówi, pocierając kark. Leśnictwo? %7łeby móc zostać strażnikiem leśnym.Wyobrażam go sobie w zielonym mundurze strażnika, w kapeluszu jak Miś Smokey.Istrasznie mnie to kręci. Wiesz co, robi się pózno.Wracamy? pyta Tucker. Jasne. Zwijam swoją żyłkę i układam wędkę na dnie, obok jego wędki.Tucker zapalasilnik i kilka minut pózniej suniemy już po wodzie w stronę przystani.%7ładne z nas nic nie mówi,ale Tucker nagle wzdycha.Zwalnia maksymalnie, potem zatrzymuje łódkę.Jesteśmy na środkujeziora, silnik działa na jałowym biegu, słońce zachodzi za górami. Nie chcę opuszczać tego miejsca odzywa się Tucker po chwili.Patrzę na niego, zdziwiona. Nie chcesz opuszczać tego miejsca?Wskazuje szerokim gestem góry wznoszące się za nami, czaplę muskającą taflę jeziora,błyski zachodzącego słońca na wodzie. To dla mnie wszystko.Tego chcę.Dociera do mnie, że nie mówi o dzisiejszym dniu, o jeziorze, o tej chwili.Mówi o swojejprzyszłości. Może pójdę na studia, ale i tak wyląduję tutaj stwierdza. Tu będę żył i tu umrę.Patrzy na mnie, jakby mnie wyzywał, żebym zaprotestowała.Ale ja tylko przesuwam siębliżej niego i obejmuję go za szyję. Rozumiem szepczę.Rozluznia się. A ty? Co ty chcesz robić? Ja też nie chcę opuszczać tego miejsca.Chcę tu zostać.Z tobą.Tego wieczoru, kiedy już zasypiam, dzwoni moja komórka.Z początku ją ignoruję,pozwalam włączyć się poczcie głosowej, bo chcę zanurzyć się w sen i dowiedzieć, kto umarł.Aletelefon dzwoni znowu.I znowu.Ktokolwiek to jest, nie przyjmuje odmowy.Co jest dla mniewskazówką, że to. Okej, Ange, lepiej niech to będzie coś ważnego, bo jest pózno i. To Stanford! Wybucha dzikim, radosnym śmiechem, jakiego nigdy u niej niesłyszałam. Idę do Stanforda, C.Poznałam po drzewach.byłaś genialna, że kazałaś mi patrzećna drzewa. Rany.Najwyższa liga.To świetnie, Ange. No nie? Byłam przygotowana, że to będzie cokolwiek, nawet jakaś podrzędna szkoła, októrej nikt nie słyszał, bo moje zadanie było ważniejsze, ale Stanford to szkoła, za którą bym zabiłanawet bez zadania.Więc jest doskonale. Też się cieszę. A przynajmniej próbuję.Wychowałam się niedaleko UniwersytetuStanforda.Czułabym się tam jak w domu. Jest jeszcze coś mówi Angela.Przygotowuję się na kolejne rewelacje, na przykład że Angela ma już pełne stypendiumnaukowe, albo że prawdziwy anioł, intangere, wpadł do niej z liścikiem szczegółowo opisującym,co ma robić na tej uczelni z ulotką z nieba. Okej.Co? pytam, kiedy nie mówi sama z siebie. Chcę, żebyś też tam poszła. Hę? Kiedy? Na studia, ciołku.Idę na US i chcę, żebyś tam ze mną była.Trzecia nad ranem.Zero możliwości spania.Przez całą noc rzucałam się w pościeli niemogąc uspokoić wariackich myśli, obijających mi się po głowie.Przyjazń mojej matki z upadłymaniołem.Studia.Christian.Zadania, które trwają sto lat.Potop, który zabił wszystkich anielitów naziemi.Angela i jej pomysły, żebym szła z nią na US.Tucker zostający tu na wieki wieków.PaniBaxter, cała pełna nadziei, słodka do bólu i równie wkurzająca.Fakt, że ktoś umiera, niezapominajmy o tym.Ktoś.A ja ciągle nie wiem kto.Wreszcie wstaję i idę na dół.O dziwo, zastaję mamę przy kuchennym stole, z ramionamiowiniętymi szalem, z kubkiem herbaty, który otacza dłońmi, jakby chciała się od niego ogrzać.Unosi głowę i się uśmiecha. Nocne marki wszystkich krajów łączcie się mówi. Chcesz herbaty? Jasne.Nalewam sobie filiżankę z dzbanka na blacie, odnajduję cukier i śmietankę, a potem stojęzamyślona, mieszając herbatę o wiele za długo, aż mama pyta: Co się dzieje? Nic odpowiadam. To, co zwykle.Ach, i Angela idzie na US.Mama unosi brwi. Stanford.Robi wrażenie. Jeszcze nie złożyła podania, ale uważa, że jej zadanie właśnie tam się rozegra. Rozumiem. Chce, żebym poszła tam z nią. Zmieję się. Jakbym miała szanse dostać się na US. Nie wiem, czemu miałabyś się nie dostać mówi mama, marszcząc brwi. Zwietniesię uczysz. Daj spokój.Oni wymagają czegoś więcej.Wiem, że mam dobre stopnie, ale żeby siędostać do takiej szkoły, trzeba.być prezesem klubu dyskusyjnego albo budować domy dlabezdomnych w Gwatemali, albo mieć maksimum punktów z testów sprawdzających.Ja raczejnieszczególnie się nimi przejmowałam.Nie zrobiłam niczego, od kiedy przyjechałam doWyomingu. Spoglądam jej w oczy. Byłam tak obsesyjnie zajęta swoimi wizjami, że prawienie zauważałam niczego poza nimi.Mama wypija łyk herbaty.I mówi: Skończyłaś się nad sobą użalać? Tak, chyba. Dobrze.Nie ma sensu użalać się na sobą zbyt długo.To zle robi na cerę.Robię do niej minę. Masz pewien wielki atut, jeśli chodzi o US mówi. Ach tak? A jaki? Studiowała tam twoja babcia i tak się składa, że co roku zasila uniwersytet sporą sumą. Wybałuszam na nią oczy.Moja babcia.Ja nie mam babci.Mama mamy umarła przyporodzie pod koniec XIX wieku. Mówisz o mamie ojca? Nigdy nie słyszałam ani słowa o mamie ojca.%7ładne zrodziców nie mówiło wiele o swojej rodzinie. Nie mówi mama ze znaczącym uśmieszkiem. Mówię o sobie.W 1967ukończyłam Stanforda z magisterium z historii.Nazywałam się wtedy Margot Whitfield.A wedługoficjalnych dokumentów Margot Whitfield to twoja babka. Margot Whitfield powtarzam. To ja.Kręcę głową, uszom nie wierząc. Wiesz, czasami mam wrażenie, że wcale cię nie znam. Bo nie znasz przyznaje wesoło, czym znów kompletnie mnie zaskakuje. Kiedychodzi się po świecie długo jak ja, przeżywa się kilka różnych żywotów, i za każdym razem wpewnym sensie jest się innym człowiekiem.Inną wersją siebie.Margot Whitfield to dla ciebie obcaosoba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]