[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mam doskonałą pamięć.Zawsze przechowuję wszystko w głowie, dopóki nie nadejdzie chwila, kiedy mogę mieć z tego jakiś użytek.Czy jest w domu siarka, Zuzanno?”Owszem, mieliśmy siarkę.Zuzanna zeszła na dół z Mary po siarkę, a ja tymczasem trzymałam Jasia.Nie miałam absolutnie nadziei.Mary Vance może blagować, ile chce — zawsze blagowała — ale ja nigdy nie uwierzę, że jakieś babskie lekarstwo może uratować Jasia.Po chwili Mary wróciła.Przywiązała dokoła swych ust kawałek grubej flaneli i niosła w ręku starą patelnię Zuzanny, napełnioną tlącymi węglami.„Podziwiaj — rzekła dumnie.— Nigdy tego nie robiłam, ale wiem, jak to się robi.Pomoże albo nie pomoże, w każdym razie to dziecko i tak umiera”.Wsypała łyżkę siarki na rozpalone węgle, po czym podniosła Jasia, pochyliła go nad patelnią twarzyczką w dół, tuż nad płonącymi węglami.Nie wiem, dlaczego wtedy nie podskoczyłam i nie odebrałam jej Jasia.Zuzanna twierdzi, że tylko dlatego, iż całkiem podświadomie wierzyłam w pomoc Mary, a sama w owej chwili byłam zupełnie bezradna.Nawet Zuzanna wyglądała jak zahipnotyzowana, obserwując Mary od progu.Jaś wił się w silnych ramionach Mary, dusił się i kaszlał.Czułam, że znosi nieludzkie tortury.A potem nagle, po chwili, która mnie się wydała godziną, odkaszlnął i wypluł cały kłąb flegmy, który go dusił.Mary podniosła go i położyła w łóżeczku.Twarzyczkę miał bladą jak marmur, a łzy płynęły mu po policzkach, lecz ten straszny wyraz oczu zniknął i Jaś począł oddychać swobodnie.„Czyż to nie był świetny kawał? — rzekła Mary wesoło.— Nie miałam pojęcia, czy się uda, lecz postanowiłam spróbować.Przewietrzę mu jeszcze gardło raz czy dwa razy do rana, aby zabić wszystkie zarodki, lecz zobaczysz, że teraz wszystko będzie dobrze”.Jaś zasnął spokojnie i oddychał równomiernie.Mary „przewietrzyła go” jeszcze dwukrotnie w ciągu nocy, a gdy nadszedł ranek, Jaś miał gardło zupełnie czyste i temperaturę prawie normalną.Gdy upewniłam się o tym, spojrzałam na Mary Vance.Siedziała na kanapie obok Zuzanny i opowiadała jej jakąś historię, którą prawdopodobnie Zuzanna słyszała już ze czterdzieści razy.Nie zastanawiałam się teraz nawet nad tym, czy Mary mówila prawdę, czy blagowała.Miała prawo blagować, bo przecież uratowała Jasia od straszliwej śmierci.Mniejsza o to, że niegdyś goniła mnie przez całe Glen z suszonym sztokfiszem, mniejsza o to, że nazwała śmiesznymi moje marzenia owej nocy podczas zabawy w Latarni Morskiej, mniejsza o to, że największą jej rozkoszą było rozsiewanie plotek.Nigdy już nie uczuję antypatii do Mary Vance.Zbliżyłam się i pocałowałam ją.„Co ci się stało?” — zapytała.„Nic, tylko jestem ci wdzięczna, Mary”.„Wcale się nie dziwię.Dzieciak umarłby na waszych rękach, gdybym się w porę nie zjawiła” — rzekła Mary pękając wprost z dumy.Potem przygotowała dla mnie i dla Zuzanny doskonale śniadanie i zmusiła nas do jedzenia, i komenderowała nami przez dwa dni, aż drogi były przetarte i Mary mogła wrócić do domu.Jaś przez ten czas powrócił prawie zupełnie do zdrowia, jeszcze przed przyjazdem ojca.Ojciec wysłuchał naszego opowiadania w milczeniu.Zapatruje się zazwyczaj dość sceptycznie na wszelkie tak zwane „babskie środki”.Roześmiał