X


 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moja synowa znała miejscowość, ale pojechała jakoś dziwnie, zawahała się dwa razy i w końcu zatrzymała samochód wcale nie tam, gdzie, moim zdaniem należało.Nie zdążyłam zapytać, dlaczego to robi.— No, trafiłam! — odetchnęła z ulgą.—Jesteśmy na tyłach.Zostawię to pudło tutaj, jest taka ścieżka pomiędzy siatkami, pójdziemy nią i mamy bramę.Gdyby ktoś z tych mafiozów czatował…Znów przyznałam jej słuszność.Ciemno było, ale wzrok się przyzwyczajał i już po chwili rozpoznałam miejsce, to tu właśnie spotkałam babę na rowerze.Dom obok oświetlony był nieco obficiej i dobiegały z niego jakieś nikłe dźwięki, przelotnie pomyślałam, że pewnie oglądają telewizję.Następnie zajęłam się wyłącznie wypatrywaniem wądołów na zarośniętej ścieżce.Nie miałam ochoty akurat teraz skręcić nogi.Wpadłam jej na plecy.— Kurrrr… — wysyczała strasznym szeptem i zgrzytnęła zębami tuż przy moim uchu.Gest jej głowy bardziej wyczułam, niż zobaczyłam.Spojrzałam przez gałęzie.Wrota garażowe, czarna płaszczyzna na odrobinę jaśniejszym tle, uchylały się z wolna.Wewnątrz buchnął mi płomień, zewnętrznie zamarłam.— Czy założyłaś blokadę? — usłyszałam dalszy ciąg szeptu przez zaciśnięte zęby.Unieruchomienie mi przeszło.— A otóż tak! — odszepnęłam z triumfem.— Gaz i hamulec, sprzęgło mogą sobie deptać!W tym momencie nastąpiło coś przeraźliwie wstrząsającego.W sąsiednim domu buchnął krzyk okropny, krotki, ale pełen śmiertelnego przerażenia.Wzdrygnęłyśmy się obie, aż zaszeleściły gałęzie, nie zdążyłam nic pomyśleć, bo na jednym krzyku się nie skończyło.— Wynoś się! — wrzeszczał rozpaczliwie damski głos.— Wynoś się! Zabierz ją stąd, wyrzuć ją, o Boże…!— Nie rusz!!! Nie ruszaj, idiotko, cholera ciężka! Leżeć!!! —darł się równocześnie głos męski, gniewny i zdenerwowany.Zaczęły szczekać psy, prawdopodobnie dwa, duży i mały, przy czym duży szczekał niezdecydowanie, to cienko i piskliwie, to potężnie, basowo, z głuchym powarkiwaniem, więc właściwie brzmiało to tak, jakby szczekało całe stado.Do kontrowersji wmieszał się dziecięcy głosik, gwałtownie pytający, co się stało.Coś zaczęło przeraźliwie skrzeczeć.Damski głos wpadł w histerię, wśród szlochów żądając, żeby jej nikt nie dotykał.Przez zgiełk z jednej strony przedarły się odgłosy z drugiej, garaż miałyśmy bliżej, przy uchylonych wrotach coś trzasnęło, huknęło, zakotłowało się.Zabrzęczały kraty okienne…To, co rozgrywało się w dwóch sąsiadujących ogrodach, przechodziło ludzkie pojęcie.Ścieżka pomiędzy siatkami stanowiła widownię o tyle skomplikowaną, że część przedstawienia odbywała się z przodu, a część z tyłu, i należało mieć głowę na śrubie, żeby oglądać cały spektakl.— Gdzie łopata?! — ryczał okropnie męski głos.— Do ciężkiej cholery, czy w tym domu nic nie może leżeć na miejscu?! Gdzie łopata?!— Sam ją zostawiłeś w ogrodzie! — przebił się przez psy przenikliwy, dziecięcy głosik.Przy wrotach garażowych ktoś się z kimś bił, pchnięte gwałtownie skrzydło łomotnęło o pień.Czarne sylwetki rozmnożyły się, zdawało mi się, że jest ich cztery.Męski głos rykiem domagał się patelni, brzęczały chyba garnki, dziecięcy głos darł się już nieprzerwanie, żądając jakichś działań operacyjnych w odniesieniu do jednostek płci żeńskiej.— Weźcie je…! Zabierzcie je…! Trzymając je…! — rozlegało się wśród łkań.— Zejdź tu, głupi bachorze, i sama je trzymaj!!! — padła grzmiąca odpowiedź.— Pod fotelem!!! —krzyknął rozdzierająco głos damski.— Uciekła pod fotel!!!Wśród przeciwników pod garażem nastąpiło jakieś rozstrzygnięcie, jedna strona wzięła górę, dwóch sylwetek nie było już widać, pozostałe dwie w pozycji pionowej wniknęły do wnętrza budynku.Moje spętane na długą chwilę procesy myślowe nagle uwolniły się z więzów.Miałam przeczucie.Złodzieje, Jezus Mario, samochodu nie ruszą, ale rąbną przeklętą torbę i znów biedzie na nas! Co się tam dzieje, w tamtym domu, kogo oni łapią pod fotelami…?!Pod otwartym garażem na razie nie działo się nic.Zgiełk z drugiej strony nabrał wyraźnych znamion ulgi, widocznie osiągnięto jakiś rezultat.W szczekaniu obu psów, teraz dokładniej było słychać, że są tylko dwa, pojawił się ton gniewnej odwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •  
     

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.