[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie wiedział, czy czyta w myślach starca, czy to intuicja, czy jasnowidzenie.Być może we wszechświecie, który zaczynał teraz zamieszkiwać, nie było między nimi żadnej różnicy.Po prostu wiedział.Jennifer też nie wiadomo skąd wiedziała, że jest gotów na przyjęcie tej wiedzy.Cameron Fenton był parapsychologiem od dziesięciu lat.Pojął, że dopiero w tej chwili zaczyna poznawać podstawy parapsychologii.To było jak drzwi otwierające się do nowego świata, nowego kosmosu.Starzec skinął głową i zachował się tak, jakby rozpoznawał Fentona.Powiedział nawet:– Poznaję cię.– Wziął do ręki szklaną różdżkę podobną do „światłowodu”, którym Jennifer łatała dziury.– Tędy.– Wskazał drogę na zaplecze.– Tę Bramę niełatwo odnaleźć.– A Irielle? – Lecz zanim starzec się odezwał.Fenton znał już odpowiedź.– Irielle ma dwa wyjścia: pozostać tu albo powrócić do krainy Alfarów.Nie mogę jej wpuścić do Świata Kamienia.Nie jest do tego przygotowana.– Fenton.Jej dłonie ścisnęły jego ręce.Patrzyła na niego przestraszona.Przytulił ją do siebie po ojcowsku, po czym delikatnie odsunął i powiedział:– Nie bój się, Emmo.– Nie wiedział, czemu użył jej ziemskiego imienia.– Dam sobie radę.Poczekaj tu na mnie albo wróć do Kerridis.Ona może cię potrzebować.Tu zrobiłaś już wszystko.Ja też zrobię co w mojej mocy.Jeżeli cokolwiek mi się nie uda, to znaczy, że jest niemożliwe do wykonania.Jeśli poniosę porażkę, będziemy musieli pogodzić się ze wszystkim, co nadejdzie.Po raz pierwszy i ostatni delikatnie ucałował jej miękkie wargi.– Jeśli.jeśli coś się stanie, jeśli mi się nie uda, powiedz Kerridis.– Nie, do cholew, pomyślał, jeszcze nie, nie teraz.– Powiedz Kerridis.powiedz jej, że zrobiłem wszystko, co mogłem.Jeśli będzie to możliwe, na pewno się z tobą zobaczę, mała.– Odwrócił się zdecydowanie i podążył za starcem.Nie obejrzał się, choć wiedział, że Irielle płacze.ROZDZIAŁ 20Gorące, pomarańczowe słońce wędrowało wysoko po nieboskłonie.Fenton stał pośród piasków i skał przy niskim murku ciągnącym się w nieskończoność.Słyszał szelest poruszających się wokół jego stóp małych stworków.One również były częścią gnoma.Ktokolwiek jest kamieniem i Ktokolwiek jest małymi stworkami.– Gnomie – odezwał się, a kamienie poruszyły się w jego polu widzenia i z wolna zaczęły układać w niską postać o pieńkowatej głowie i krótkich, grubaśnych paluchach.– Ktokolwiek radującym się z powrotu.Z razemowania.Ktokolwiek witającym w szczęśliwości.Fenton pomyślał: Mnie również miło cię widzieć, gnomie.– Inny smucącym się – usłyszał znowu głos gnoma.– Prośba, przychodzący mówiącym, czemu Inny nie radującym się.Fenton wywołał w myślach klarowny obraz żelazorów.W tej samej chwili w jego umyśle ukazał się obraz przekazany przez umysł gnoma.Przedstawiał on Bramę, przez którą nie proszone i nie oczekiwane żelazory dostawały się do skalnego świata, traktując go jak drogę na skróty do krainy Alfarów.Bez tego przejścia mogły się tam przedostawać jedynie w odpowiednim czasie.– Widzącym jako najeżdżających.Nie chcącym.Poruszali się w świecie gnoma z prędkością myśli, co sprawiło, że Fenton natychmiast zobaczył rozdziawioną paszczę skalnej Bramy i wylewające się z niej hordy wyjących, zagrzewających się do boju żelazorów.Odraza i niesmak gnoma sparaliżowały go i zatrzymały ten obraz na dłuższą chwilę w umysłach obu obserwujących.Odraza wypełniała również umysł Fentona i Cam poczuł, jak jego tożsamość zaczyna się stapiać w jedno z wszechogarniającą tożsamością gnoma.Poczuł znów spokój rozgrzanego słońcem kamienia, ale dzielił teraz również jego niesmak i przerażenie na widok intruzów wyłamujących Bramy jego świata i plugawiących go samą swoją obecnością.Po chwili Fenton ujrzał otwartą paszczę drugiej kamiennej Bramy, która wyrzygiwała ciemną masę wyjących żelazorów na ośnieżone wzgórza kraju Alfarów.Zobaczył też wejście do jaskiń, w których uprzednio ukrywały się żelazory i z których robiły wypady na Alfarów.– Nie! – Udręczony krzyk wstrząsnął gnomem i zdeformował jego postać.Rozpadające się kamienie dołączyły do bezkształtnego murka.Chwilę potem, bardzo powoli, postać gnoma zaczęła się wynurzać z kamienia.Najpierw wychyliła się okrągła głowa, a po niej nieforemna ręka o grubaśnych paluchach, która wyciągnęła się w stronę Fentona.Gnom robił wrażenie zdezorientowanego.– Przyjaciel Inny smucącym się, różniącym, pytanie.– Czy ty naprawdę nie wiesz, na co pozwalasz żelazorom? Czy nie wiesz, że dajesz im przejście do świata Alfarów, w którym zabijają, palą i gwałcą.– Fenton stworzył w swym umyśle straszliwy obraz krwiożerczych stworów wylewających się z jaskiń, napadających na Alfarów, ćwiartujących ich żywcem, krojących ich konie w plastry i napychających sobie pyski krwawiącymi jeszcze kawałkami mięsa, wlokących Kerridis, której ciało czernieje od samego ich dotyku.Poczuł, jak przerażenie połączone z nagłym uświadomieniem sobie straszliwej prawdy, wobec której gnom był bezradny, wypełnia cały jego umysł.Wszechogarniającym ciałem gnoma wstrząsał spazm rozpaczy.– Nie wiedzącym.Jak mogącym powstrzymanie?– Wyślij je tam skąd przyszły! – wyrzucił z siebie gwałtownie Fenton.– a najlepiej nie pozwól im tu już więcej wchodzić, ale nie rzucaj ich na Alfarów! Alfarowie nie zrobili ci nigdy nic złego!Fala konwulsyjnego bólu przetoczyła się przez ciało gnoma i podłączonego do niego Cama.– Nie wiedzącym.Powstrzymującym.Nie życzącym złego światu taneczności.Światu świetności.Po raz drugi wydało im się, że cały świat wokół jęknął i rozdziawił paszczę, że jest wypełniony wrzaskliwym wyciem żelazorów, ich wściekłym głodem i bólem, niezaspokojoną, barbarzyńską żądzą krwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]