[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zjadłeś duży kawałek? Odpowiedzże! Czy zupełnie odjęło ci mowę?Jorgen był zły.Mattis przewracał oczami, zajęty wyłącznie myślą, czy będzie z nim źle.Bał się, był przekonany, że pali go w gardle.Wkrótce cały w środku zapłonie! Trzeba się spieszyć.Nie spuszczał wzroku z Jorgena.Z trującym grzybem we wnętrznościach śledził pilnie każde poruszenie tamtego, czekając na sposobność.Jorgen był zły i przestraszony zarazem, nie wiedział, czy Mattis połknął duży kawałek muchomora, może groziło mu rzeczywiste niebezpieczeństwo? Sięgnął po stojącą na dogasającym ognisku blaszankę z kawą, potrząsnął nią, nalał pełną filiżankę mocnej, prawdziwej kawy i podał ją Mattisowi.- Masz.Pij.- Myślisz, że pomoże? - zapytał Mattis drwiąco, odpychając kubek i rozlewając płyn.Zląkł się, bo nie wiedział, jak Jorgen zareaguje na ten wyzywający ruch, ale jednocześnie czuł się dumny.Przecież chciał podrażnić Jorgena.Dlatego zjadł trującego muchomora! Teraz Jorgen dostanie za swoje - zrozpaczony Mattis zamierzył się na Jorgena.Kiedy Mattis wytrącił mu kubek z ręki, twarz Jorgena zachowała kamienny spokój; teraz chwycił go za przegub, uniemożliwiając uderzenie.W uścisku ręki drwala zdrętwiało Mattisowi ramię.- Czyś ty zupełnie zwariował?- Puść! - zawołał Mattis przewracając oczami.Jorgen zwolnił uchwyt.Znowu sięgnął po kubek, zaczerpnął wody ze źródła bijącego opodal.- Wypij nareszcie! Wypij! Włóż palec do gardła i zwymiotuj !- Zrobiłem to, co chciałem! - odparł Mattis zmienionym głosem.Wmawiał sobie, że czuje coraz silniejsze palenie.I nie chciał zagasić tego ognia, teraz on pogrąży Jorgena! Czuł, jak narasta w nim siła i mądrość.- No dobrze, jak chcesz - Jorgen z miejsca odzyskał całkowity spokój.- Zresztą nie masz się czego bać, taki kawałeczek muchomora może zostać w żołądku, nie zabije cię.Za mały.Siadaj i zachowuj się jak człowiek.- Co? - zapytał urażony Mattis.Ale co najdziwniejsze - usłuchał.Usiadł, napił się trochę wody, lecz wszystko to robił w odurzeniu.Tak, teraz się odmienił.Chciał się zmienić.Zakosztował niebezpieczeństwa.Przedziwna zmiana zaszła w jego umyśle i w całym ciele, czuł się lekki i jakby szybował w powietrzu.Miał wrażenie, że jest w kilku miejscach jednocześnie.Płynął ponad wierzchołkami drzew bez najmniejszego wysiłku.Oczywiście od razu przyszedł mu na myśl ciąg słonek.- Ty też usiądź, Jorgen! - prosił szeroko otwierając oczy - opowiem ci o słonce, która miała całe skrzydło pełne ołowiu i leży pod kamieniem.I dlaczego tak jest!- Co ty znowu bredzisz? Przywidzenia? Najlepiej idź do domu.Mattis żachnął się.- Usiądź, powiedziałem! Teraz ja rozkazuję.Ten dzień także musiał nadejść, rozumiesz!Jorgen cierpliwie usiadł.- No, opowiadaj.- Hege powiedziała ci wszystko o słonce, prawda? - stwierdził Mattis stanowczo.- Mieliśmy tyle do omówienia, że nie pamiętam, czy o niej słyszałem.Mattis patrzył na Jorgena z powątpiewaniem.- Ona miała do opowiadania ważniejsze rzeczy niż o mojej słonce?- Tak.- Nawet nie mówiła, że słonkę zastrzelili?