[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dużo tych zmian, za dużo.- Zapominasz, Jack, że te chmury niosły pełno deszczu.Pamiętasz, jak w Filadelfii potrafiło padać ciurkiem przez dwa tygodnie, nawet w lecie? Nie zapominaj o deszczu.- Masz słuszność, Bess, ale jest dobry dla roślin.Od chwili wyzdrowienia, Tato mówi na Mamę “Bess".Nie wiem, czy robi to specjalnie, czy bezwiednie, czy też zapomniał, że Mama każe się nazywać Bette? Od trzydziestu lat, odkąd przenieśli się do Kalifornii, była Bette, a teraz Tato wrócił do Bess! Pełne imię Mamy brzmi Elizabeth, ale nigdy się go w tej postaci nie używa.Na razie jeszcze Mama nic nie mówi o tej “Bess", ale wiem, że ją to drażni.- Pamiętasz, Jack, jak na dwa tygodnie twojego urlopu pojechaliśmy do Wildwood i lało przez cały czas? Dwa tygodnie siedzieliśmy zamknięci we wspólnym pokoju, z dwoma łóżkami i dwójką dzieci.Do końca życia tego nie zapomnę.Tato dalej wpatruje się w niebo szeroko otwartymi oczami, błękitnymi tak samo jak to niebo, ale bardziej promiennymi.Twarz rozjaśnia mu się w uśmiechu.- Coś takiego, uszy z gumy!Patrzy po nas.Mama zerka na Joan, potem na mnie, w jej oczach maluje się paniczny lęk.Podnoszę się z miejsca, podchodzę do Joan i ciągnę ją za ucho.- Coś takiego, uszy z gumy!Joan odskakuje do tyłu i parska śmiechem.Nachyla się do Taty i jego z kolei targa za ucho.- Coś takiego, uszy z gumy!Pochyla się jeszcze głębiej i całuje Tatę w policzek.- Całkiem zapomniałam, Tato.To wtedy tak strasznie padało? Akurat te wakacje w Wildwood wspominam jak najlepiej.Mama krzywi się z niesmakiem.- Banda wariatów.Uszy z gumy!Ale zaraz wybucha śmiechem.- Gdyby was ktoś zobaczył, jak się we trójkę targacie za uszy, pomyślałby, że jesteście niespełna rozumu.A wszystko się wzięło z komiksów.Ojciec czytywał wam komiksy na różne niesamowite głosy, nawet jak Jack już umiał sam czytać.Wesoły Marynarz powiedział tak do Fistaszka ciągnąc go za ucho, a wyście to natychmiast podchwycili, wszyscy troje.Nie mogłam na chwilę usiąść, żeby któreś zakradło się z tyłu i nie wytargało mnie za ucho.Mama tak się zaśmiewa, że aż przykłada rękę do piersi.- Cud, że już wtedy nie dostałam zawału albo pomieszania zmysłów, żyjąc z taką bandą pomyleńców.Przed upływem kolejnego tygodnia Tato zaczyna się poruszać tylko z pomocą laski; taki z niego chojrak, że w marszu sprawdza laską, jak rosną sadzonki! Cały czas chodzi uśmiechnięty, podśpiewuje albo mruczy coś do siebie.I stale kręci się po kuchni, czym doprowadza Mamę do szału.Wciąż o coś pyta, jak dziecko.Znalazłem się między młotem a kowadłem: Tato nie chce, żeby Mama zajmowała się kuchnią, a Mama nie chce, żebym ja gotował.Obiecuję Tacie, że będę uważał na Mamę, żeby się nie przemęczała.Tato nie odstępuje Mamy na krok; chętnie chodziłby za nią nawet do łazienki.I jeszcze coś: on całe życie taki wstrzemięźliwy w okazywaniu uczuć, teraz co chwila podchodzi do Mamy, a to, żeby ją pogłaskać po karku czy po plecach, a to, żeby pocałować w policzek.Mama nie wie, jak się ma zachować.Kilka razy, kiedy Tato wstaje z fotela, żeby ją pocałować, posyła mi spojrzenie mówiące: “No, szurnięty!" Jest w tym spojrzeniu także lęk.Któregoś dnia Tato pyta, czy nie moglibyśmy pojechać do kantorku Armii Zbawienia, tylko we dwóch.Demonstruje mi zawartość portfela: trzy dwudziestki i dziesiątaka.Nie pamiętam, żeby Tato kiedykolwiek w życiu nosił przy sobie więcej niż pięć dolarów.Mama drży z niepokoju, dopytuje się o nasze zamiary.Tato mówi jej, że to sekret i że wszystkiego się dowie, kiedy wrócimy.Proponuję, żeby się zdrzemnęła pod naszą nieobecność.Skarżyła się przecież, że Tato ciągle na niej wisi i że nie ma chwili dla siebie, więc, korzystając z tego, że Tato przebiera się w wyjściową czapkę pilota bombowca i sweter, szepczę jej do ucha:- Masz okazję pobyć trochę sama.Odpocznij i naciesz się samotnością.- Jak ja mogę odpocząć, Jacky, kiedy on się tak zachowuje? Dokąd wy się wybieracie, co on znowu wymyślił?- Nie wiem, Mamo, nie chce mi powiedzieć.Nic się nie martw, będzie dobrze, cały czas będę przy nim.Wrócimy przed piątą; postaraj się dobrze wypocząć.Zajeżdżamy przed budynek Armii Zbawienia na Jedenastej Ulicy w Santa Monica.Tato węszy jak pies myśliwski wystawiający kaczkę.Wracamy do naszej dawnej tradycji wypraw w poszukiwaniu rzeczy, które jeszcze da się uratować i naprawić.Tato wierzy, i zawsze wierzył, że ludzie wyrzucają całkiem dobre rzeczy tylko dlatego, że im się znudziły albo mają jakąś drobną usterkę, której właściciel nie umie naprawić.Pół godziny spędzamy w rupieciarni.Tu leży najgorszy chłam, którego nawet Armia Zbawienia nie ma już ochoty naprawiać.A jednak Tato znajduje dla siebie parę adidasów.Adidasy są bez sznurówek, a lewy but ma dziurę na nosku, ale pasują na Tatę, który je bierze za dwadzieścia pięć centów.Są jasnoniebieskie, z trzema granatowymi paskami po bokach.Tato szczęśliwy, jakby go kto ozłocił.Już te adidasy powinny były dać mi do myślenia.W sklepie właściwym z trudem odwodzę go od zamiaru zakupienia olbrzymiej kanapy barwy palonego złota.Kanapa kosztuje siedemdziesiąt pięć dolarów.Przecież gdybyśmy zajechali pod dom z czymś takim przypiętym pasami do dachu, na drugi dzień możemy spokojnie planować pogrzeb Mamy.Kiedy wreszcie udaje mi się odciągnąć go od kanapy, buszuje chwilę w damskich torebkach, potem w bluzkach, następnie podnosi oczy i dostrzega kolekcję futer Armii Zbawienia.Wyglądają na produkcję kłusownika z zeszłorocznych łowów.Tato sadzi wprost do nich z płonącymi oczami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •