[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wspólną akcję na pomocy podjęło sześciu Apaczy.- Teren za tą granicą - powiedział stanowczo Menlik - znajduje się pod stałą obserwacją i tam mogą kontrolować nas za pomocą przywoływacza.- Co o tym sądzisz? - Travis przekazał lornetkę Nolanowi.Jeśli mieliby wybrać spośród siebie wojennego wodza, ten gibki mężczyzna, wysoki jak na Apacza i powolny w mowie, mógłby pełnić tę rolę.Nolan nastawił ostrość i zaczął szczegółowo badać terytorium.Nagle zesztywniał jego usta, widoczne spod lornetki, zacisnęły się.- Co tam jest? - zapytał Jil-Lee.- Jeźdźcy.Dwóch.czterech.pięciu.Oprócz nich coś jeszcze unosi się w powietrzu.Menlik szarpnął się do tyłu i złapał Nolana za ramię, ciągnąc go na ziemię całym ciężarem swego ciała.- Latacz! Wraca, wraca! - Nadal ciągnął Nolana, szturchając jedną stopą Travisa, podczas gdy Apacze wpatrywali się w niego ze zdumieniem.Szaman wykrzyknął coś we własnym języku, a następnie, widocznie odzyskując władzę nad sobą, znowu przemówił po angielsku.-To są myśliwi i mają ze sobą przywoływacz.Albo ktoś jeszcze im uciekł, albo są zdecydowani odnaleźć nasz obóz w górach.Jil-Lee spojrzał na Travisa.- Czy odczuwałeś coś, kiedy kobieta znajdowała się pod wpływem tej magii?Travis zaprzeczył.Jil-Lee kiwnął głową i powiedział do szamana:- Zostaniemy tutaj i będziemy obserwować.Ale skoro to jest dla was złe - idźcie stąd.Spotkamy się w pobliżu wież.Zgoda?Twarz Menlika przez chwilę miała nieprzenikniony wyraz, który Travis usiłował zrozumieć.Czy była to uraza spowodowana tym, że on musi się wycofać, podczas gdy inni mogą pozostać na swoich pozycjach? Czyżby Tatarzy uważali, że w ten sposób tracą twarz? Ale szaman wydał mruknięcie, które wzięli za oznakę zgody, i zniknął za krawędzią punktu obserwacyjnego.Chwilę później usłyszeli, jak mówi w mongolskim języku, ostrzegając Hulagura i Lotchu, towarzyszących mu na zwiadach.Następnie dał się słyszeć stukot kopyt, kiedy odjeżdżali na swych wierzchowcach.Apacze znowu usadowili się we wgłębieniu, które dawało im szeroki widok na równiny.Wkrótce mogli już bez lornetki dostrzec przybliżającą się grupę myśliwych - pięciu jeźdźców.Czterej nosili tatarskie ubiory.Piąty miał tak dziwną sylwetkę, że Travisowi przypomniał się wykonany przez Menlika rysunek kosmity.Przyglądając się dokładniej przez lornetkę, dostrzegł, że jeździec był wyposażony w pudło przymocowane między ramionami oraz bulwiasty hełm przykrywający większą część głowy.Specjalistyczny sprzęt służący do porozumiewania się, pomyślał Travis.- Nad nami leci helikopter - powiedział Nolan.- Ma inny kształt niż nasze maszyny.Na Ziemi zdołali dobrze zaznajomić się z helikopterami.Ranczerzy wykorzystywali je do inspekcji terenu, a wszyscy indiańscy ochotnicy umieli nimi latać.Nolan miał jednak rację: ten śmigłowiec posiadał wiele nieznanych im cech.- Tatarzy twierdzą, że tamci nie zabierają się tym daleko w góry - Jil-Lee zamyślił się.- To by wyjaśniało, dlaczego ich człowiek jedzie wierzchem - dociera tam, gdzie trudno dolecieć.Nolan dotknął palcem swojego łuku.- Skoro ci Czerwoni są tak zależni od tej maszyny, jeśli chodzi o kontrolowanie ludzi, których szukają, może dadzą się zaskoczyć.- Ale jeszcze nie teraz! - powiedział Travis ostro.Nolan zmarszczył czoło.Jil-Lee zachichotał.- Młodszy bracie, nie mamy aż tak ciemno przed oczami, żebyś musiał oświetlać nam drogę!Travis powstrzymał się od repliki, uznając słuszność tej reprymendy.Nie miał prawa sądzić, że tylko on jeden wie, jak postępować z wrogiem.Przeżuwając gorycz tej konstatacji, leżał cicho wraz z innymi i obserwował, jak jeźdźcy wkraczają na pogórze jakieś ćwierć mili na zachód.Helikopter krążył teraz nad grupą mężczyzn wjeżdżających w rozpadlinę pomiędzy dwoma wzniesieniami.Kiedy nie można ich było dostrzec, pilot zataczał szersze koła i Travis pomyślał, że załoga śmigłowca utrzymuje zapewne łączność z tym spośród piątki na ziemi, który nosi na głowie hełm.Poruszył się.- Kierują się w stronę obozu Tatarów, jakby dokładnie wiedzieli, gdzie się znajduje.- To również może być prawdą - odrzekł Nolan.- Cóż my wiemy o tych Tatarach? Powiedzieli nam prosto z mostu, że Czerwoni potrafią trzymać ich na mentalnej uwięzi, kiedy zechcą.Już mogą być związani w ten sposób.Myślę, że trzeba wracać do naszego kraju.- Podkreślił stanowczość swojego stwierdzenia, wręczając lornetkę Jil-Lee i zsuwając się z ich stanowiska obserwacyjnego.Travis spojrzał na pozostałych.Do pewnego stopnia mógł zrozumieć, że sugestia Nolana jest całkiem rozsądna.Był jednak pewny, że wycofanie się teraz oznacza jedynie odwleczenie kłopotu.Prędzej czy później Apacze będą musieli przeciwstawić się Czerwonym, a jeśli mogliby to zrobić teraz, kiedy wróg jest zajęty problemami, jakich przysparzają im Tatarzy, byłoby to o wiele łatwiejsze.Jil-Lee poszedł w ślady Nolana.Travis poczuł wewnętrzny sprzeciw.Obserwował krążący helikopter.Skoro maszyna latała nad terenem, na którym przebywali jeźdźcy, tamci albo ściągnęli koniom cugle, albo przeszukiwali jakąś niewielką część pogórza.Travis niechętnie zszedł do zagłębienia, gdzie stał Jil-Lee razem z Nolanem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]