się tylko i rzekł: „Po tym wszystkim Mary Vance zażąda, bym ją wzywał na konsylia w niebezpiecznych wypadkach”.Tak minęło Boże Narodzenie i na szczęście zakończyło się lepiej, niż przypuszczałam.Teraz zbliża się Nowy Rok, a my ciągle mamy nadzieję, że „Wielka Ofensywa” zakończy wreszcie wojnę.Biedny Wtorek dostał reumatyzmu w swej wilgotnej budzie, lecz postanowił również „wytrwać”.Shirley zaczytuje się całymi dniami opisami o lotnikach.Ach, roku 1917, co nam ze sobą przyniesiesz?XXV.I Shirley poszedłNie, panie Woodrow, nie będzie pokoju bez zwycięstwa — rzekła Zuzanna, przekłuwszy grubą igłą imię prezydenta Wilsona widniejące na pierwszej stronie gazety.— My, Kanadyjczycy, pragniemy pokoju, lecz jednocześnie pragniemy zwycięstwa.Panu, panie Woodrow, wystarczy pokój bez zwycięstwa — i Zuzanna położyła się tego wieczoru do łóżka z przyjemną świadomością, że dogadała prezydentowi.Lecz w kilka dni później przybiegła do pani Blythe w najwyższym podnieceniu.— Droga pani doktorowo, co pani na to? Z Charlottetown przyszła telefoniczna wiadomość, że Woodrow Wilson posłał tego niemieckiego ambasadora do wszystkich diabłów.Powiadają, że to oznacza wojnę.Zaczynam już sądzić, że jednak serce Woodrowa leży na właściwym miejscu, chociaż z głową jego nie jest tak dobrze, jak nam się zdawało, i z tej okazji upiekę jakąś leguminę, może czekoladową, mimo tych wiecznych utyskiwań w biurze zaopatrzenia.Powiedziałam kuzynce Zofii o tym, gdy mi zaznaczyła, że takie posunięcie Wilsona jest początkiem końca koalicji.— Nie wspominaj nawet przed doktorem o leguminie czekoladowej — powiedziała Ania z uśmiechem.— Wiesz przecież, jak przestrzega przepisów, od kiedy rząd zażądał od nas oszczędności.— Tak, droga pani doktorowo, mężczyzna musi być panem w swoim domu, a kobiety muszą ślepo słuchać jego rozkazów.Pochlebiam sobie, że wykazałam duże kwalifikacje w oszczędzaniu, ale tu i ówdzie trzeba zrobić mały wyłom.Shirley marzył niedawno o mojej leguminie czekoladowej i powiedziałam mu, że pierwsze zwycięstwo ufetuję w ten sposób.Uważam, że te wiadomości równają się zwycięstwu, a czego doktor nie wie, to go i nie rozgniewa.Ja biorę na siebie całą odpowiedzialność, droga pani doktorowo, tak że nie potrzebuje pani obarczać swego sumienia.Zuzanna tej zimy bezwstydnie rozpieszczała Shirleya.Przyjeżdżał do domu z Królewskiej Akademii co tydzień na niedzielę i Zuzanna pitrasiła najlepsze smakołyki dla niego, gdy tylko udało jej się zwieść doktora.Pewnego dnia Shirley, siedząc na końcu stołu w jadalni i wymachując nogami, piękny, zdrowy okaz chłopca od stóp do głów, odezwał się chłodno:— Mamo i ojcze, w zeszły poniedziałek skończyłem osiemnaście lat.Czy nie uważacie, że powinienem już pójść do wojska?Matka spojrzała nań z pobladłą twarzą.— Dwaj moi synowie już poszli, a jeden z nich nigdy nie powróci.Czy ciebie również muszę oddać, Shirley?Stary bibilijny okrzyk: „Józefa nie ma i Symeona nie ma, a chcecie jeszcze zabrać mi Beniamina”.Wszystkie matki podczas tej Wielkiej Wojny powtarzały mimo woli pełen narzekania okrzyk starego patriarchy sprzed tylu tysięcy lat.— Chciałabyś, żebym był łazikiem, mamo? Pragnę wstąpić do lotnictwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]