- Pewno wspomniała, ale nie pamiętam.A co to za nadzwyczajna historia z tą słonką?Mattis, jeszcze oszołomiony po zdarzeniu z muchomorem, spojrzał na Jorgena dzikim wzrokiem.- Było nas dwoje, słonka i ja, rozumiesz! Ona leży pod kamieniem - ale to nic nie pomoże, ona i tak przelatuje nad domem, i tak! Słyszysz! I ja, i słonka.Oboje razem fruwamy.I będziemy tu fruwali cały czas! Tylko spróbujcie.Umilkł zalękniony.- Ty i słonka.Naturalnie.Ty i słonka - powtórzył Jorgen półgłosem, ostrożnie, jakby miał się na baczności.- Czemu tak mówisz? - zawołał Mattis, który ciągle pozostawał pod wrażeniem, że się przeobraził i że rozpalił się w nim wielki płomień.- Tylko ty i Hege jesteście w domu, rozumiesz! I na to nie ma rady - mówił teraz z naciskiem.- Nie ma różnicy między tym, co leży pod kamieniem, a tym, co nie leży pod kamieniem.Tak!- Tak - potwierdził Jorgen.- Dlaczego powiedziałeś: “Tak”?- Nie.- Jorgen był zbity z tropu.Mattis bacznie wpatrzony w Jorgena powiedział:- Czy mogę zapytać cię o coś? Przedtem nie śmiałem.Jorgen kiwnął głową potakująco.- Ja i słonka! To wszystko.Nic nie rozumiesz?Jorgen zaprzeczył ruchem głowy.Mattis błąkał się po nieznanych drogach.Wiedział, że coś się zbliża.Ale co? Coś nadchodzi.Z głębokich mroków.Ogień.Zniszczenie.Oczy mu płonęły, skierował wzrok na Jorgena i ten natychmiast zapłonął.Ma, na co zasłużył!“Czy oszalałem? Zjadłem muchomora, to wszystko dlatego.Chcę patrzeć złymi oczami na Jorgena.Już patrzę.”W tejże chwili szary cień padł na Jorgena.“To szaleństwo - zjadłem trujący grzyb.Ale ja nie umrę.Jorgen musi umrzeć.”Mattis rzucił się na Jorgena.Szybko jak dzikie zwierzę chwycił go w swoje szpony.- Aha, chcesz mnie zabić - stwierdził Jorgen spokojnie, ozięble i jednym ruchem uwolnił się z uchwytu.Obezwładnił Mattisa jak dziecko.- Zachowuj się jak człowiek, ty wariacie.Jorgen dźwignął Mattisa, zaniósł go nad brzeg strumyka płynącego w odległości kilku kroków i oblał twarz szaleńca wodą.Mattis z początku stawiał opór, lecz zimna woda stłumiła płonący w nim ogień, zaczął się uspokajać, oprzytomniał.Po chwili bezwładny niby wór osunął się na ziemię, zmożony wstydem i żalem.- Ja nie chciałem cię zabić!- O, to nie tak łatwo - odpowiedział Jorgen.- Gdzie Hege? Czy już jej nie ma?Jorgen aż podskoczył ze złości.- Cicho bądź! Co za bzdury opowiadasz? Dosyć głupstw, zapamiętaj to sobie.Słowa Jorgena mocne, ostre, uderzały niby cięcia siekierą.Mattis opanował się z trudnością, wstał i zapytał:- Co ja zrobiłem?- Coś ci się uroiło.Zjadłeś muchomora i wpadłeś w szał.- Nic nie szkodzi, skoro ty żyjesz! - odpowiedział Mattis nagle uradowany.Jorgen miał tego wszystkiego dosyć.- Dobrze, dobrze już.Myśl Mattisa całkowicie zmieniła kierunek, popadł w podniecenie odmiennego rodzaju, musiał myśleć o rzeczach przyjemnych i koniecznie chciał powiadomić o tym Jorgena, jakby w podzięce za to, że drwal żyje, że trujący muchomor go nie zabił.- Inger i Anna - powiedział z głęboką wdzięcznością, składając niejako podarunek Jorgenowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]