[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marzyła o tym, żeby mieć dzieci, jego dzieci, miała wielkie nadzieje, czuła się młodą dziewczyną w zaraniu życia, dostatecznie doświadczoną, żeby doceniać swoje szczęście.Nic innego nie miało znaczenia i tylko dla niego zachowywała na zewnątrz jakiś umiar i jakieś formy przyzwoitości.Gdyby nie pewność, że tym go zrazi, zamieszkałaby z nim razem nazajutrz po śmierci pułkownika.Niewątpliwie George młodszy posiadał znacznie wyższe poczucie moralności niż jego ukochana.W obliczu takich doznań postąpiła podobnie jak w Indiach.Idiotyczny koszyczek odstawiła w końcu na mały stolik w kącie sypialni i prawie o nim za­pomniała.Nie zapomniały za to mole.Walkę z molami pani Davis toczyła z dziką za­ciętością.Nie używany koszyk z wełną już dawno kłuł ją w oczy, a tu oto nagle odkryła w nim źródło zarazy.Marietta porządkowała właśnie w garderobie pop­lątane szarfy, kiedy pani Davis w sypialni sięgnęła do koszyka.— Proszę jaśnie pani, tu się mole zalęgły — rzekła z silną naganą, biorąc do ręki wielki czarny kłębek.— Jaśnie pani tę wełnę z Indii przywiozła już dwa­naście lat temu.— No to co? — spytała obojętnie Arabella, przy­mierzając kolczyki przed lustrem.— Całe pogryzione, o.! Same dziury.Nawet coś.Zamilkła nagle, wpatrzona w kłębek.Arabella nie­chętnie odwróciła się ku niej, spojrzała na koszyk i uświadomiła sobie, w co pani Davis tak się wpatru­je.Jak grom spadło na nią przypomnienie, co też ów kłębek w sobie zawiera.Przez moment obie stały nieruchomo.Pani Davis podniosła wzrok i popatrzyła na swoją panią.Ma­rietta za otwartymi drzwiami garderoby również znieruchomiała z szarfą w ręku.Wyczuła nagły skok napięcia i prawie przestała oddychać.Arabella poruszyła się pierwsza.Szybkim kro­kiem podeszła do pani Davis i gwałtownym gestem odebrała jej kłębek.— A może ja lubię mole — powiedziała gniewnie.— Może są to mole pamiątkowe.Proszę zostawić moją wełnę w spokoju, zrobię z nią, co będę chciała.Zwijała tę wełnę pewna nieszczęśliwa kobieta, którą potem spalono na stosie razem z mężem.Dostałam to od niej na pamiątkę razem z molami i niech one sobie będą.Wymyśliła to na poczekaniu, doskonale wiedząc, że każdą głupotę należy uzasadnić i ze swoich dzi­wactw nie robić tajemnicy, bo w przeciwnym wypad­ku służba zaczyna się przesadnie interesować.Czarny kłębek mógł stanowić jej dziwactwo.Jak zwykle w chwilach zagrożenia, strzeliła w niej bystrość umysłu, a hinduski obyczaj palenia wdów na stosach zmarłych mężów miał szansę przebić wszystko.Pani Davis nie odezwała się ani słowem, Arabella zaś niedbale wrzuciła kłębek do szufladki w toaletce.Był za duży, płytka szufladka nie dała się zamknąć, zostawiła ją wysuniętą i znów zajęła się kolczykami przed lustrem.Marietta na palcach opuściła garderobę drugimi drzwiami.Jeszcze nie wiedziała dlaczego, ale nie chciała, żeby ktokolwiek zorientował się, iż była świadkiem krótkiej scenki.Arabella wyjęła kłębek z szuflady dopiero, kiedy została sama.Obejrzała go dokładnie i zrobiło się jej gorąco.Przez wygryzione głęboko dziury prześwitywały jakby iskierki.Pani Davis musiała je dostrzec.Co sobie pomyślała.?Pół roku zaledwie minęło od czasu, kiedy sprawa diamentu przycichła, przedtem grzmiało nim wszyst­ko wokół.Pani Davis przez te pół roku nie straciła przecież pamięci.? Pułkownika, który zabił się pra­wie rok temu, przydając całej historii rumieńców, ani odżałować, ani zapomnieć nie mogła, wciąż pozwala­ła sobie na uwagi pozornie bez zarzutu, a de facto mocno kąśliwe.Trzeba ją będzie wyrzucić, myślała Arabella.Pozbyć się jej obecności, nie w tej chwili oczywiście, za jakiś czas.Teraz byłoby niebezpiecz­nie, zaczęłaby gadać.Głupstwem było zapomnieć o diamencie i nie sprawdzać stanu wełny, zmarnowa­ło się takie świetne ukrycie.A może nie? Każdy by przecież uważał, że zmieni kryjówkę, a otóż właśnie nie należy jej zmieniać.Marietta była absolutnie pewna, ze pani Davis dostrzegła coś w kłębku i o mało nie oszalała z cie­kawości, co to mogło być takiego.Istniała oczywiś­cie możliwość, że gospodyni zamilkła z samego oburzenia, usiłując promieniować potępieniem bez słów, ale Marietta w tę możliwość nie wierzyła.Ins­tynkt mówił jej, że musiała tam coś dojrzeć.Sypialnię Arabelli porządkowała nazajutrz z wy­jątkową starannością, ale czarnego kłębka w niej nie odnalazła.Nie było go, przepadł.Trafiła na niego dopiero następnego dnia w buduarze, gdzie przy frymuśnym biureczku Arabella zwykła pisać listy.W koszu, pod podartymi i zgniecionymi papierami, leżały czarne szczątki.Nie był to już kłębek, tylko pocięte i poszarpane kawałki zbitych ze sobą włókien.Mole rzeczywiście dołożyły wysiłków, rozwinąć wełny już się nie dało, poszła w strzępki.Marietta zabrała strzępki do swo­jego pokoju i tam obejrzała je dokładnie.Twardy przedmiot przez dwadzieścia lat odgniótł się w ciasno zwiniętej wełnie, Arabella zaś nie za­dała sobie zbyt wielkiego trudu, żeby ten odcisk zni­weczyć.Rozcięła nożyczkami, rozszarpała i rozchy­liła przemocą pogryzione warstwy, wydobyła dia­ment, a zlekceważone opakowanie wrzuciła do ko­sza.Marietta nie dysponowała ani lupą, ani tym bar­dziej mikroskopem, ale owe ślady dostrzegła.Były bardzo słabe i nieznaczne, jakby lekkie zagniecenie wełny pod kątem, widoczne w niektórych miejs­cach, i gdyby nie szukała tego specjalnie, z pewnoś­cią nic by nie zauważyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •