[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzynaście miesięcy później, ku swemu wielkiemu zaskoczeniu i przerażeniu, Kale ujrzał, że grozi mu koniec świata.Jego świata.Zamknięty w okręgowym więzieniu, oskarżony o morderstwo, wiedział, dokąd się uda, jeśli tylko zdoła zbiec: w góry, do jaskiń.Mógł tam pozostać przez kilka tygodni, aż gliny w końcu przestaną za nim węszyć w Santa Mira i w pobliżu miasta.Dzięki ci, Jake'u Johnsonie.Jake Johnson.Teraz, w skradzionym żółtym datsunie, mając za sobą dopiero kilka minut wolności, Kale usłyszał przez radio o Johnsonie.Słuchał i zaczął się uśmiechać.Los był po jego stronie.Obecnie największym problemem było pozbycie się więziennego ubioru i zdobycie właściwego, górskiego stroju.Nie bardzo wiedział, jak tego dokonać.Kiedy tylko usłyszał przez radio, że Jake Johnson nie żyje — albo przynajmniej nie może stanąć mu na drodze, będąc w Snowfield — Kale zdecydował, że pojedzie wprost do jego domu, tu, w Santa Mira.Johnson nie miał rodziny.Jego dom stanowił bezpieczną tymczasową kryjówkę.Johnson nie miał dokładnie wymiarów Kale'a, ale byli dość podobnej budowy.Zamieni ubiór więzienny na odpowiedniejsze ciuchy z szafy zastępcy.I broń.Jake Johnson — będąc “niezniszczalnym" — na pewno trzyma gdzieś w domu kolekcję broni.Zastępca mieszkał w tym samym parterowym domu z trzema sypialniami, który odziedziczył po swoim ojcu, Wielkim Ralphie Johnsonie.Trudno było nazwać ten dom wystawnym, Wielki Ralph nie szastał bezmyślnie forsą z “boków" i łapówek; gdy szło o zachowanie pozorów przed agentami urzędu podatkowego, znał się na rzeczy.Oczywiście, nie był to szałas.Dom stał w środku Pine Shadow Lane, szanującej się okolicy, pełnej dużych domów, dużych posesji i dojrzałych drzew.Dom Johnsona, jeden z mniejszych, miał na tylnej werandzie dużą wannę do kąpieli z podwodnym masażem, ogromny salon z antycznym stołem bilardowym i sporo innych urządzeń uprzyjemniających wolny czas, nie rzucających się w oczy z zewnątrz.Kale był tam dwukrotnie, kiedy sprzedawał Johnsonowi górską posiadłość.Nie miał obecnie trudności z trafieniem.Wjechał na podjazd, zgasił silnik i wysiadł.Liczył, że nikt z sąsiadów go nie zobaczy.Obszedł dom od tyłu, stłukł okno w kuchni, wszedł do środka.Skierował się prosto do garażu.Mógł pomieścić dwa samochody, ale teraz stał w nim tylko dżip z napędem na obie osie.Kale wiedział, że Johnson ma dżipa i oczekiwał, że wóz będzie stał w garażu.Otworzył clrzwi i wprowadził skradzionego datsuna.Kiedy zamknął drzwi i datsun przestał być widoczny z ulicy, poczuł się bezpieczniejszy.W głównej sypialni przejrzał szafę gospodarza i znalazł parę mocnych butów turystycznych tylko o numer większych niż jego własne.Johnson był o kilka cali od niego niższy, więc spodnie nie pasowały, ale wepchnął nogawki w buty i wyglądało to znośnie.W biodrach były za szerokie, ale ścisnął się paskiem.Wybrał sportową koszulę; przymierzył.Ujdzie.Ubrany, przejrzał się w dużym lustrze.— Nieźle wyglądasz — powiedział do swojego odbicia.Ruszył przez dom, rozglądając się za bronią.Nie mógł nic znaleźć.Proszę bardzo.Znaczy, jest gdzieś schowana.Jak trzeba, rozwali tę dziurę na kawałki.Zaczął od głównej sypialni.Opróżnił biurko i szuflady komody.Nie ma broni.Przeszukał obie nocne szafki.Nie ma broni.Wyjął wszystko z szafy ściennej: ubrania, buty, walizki, pudła, kufer podróżny.Nie ma broni.Podniósł brzegi dywanu i poszukał schowka.Nic nie znalazł.W pół godziny później spływał potem, ale nie był zmęczony.Prawdę mówiąc czuł uniesienie.Ogarnął wzrokiem spustoszenie, którego dokonał, i