[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potemusłyszałam kroki i pomyślałam, że to wcale nie były cienie.Wrzasnęłyśmy jednocześnie i rzuciłyśmy się do ucieczki, anasz krzyk stopniowo przeszedł w świst.Wpadłyśmy do wsi izobaczyłyśmy, że milicjant ma czujny sen - gdy podbiegłyśmydo jego domu, już stał ubrany na ganku i wpatrywał się wciemność.- Wasiliju Iwanowiczu! - krzyknęła %7łeńka, dławiąc się zeszczęścia.- Znalazłyśmy zwłoki, bez głowy! Chodzmy szybko,bo w lesie ktoś jest i może utopić zwłoki w bagnie!Wasilij Iwanowicz o nic nie pytał, skoczył do ogródka i wróciłz psem, dość dużym jak na kundelka.Ucieszyłam się z jegodomyślności, pies to zawsze pies.Szybko pospieszyliśmy do lasu, opowiadając po drodze, jakdowiedziałyśmy się o zwłokach, jak je znalazłyśmy i jak potemujrzałyśmy w świetle latarki dwa podejrzane cienie.- Pewnie nie zaciągną ciała na bagna.- myślał na głosmilicjant.- Do rzeki bliżej.Odetchnęłam z ulgą, tooznaczało, że Wasilij Iwanowicz nam wierzy, a muszęprzyznać, że w tej chwili sama sobie z trudem wierzyłam.Dochodząc do lasu, zaczęliśmy iść wolniej, a im bardziejzbliżaliśmy się do podwójnej brzozy, tym bardziej siędenerwowałam.Pies warknął głucho, milicjant rozpiął kaburę iwyjął broń, %7łeńka złapała kij, rozpaczliwie szczękając zębami.Po zastanowieniu ja też wzięłam gruby kij, których na szczęścietu nie brakowało.Zobaczyliśmy krzaki, potem dół.teraz zupełnie pusty, cowcale mnie nie zdziwiło.- Poświeć no, Anfisa - poprosił Wasilij Iwanowicz,przykucnął i zaczął badać trawę.- Ciągnęli zwłoki po trawie,na pewno były ciężkie, szczególnie jeśli już zesztywniały.No, Misiek, dawaj, szukaj, szukaj.Osobiście nie bardzo wierzyłam w Miśka, pies nie wyglądałna speca od poszukiwań.Tyle dobrego, że mimo braku zwłokWasilij Iwanowicz nie zwątpił w ich istnienie.I wtedy naglepomyślałam, że nasza opowieść nie przekona milicji z rejonu,nawet jeśli Wasilij Iwanowicz nas poprze.Albo mamy dowody,albo.Nie zdążyłam dokończyć, bo Misiek pobiegł w kierunkurzeki, a my rzuciliśmy się za nim.Od czasu do czasu WasilijIwanowicz zatrzymywał się i badał ziemię.Zlad na trawie byłwyraznie widoczny, ale to teraz, a rano rosa wyschnie, trawa siępodniesie.Niczego nie udowodnimy, pomyślałam ze złością.Pies wyprowadził nas na wysoki brzeg rzeki i zaszczekałgłośno.- Tak jak myślałem - wymamrotał zdyszany WasilijIwanowicz.- Wrzucili ciało do wody.Jutro ściągniemynurków i je znajdziemy.Mówicie, że przestępców byłodwóch?- Tak na sto procent to ciężko powiedzieć - odezwałam się,zanim %7łeńka zaczęła fantazjować.- Byłyśmy przestraszone, coś mignęło, jakby cienie, a potemusłyszałyśmy kroki.- W tym momencie pomyślałam, żeskoro przestępców było dwóch i szli od strony pensjonatu.Zmiejsca, w którym stałyśmy, do pensjonatu było bardzoblisko.Czyżby to jednak pisarz z żoną? A może to Nikołaj?Przywiózł pomocnika.Ten nawet nie musiał pojawiać się wewsi.Nie, lepiej nie mówić o tych domysłach, jeszcze ludziebędą mieli przeze mnie nieprzyjemności.Niech sobie milicjasama szuka winnych.- Chodzmy do pensjonatu - oświadczył Wasilij Iwanowicz.Pewnie on też miał jakieś wyobrażenia o potencjalnychmordercach.Piętnaście minut pózniej już wchodziliśmy do holu.Zaspanarecepcjonistka oznajmiła, że wszyscy dawno śpią, ale na nas niezrobiło to wrażenia.- Wasiliju Iwanowiczu - szepnęłam mu na ucho.- Niech panzbierze wszystkich w holu, a ja przejdę się po pokojach.Jeśliktoś wychodził, powinien mieć mokre buty. - Brawo, Anfisa - skinął głową.%7łeńka w końcu przestała się trząść i z widoczną ulgą usiadław fotelu.Kilka minut pózniej do holu wszedł Walera, potemWładysław Pietrowicz, mrużąc sennie oczy.Jako ostatniazjawiła się Lidia Arturowna z bardzo niezadowoloną miną.- Co to za hałasy? - zapytała kapryśnie.- Mamy tu sytuację nadzwyczajną - oznajmił milicjant.-Chciałbym wiedzieć, kto z państwa opuszczał budynek wciągu ostatniej godziny?- %7łartuje pan? - uniósł brwi Walera.- Kto miałby ochotęspacerować o tej porze? - Wtedy spojrzał na mnie i %7łeńkę.Trzeba przyznać, że wyglądałyśmy zastanawiająco, WasilijIwanowicz zresztą też.Dżinsy mokre do kolan, oblepionetrawą, rzepami i błotem.- Co się stało? - spytał z niepokojemWalera.- Do przybycia milicji nie mogę nic powiedzieć.Anfiso, mapani telefon? - zwrócił się do mnie Wasilij Iwanowicz, wyjąłjakąś kartkę i podał mi: - Niech pani natychmiast zadzwoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •