[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Takie słowa, o czym Gwen doskonale wiedziała, wcale nie znaczyły, że Rubin Nashbyłby zdolny wprowadzić je w czyn.Słyszała mnóstwo kuriozalnych opowieści od swoichpacjentów.W większości wypadków ich pogróżki stanowiły jedynie część procesuterapeutycznego, słowne ćwiczenie, służące odblokowaniu emocji.Kiedy pacjenci dzielili sięz nią swoimi najbardziej ponurymi sekretami, pragnieniami czy nawet chęcią zemsty, niezawsze świadczyło to, że byli grozni.Częściej oznaczało po prostu, że jej zaufali i czuli się znią bezpiecznie.Jednakże Gwen zbyt wiele lat pracowała nad portretami psychologicznymiprzestępców, żeby całkiem zlekceważyć podobne uwagi, zwłaszcza podane tak spokojnie, jakrobił to Rubin Nash.I zapewne dlatego jeszcze pilniej niż zazwyczaj wsłuchiwała się w jegowypowiedzi i baczniej go obserwowała, chociaż był tylko pacjentem, a niepodejrzanym ozbrodnię, którego FBI podesłała jej do psychoanalizy.Może jej ojciec miał rację.Może to obsesja.Kiedyś spędzała tak dużo czasu jakokonsultant w Quantico, że zastępca dyrektora Cunningham żartował, iż powinna dostać tamwłasne biurko.Jednak ostatnimi laty, kiedy prywatna praktyka ruszyła na dobre, Gwen niemalze zdziwieniem stwierdziła, że z ulgą zamieniła analizowanie gwałcicieli i morderców nawysłuchiwanie sfrustrowanych żon senatorów i nerwowej paplaniny przesadnie ambitnychkongresmanów.Prawdę mówiąc, niedawno przechwalała się Maggie, że od dwóch lat, kiedyto Erie Pratt groził, że wbije jej ostro zatemperowany ołówek w gardło, nie przebywała wjednym pokoju z mordercą.Też mi powód do chwały, wyśmiałby ją ojciec, gdyby tylko to słyszał.Zawsze starałasię ukrywać przed nim i przed matką zagrożenia związane z jej tak zwaną obsesją.Czy ojciecpotraktowałby ją poważnie, gdyby o tym wiedział, czy uznałby, że jest nierozsądna?Zresztą jakie to ma znaczenie.FBI, zgodnie z jej życzeniem, rzadziej zwracało sięteraz do Gwen z prośbą o ekspertyzę.Wolała pisać książki i artykuły na temat zachowańkryminalnych.To jej odpowiadało.Nie miałaby nic przeciw temu, żeby już nigdy nie zasiąśćnaprzeciw mordercy i łagodną perswazją zdobywać jego zaufanie.A jednak, niezależnie odtego, jak bardzo się starała, została wciągnięta w świat kolejnego zbrodniarza.Ten drańpostanowił nakłonić ją do współpracy.Tym razem nie posłużył się nożem ani ołówkiemprzytkniętym do jej gardła, ani lufą skierowaną w jej głowę.Chyba nawet wolałaby któryś ztych sposobów zamiast grózb, jakie wybrał.Swoją drogą dokonał mądrego wyboru.Niemogła zaryzykować i powiedzieć o tej sprawie policji, nie śmiała wspomnieć o niczym ojcu.Dlatego była pewna, że zna tego człowieka.Zastanawiała się, czy to ktoś, kto co tydzieńsiadał naprzeciw niej, przyglądał się jej i obserwował, choć płacił za to, żeby to ona mu sięprzyglądała.Spojrzała na zegar na półce nad kominkiem.Za dwie godziny musi jechać dogabinetu, na sobotnie sesje z pacjentami.Podczas pierwszej z nich mieli z Nashem ustalićnowy plan jego podróży.Nagle Gwen przypomniała sobie, co Maggie powiedziała o ciałachtrzech niezidentyfikowanych ofiar, które przypuszczalnie zostały gdzieś wrzucone dośmietnika, być może za granicami miasta.Czy to zbieg okoliczności, że Rubin Nash zacząłnagle częściej podróżować w interesach?Dzwonek komórki przerwał jej rozważania.Wyjęła telefon z teczki.- Doktor Patterson.- Cześć, kochanie, mówi tata.Tak ją to zmroziło, że skoczyła na równe nogi, i niemal natychmiast zdała sobiesprawę, że zachowuje się idiotycznie.Ojciec mówił normalnym, niemal radosnym tonem.Byłświąteczny weekend.Ojciec zawsze dzwonił do niej w świąteczne weekendy.- Jak się macie?- Dobrze.Zwietnie.Mama gra w brydża.Ale gdzie jesteś, kochanie? Czekam w Regisjuż prawie pół godziny.- Słucham?- Napisałaś, że spotkamy się o ósmej na śniadaniu w Regis.Dlaczego mnie wcześniejnie uprzedziłaś, że będziesz dziś w mieście?Gwen cudem dotarła do sofy i opadła na miękkie siedzenie.Więc morderca wiedział,że będzie miała złe przeczucia, znał ją aż tak dobrze.Zapewne chciał jej w ten sposóbpokazać, jak łatwo mógłby spełnić swoją grozbę.ROZDZIAA JEDENASTYDepartament Policji w OmahaDetektyw Tommy Pakula przełknął kolejny łyk zimnej kawy.Wychowany w rodziniekatolickiej, nigdy nie wątpił w istnienie Boga, zbyt często jednak nie potrafił docenićboskiego poczucia humoru.Właśnie teraz był taki moment.Siedząc na twardym krześle isłuchając potoku słów agenta specjalnego Boba Westona, Pakula doszedł do wniosku, że Bógchciał go chyba ukarać.Po dwudziestu minutach wykładu i biadolenia tego małegoczłowieczka Pakula stwierdził, że Bóg zapewne ukarał go Bobem Westonem nie bez powodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]