poczuł dziwne zadowolenie.Pokój wyglądał jak po bombardowaniu.Przeszedł do następnego pokoju — szperał, zrywał, przewracał; rozwalał wszystko, co stało mu na drodze.Bardzo chciał znaleźć tę broń.A miał przy tym kupę zabawy.10Trochę odpowiedzi.Nowe pytaniaTen dom był wyjątkowo schludny i czysty, ale kolorystyka i wszechobecne frędzelki działały Bryce'owi Hammondowi na nerwy.Wszystko było tu albo zielone, albo żółte.Wszystko.Dywany zielone, ściany bladożółte.W bawialni sofy obleczone tapicerką w kwieciste żółte i zielone wzory tak krzyczące, że myślało się o natychmiastowej wizycie u okulisty.Dwa fotele szmaragdowozielone i dwa krzesełka kanarkowo-żółte.Żółte porcelanowe lampy ze smugami zieleni, abażury chartreuse z frędzlami.Na ścianach dwie ogromne reprodukcje: żółte stokrotki na wściekle zielonym polu.Główna sypialnia była jeszcze gorsza: kwieciste tapety jaśniejsze niż tapicerką w bawialni, paląca żółcień zasłon, marszczone lambrekiny.Kilkanaście rozrzuconych poduszek; część zielona wykończona żółtą koronką, część żółta z zieloną koronką.Jak mówiła Jenny, dom zajmowali Ed i Theresa Lange z trojgiem kilkunastoletnich dzieci i siedemdziesięcioletnia matka Theresy.Nie odnaleziono nikogo z mieszkańców.Nie było ciał i Bryce poczuł ulgę.Wydało mu się, że posiniaczone i spuchnięte ciała zaprezentują się wyjątkowo okropnie na tle niemal maniakalnie radosnego wystroju.Kuchnia również była zielona i żółta.— Jest coś — odezwał się od zlewu Tal Whitman.— Szefie, lepiej rzuć na to okiem.Bryce, Jenny i kapitan Arkham podeszli do Tala, ale dwaj zastępcy, z Lisa pośrodku, zostali przy drzwiach.Trudno było przewidzieć, co może mieścić się w kuchennym zlewie, w tym mieście, w środku koszmaru godnego Lovecrafta.Może czyjaś głowa.Albo jeszcze jedna para odciętych rąk.Albo coś gorszego.Ale to nie było gorsze.Jedynie dziwne.— Prawdziwy sklep jubilerski — powiedział Tal.Podwójny zlew był pełen kosztowności.Przeważnie pierścionki i zegarki.Znalazły się tani zarówno męskie jak i kobiece zegarki: wyłącznie z metalowymi bransoletami, lub bez pasków, timexy, seiko, bulova, nawet rolex.I wiele ślubnych i zaręczynowych pierścionków.Brylanty rozsiewały blask.Pierścionki urodzinowe: granaty, ametysty, krwawniki, topazy, turnaliny; pierścionki z rubinowymi i szmarag­dowymi kamykami.Pierścionki wręczane za ukończenie liceum i colle­ge'u.Jubilerskie śmiecie zmieszane z wartościowymi przedmiotami.Bryce zanurzył ręce w kupce kosztowności, jak na filmie pirat wkłada dłonie do kufra ze skarbami.Zamieszał świecidełka i zobaczył też inną biżuterię; kolczyki, bransolety, pojedyncze perły z jednej lub dwóch rozerwanych kolii, złoty łańcuszek, śliczny wisiorek z kameą.— To wszystko nie może być własnością Lange'ów — powiedział Tal.— Zaczekajcie.— Jenny wyciągnęła ze stosu zegarek i przyjrzała mu się uważnie.— Poznajesz go? — zapytał Bryce.— Tak.Cartier.Model wodoszczelny.Nie klasyczny, z rzymskimi cyframi.Ten ma gładki, czarny cyferblat.Sylvia Kanarski podarowała go w piątą rocznicę ślubu mężowi Danowi.— Skąd ja znam to nazwisko? — zastanowił się Bryce.— Są właścicielami Zajazdu Pod Płonącą Świeczką — powiedziała Jenny.— Och, tak.Twoi przyjaciele.— Są na liście zaginionych — dodał Tal.— Dań uwielbiał ten zegarek — wyjaśniła Jenny.— Kiedy Sylvia mu go kupiła, to była straszna ekstrawagancja.Zajazd nie stał jeszcze dobrze finansowo, a zegarek kosztował trzysta pięćdziesiąt dolarów.Teraz, oczywiście, jest wart dużo więcej.Dań lubił żartować, że to ich najlepsza inwestycja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •