[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyczuwał ciężar spoczy-wającej na udach strzelby i słyszał zwykłe szmery pośród drzew.Po wiewiórcez awanturniczą żyłką pojawiły się dwie następne, ale ta pierwsza przewodziła.Gdy Paul, nie poruszywszy się, obserwował je zaciekawiony, ta najzuchwalszapomknęła nagle ku obcasowi jego lewego buta i obwąchała go drżącym noskiem.Dwie towarzyszki ruszyły za nią.Człowiek, rozmyślał leniwie Paul, rozwijasię skokami, jak te wiewiórki, a każde nowe odkrycie wywraca stary świat dogóry nogami.Każdy zwrot rzeczywistości wydaje się zagrażać wiecznej nocy.Przyjrzał się wiewiórkom.Wszystkie trzy badały teraz strzelbę, która mierzyław powietrze obok jego prawego kolana.Ich czarne, zafascynowane oczka zaglą-dały do luf.Próbował wyobrazić sobie, co się czuje, kiedy jest się jedną z nichi na sekundę jego widzenie rzeczywistości rozpłynęło się w fantastycznym, za-wartym w kolumnach i gałęziach drzew świecie skoków i lądowań, snu, głodui nieznanego.Zza najbliższego drzewa nagle wyskoczyła ku niemu nowa wiewiórka.Nie-oczekiwanie ruchy wszystkich zwierzątek nabrały celowości.Gdy do aktualnejtrójki dołączył kolejny przybysz, wszystkie trzy z nienaturalną precyzją, niczymjeden zespół, rzuciły nagle całą masę swych wiewiórczych ciał na czubek wysta-jącej lufy.Strzelba chybnęła się i przechyliła, a wylot lufy oparł się o pierś Paula.W tej samej chwili czwarta wiewiórka skoczyła wprost na spust broni.Wszystko stało się w jednym, eksplodującym ułamku sekundy.Ramię Pau-la ożyło w jednej błyskawicznej i absolutnie precyzyjnej reakcji.Gdy czwartawiewiórka śmigała nad ściółką pokrytą cętkami plam słońca, jego długie palceschwytały zwierzątko w locie i złamały mu kark.Pozostałe wiewiórki szurnęły na wszystkie strony.Nastąpiła cisza.Paulstwierdził, że stoi nad dubeltówką, pośród sterty rozrzuconych gazet, wokół nie90ma żadnych żywych stworzeń, a on trzyma w dłoni martwą wiewiórkę.Serce Paula załomotało gwałtownie.Spojrzał na swoją ofiarę.Czarne oczkazwierzątka były mocno zaciśnięte, jak u każdego żywego stworzenia, zmuszo-nego do podjęcia największego z możliwych ryzyka i zagonionego do szalonejwycieczki w nieznane.Paul poczuł, że gdzieś w głębi jego istoty krwawi rana jak po amputacji.Wewpatrzonych w wiewiórkę oczach pojawiły się łzy.Słońce skrywało się właśnieza chmurą i poszycie lasu przybrało jednolity ciemny kolor.Paul ostrożnie ułożyłmałe szare ciałko u podnóża srebrnego klonu i wygładził zmierzwione futerko.Następnie ujął strzelbę za chłodny metal lufy i zagłębił się pomiędzy drzewa.Gdy wrócił do swego apartamentu w Kompleksie Chicago, Jase czekał już tamna niego. Gratulacje.Nekromanto przywitał go, gdy tylko Paul przekroczyłpróg.Paul spojrzał mu prosto w oczy.Pod naporem tego spojrzenia, Jase mimo wolicofnął się o krok.Rozdział 15Paul w ciągu paru najbliższych dni został członkiem Gabinetu grupy, któ-ra pracowała pod kierunkiem samego Blunta.W skład Gabinetu wchodzili Jase,Kantela, Burton McLeod tego przypominającego dwuręczny miecz mężczyznęPaul poznał już wcześniej w apartamencie Jase a oraz nieokreślony niczymszary opłatek człowieczek o nazwisku Eaton White.White zajmował wysokiestanowisko w sztabie Kirka Tyne a i pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było zabraniePaula na spotkanie z Tyne em dotyczące podjęcia przez Paula pracy w biurze Na-czelnego Inżyniera Zwiata. Przypuszczam odezwał się Tyne, gdy w świetle porannych promienisłońca docierających przez wysokie okna luksusowego biura, położonego dwie-ście poziomów ponad ulicami Chicago, wymieniali uścisk dłoni że zastanawiasię pan, dlaczego żywię tak niewiele wątpliwości przed zatrudnieniem człowiekaGildii jako członka mojego osobistego personelu? Proszę usiąść.Ty też siadaj,Eat.Paul i Eaton White zajęli miejsca w wygodnych fotelach.Tyne również usiadłi wyciągnął nogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]